"Król dopalaczy" wolny - prokurator rezygnuje z zażalenia
Nie będzie zażalenia na decyzję sądu, który nie uwzględnił wniosku prokuratury o aresztowanie na trzy miesiące Dawida Bratki, właściciela sieci sklepów z dopalaczami. Poinformował o tym rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania.
14.10.2010 | aktual.: 14.10.2010 17:33
Śledczy zarzucają Bratce (zgodził się na podanie danych) wprowadzenie do obrotu znacznych ilości środków odurzających oraz popełnienie dwóch przestępstw przewidzianych w ustawie o Państwowym Inspektoracie Sanitarnym. Postawiono mu również zarzut dwukrotnego wprowadzenia do obrotu substancji zakazanych przez Głównego Inspektora Sanitarnego.
W związku z zarzutami prokuratura wnioskowała do sądu o areszt dla podejrzanego, motywując to obawą matactwa i zagrożeniem surową karą. Według śledczych mężczyźnie może grozić kara do 10 lat więzienia.
W ubiegłą sobotę sąd nie uwzględnił wniosku prokuratury. Pełnomocnik Bratki mec. Bronisław Muszyński, powiedział wówczas, że sąd nie znalazł podstaw do zastosowania wobec jego klienta aresztu. - Sąd nie podzielił obaw prokuratury co do wysokości kary i obawy matactwa. Nie zastosował też wobec pana Dawida żadnych innych środków zapobiegawczych, uznając, że pozostaje to w gestii prokuratora. A to oznacza, że pan Dawid idzie do domu - powiedział po wyjściu z budynku sądu.
Jak poinformował Kopania, w czwartek ponownie przesłuchano podejrzanego w śródmiejskiej prokuraturze. Po przesłuchaniu zadecydowano o zastosowaniu wobec mężczyzny dwóch środków zapobiegawczych. Nakazano podejrzanemu powstrzymanie się od prowadzenia działalności gospodarczej - produkcji i handlu dopalaczy oraz zakazano mu opuszczanie kraju i zatrzymano paszport.
Rzecznik dodał, że wpływ na taką decyzję ma też m.in. "postawa podejrzanego, którą reprezentuje od soboty". Zaznaczył, iż nadal trwa postępowanie w sprawie i zwrócił uwagę, że jeśli mężczyzna będzie je utrudniał, to prokuratura może ponownie wnioskować o jego aresztowanie.
Bratko został zatrzymany przez policję w ub. tygodniu, gdy otworzył zamknięty i zaplombowany wcześniej przez Sanepid jeden ze swoich sklepów w centrum Łodzi i zaczął sprzedaż. Został przesłuchany przez policję, a następnie przekazany do dyspozycji śródmiejskiej prokuratury.
Ta zdecydowała po przesłuchaniu o przedstawieniu mu dwóch zarzutów z jednego z artykułów ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej, który mówi, że "kto wbrew decyzji Państwowego Inspektora Sanitarnego produkuje, wprowadza do obrotu lub nie wycofa z rynku substancji, preparatu lub wyrobu, podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do dwóch lat".
Po kolejnym przesłuchaniu prokuratura rozszerzyła zarzuty. Bratce zarzucono przestępstwo polegającego na wprowadzeniu do obrotu znacznych ilości środków odurzających. Grozi za to kara do 10 lat więzienia.
Pełnomocnik Bratki już w ub. tygodniu zapowiadał, że złoży odwołanie od decyzji do Głównego Inspektora Sanitarnego, który zadecydował o wycofaniu produktu o nazwie "Tajfun" i wszystkich podobnych do niego środków oraz o natychmiastowym zamknięciu wszystkich punktów, które je oferują. Zdaniem mecenasa sklepy zaplombowano niezgodnie z prawem.
Wszystko wskazuje na to, że pełnomocnik Bratki złoży odwołanie w piątek.
NaSygnale.pl: Zaginęła 14-letnia Klaudia - widziałeś ją?!