Królewiec walczy z sankcjami i "paragonami grozy". Gubernator wykłada olbrzymią kasę
Pięć nowiutkich promów kursujących po Bałtyku. Na nich pociągi, TIR-y i kontenery wypełnione żywnością i wszelkimi dobrami. Do tego równowartość 170 mln zł dla firm na dopłaty do transportu morskiego. To plan gubernatora z Królewca przeciw drożyźnie. U nich w wakacje również zawrzało z powodu cen.
"Jakoś zupełnie nie da się podzielać optymizmu i entuzjazmu naszych władz, bo większość mieszkańców regionu (...) musi przeżywać wzrost cen wszystkiego. Ale dosłownie wszystkiego! Jak, do cholery, było dobrze i spokojnie w tamtych czasach, kiedy chciwe spojrzenia ze stolicy jeszcze nie padały na Kaliningrad i ta dzika promocja naszego małego przytulnego regionu jeszcze się nie zaczęła" - komentuje autor popularnego w Królewcu bloga "Bursztynowy Kaliningrad".
Podobnie jak u nas, również w rosyjskich kurortach nad Bałtykiem mieszkańcy skarżą się na "paragony grozy" i rekordowe podwyżki cen. Mieszkańcy Królewca winą za wzrost cen obarczają sankcje gospodarcze oraz bogatych turystów z Moskwy, do których kurorty dostosowują ceny.
Tydzień temu do kurortu Zielenogradsk (17 tys. mieszkańców) przyjechało 40 tys. wczasowiczów. W postach serwisu Telegram posypały się żale, że piwo na nadmorskiej promenadzie kosztuje 450 rubli (20 zł), a cena dania głównego z rybą lub grillowanym mięsem przekracza 1000 rubli (ok. 45 zł). Rok temu zjeść i wypić można było za połowę tych kwot.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Burza w Kaliningradzie. Oni też mają "paragony grozy"
Wzrost cen wiązano z trudnościami w zaopatrzeniu. W zeszłym roku w Królewcu brakowało cukru, cementu, sosu pomidorowego, ale też butów sportowych Nike i Adidas (firmy odcięły się od rosyjskiego rynku). Ujawniono przemyt kiełbasy z Polski. Hamburger big-boss (podróbka cheeseburgera McDonald'sa) kosztował równowartość 20 zł. Rosjanie psioczyli na ceny ogórków szklarniowych, bo 295 rubli (13 zł) za kg wydawało się im zdzierstwem.
Przypomnijmy, cześć towarów nie dociera do Królewca ze względu na sankcje albo ograniczenia transportu wprowadzone przez Polskę i Litwę. Przedsiębiorcy są zmuszeni sprowadzać część towarów drogą morską z portu Ust-Ługa koło Sankt Petersburga.
Kilka dni temu Anton Alichanow gubernator przedstawił na swoim kanale Telegram plan działań mających zapobiegać wzrostom cen dóbr codziennego użytku. A nie zapominajmy, że w regionie mieszka prawie milion ludzi (960 tys.). - Firmy otrzymają zwrot kosztów transportu morskiego towarów do i z obwodu kaliningradzkiego ( red. - czyli królewieckiego). Zostało to zatwierdzone przez premiera Rosji Michaiła Miszustina - poinformował gubernator.
Według gubernatora na dopłaty przeznaczono 3,88 mld rubli (około 170 mln zł) jednak ze względu na formalności mało który przedsiębiorca po nie sięgał. Zapowiedział, że firmy zostały zwolnione z obowiązku przygotowania dokumentacji.
Jak twierdzi Alichanow, zwiększy to efektywność systemu dotacji i obniży koszty towarów. Rosyjski urzędnik pokazał też we wpisie zdjęcie nowego promu, który transportuje towary dla Królewca.
Co ciekawe promów wożących towary dla Kaliningradu jest już aż pięć. Przy czym statek "Generał Czerniachowski" to zupełnie nowa jednostka, którą na zlecenie Rosji wyprodukowano w Turcji. Prom rozpoczął rejsy w październiku 2022 roku. W pierwszym półroczu 2023 roku królewieckie promy wykonały 191 rejsów i przewiozły 679 tys. ton ładunków - podała rosyjska agencja transportu morskiego "Rosmorrechflot".
Sankcje na Rosję. Teraz będzie trudniej?
- Sądzę, że będzie trudniej rzucić ich na kolana z pomocą sankcji gospodarczych. Będzie to trwało dłużej, niż zakładaliśmy w Polsce i na Litwie. W obwodzie królewieckim udało się wywołać drożyznę, ale tylko rosyjska klasa średnia, a to mała grupa społeczna, żyje gorzej, bo to im brakuje iPhonów, butów Adidasa i Nike'a, mebli z Ikei - komentuje w rozmowie z WP przedsiębiorca, który przed wojną w Ukrainie handlował z Królewcem.
Jak dotąd, część ekspertów wskazywała, że rosyjska eksklawa terytorialna to oblężona twierdza, która jako pierwsza w Rosji padnie na skutek sankcji.
- Zaskoczyło mnie, że chyba źle oceniamy wytrzymałość Rosjan na różne niedostatki. Mimo działania sankcji trzy czwarte społeczeństwa wciąż popiera wojnę. Wśród tych, którzy żałują wojny, większość powie, że Rosja nie może przegrać. Biednieją, ale zbyt wolno - dodaje, przytaczając badania niezależnej rosyjskiej pracowni Centrum Jurija Lewady, które pokazuję, że większość ciągle popiera agresję na Ukrainę.
Królewiec szczególnie narażony na sankcje
- Nie zgodzę się z twierdzeniem, że sankcje nie oddziałują na obwód królewiecki. Już teraz w obwodzie odczuwalny jest brak niektórych towarów. Inne produkty osiągają z kolei wysokie ceny. Poziom niezadowolenia społecznego wobec polityki Kremla jest relatywnie wysoki. Oczywiście ktoś, kto liczył na szybkie "zduszenie" gospodarki obwodu pewnie się przeliczył, ale z pewnością sankcje działają - komentuje dr hab. Krzysztof Żęgota z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, który zajmuje się sprawami bezpieczeństwa Rosji.
Ocenia, że obwód królewiecki ze względu na swoje eksklawowe położenie jest szczególnie narażony na negatywne skutki sankcji nałożonych na Rosję. Stąd działania władz obwodowych mające na celu uchronienie regionu przed negatywnymi skutkami sankcji, tj. m.in. uruchamianie nowych połączeń z Rosją.
Znamienne jest, że władze obwodu królewieckiego nie przyłączyły się - za zgodą władz federalnych - do blokady polskich firm transportowych, nałożonej przez Moskwę - przypomina Krzysztof Żęgota.
Tymczasem z ostatnich postów gubernatora Alichanowa wynika, iż zamiast na urlop wyjechał na front zaporoski w Ukrainie. Tam spotkał się z żołnierzami ochotnikami z obwodu królewieckiego. Ogłosił, że przekazał im sprzęt wojskowy zakupiony z budżetu obwodu oraz ze zbiórek publicznych.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski