Kruchy rozejm na Bliskim Wschodzie
Sobotnia operacja
izraelskich komandosów w libańskiej Dolinie Bekaa pokazała, jak
kruchy jest rozejm między siłami izraelskimi a Hezbollahem. Tel
Awiw i Bejrut liczą na zwiększone siły ONZ na południu Libanu, ale
wiele krajów chce najpierw jasnego określenia mandatu tych sił.
20.08.2006 18:10
Władze libańskie oskarżają Izrael o złamanie zawieszenia broni, domagają się wyjaśnień i interwencji od Narodów Zjednoczonych. Sekretarz generalny ONZ Kofi Annan potępił izraelską operację jako pogwałcenie porozumienia o przerwaniu działań wojennych zgodnie z rezolucją 1701 Rady Bezpieczeństwa.
Strona izraelska twierdzi, że zadaniem komandosów było przerwanie dostaw broni dla bojowników Hezbollahu z Syrii i Iranu. Zapowiedziano kolejne takie akcje, dopóki w południowym Libanie nie znajdą się wielonarodowe siły, które będą w stanie przeciwdziałać ponownemu zbrojeniu się Hezbollahu.
Izrael uważa, że operacja nie naruszała zawieszenia broni. Tekst rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ w tej sprawie mówi o całkowitym embargu (na dostawy broni dla Hezbollahu), a ponieważ nie jest ono respektowane, mamy prawo reagować - powiedział w niedzielę izraelski minister turystyki Izaak Herzog.
Minister obrony Amir Perec oświadczył w niedzielę, że Izrael uniemożliwi armii libańskiej dalsze rozmieszczanie się w pobliżu granicy z Izraelem, dopóki wojsko to nie zostanie wsparte przez siły pokojowe ONZ.
Rzeczniczka ministra sprecyzowała, że odnosi się to do tych sektorów południowego Libanu, gdzie znajdują się wojska izraelskie. Perec dodał, że Izrael "nie pozwoli w żadnym wypadku, aby Hezbollah zbliżył się do granicy".
W sobotę armia libańska po raz pierwszy od 30 lat dotarła na granicę z Izraelem, zajmując pozycje przy Bramie Fatimy i przy miejscowości Kfar Kila, na południowym wschodzie kraju. W Brukseli odbędzie się w przyszłym tygodniu, zapewne w środę, spotkanie państw UE w sprawie ich udziału w siłach pokojowych ONZ w Libanie (UNIFIL). Zgodnie z rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ, siły pokojowe ONZ w Libanie mają zostać zwiększone z 2 tys. do 15 tys. żołnierzy. Wiele państw nie zadeklarowało jednak jeszcze udziału w tej misji, chcąc najpierw przeanalizować zasady funkcjonowania sił pokojowych. Kluczową kwestią jest to, czy do zadań żołnierzy ONZ będzie należało rozbrajanie bojówek Hezbollahu.
Prezydent Libanu Emile Lahud przedstawił w sobotę warunki odnośnie sił pokojowych ONZ, które mają być rozmieszczone w Libanie. Jego zdaniem, w skład tych sił nie mogą wejść żołnierze państw mających związki militarne z Izraelem. Ponadto, kontyngenty różnych krajów powinny być jednakowo liczne, "aby żadne państwo nie zdominowało innego".
Nie jest jasne, czy stanowisko Lahuda podziela rząd libański. Prosyryjski prezydent jest politycznym rywalem parlamentarnej większości popierającej premiera Fuada Siniorę.
Libański wicepremier, minister obrony Elias Murr ostrzegł w niedzielę Hezbollah przed złamaniem zawieszenia broni. Zapowiedział, że każde ostrzelanie rakietami terytorium izraelskiego zostanie uznane za "zdradę" i współpracę z Izraelem, gdyż może mu dostarczyć pretekstu do ataku. Zapewnił, że armia libańska zdecydowanie ukarze tych, którzy złamią obowiązujące od 14 sierpnia zawieszenie broni.
Murr dodał, że armia libańska kontroluje już całą granicę z Syrią i będzie się ostro rozprawiać z handlarzami broni. "Nie wykażemy żadnej elastyczności wobec przemytu broni" - ostrzegł minister.