Kredyty w dół, bankructwa w górę, ale "jest dobrze". Tak Putin zaklina rzeczywistość
"Nasza gospodarka jest odporna na sankcje", "nasza gospodarka przystosowała się do nowych realiów" - komunikaty płynące z Kremla budzą śmiech już w samej Rosji. Nijak mają się do tego, że skala upadłości konsumenckich jest największa od dekad, a coraz więcej ludzi, aby przeżyć, musi brać chwilówki.
Powiedzieć można wszystko, ale gospodarczych problemów nie da się ukryć. Jest to tym trudniejsze, gdyż o poważnych kłopotach mówią nawet eksperci przychylni Putinowi i jego ekipie. Oczywiście pomijają informacje o przyczynach problemów, ale dane publikowane przez nich wskazują, że rzeczywista sytuacja jest znacznie trudniejsza, niż pokazują media.
Szef państwowego banku VTB Andriej Kostin w rozmowie z "Le Monde", która była przeprowadzana jeszcze w grudniu 2024 r., przyznał, że sektor bankowy i cała rosyjska gospodarka ponoszą skutki zachodnich restrykcji. Wskazał również, że banki przewidują spadek wartości udzielanych kredytów konsumenckich i mieszkaniowych o 20–30 proc. w 2025 r. Okazało się, że nie doszacował skali upadku. Wedle oficjalnych danych Centralnego Banku Federacji Rosyjskiej porównując sierpień 2024 r. do sierpnia 2025 r., wartość udzielanych kredytów spadła o ok. 46 proc.
Putin straszy nową rakietą. Ekspertka ostrzega przed konsekwencjami
Zgodnie z analizami niezależnych rosyjskich ekonomistów, struktura wzrostu gospodarczego jest obecnie sztucznie podtrzymywana przez państwowe zamówienia wojskowe, produkcję zbrojeniową, a także dodruk pieniądza. Ekonomista Aleksiej Zubiec, dawny doradca Banku Centralnego, określił ten model jako "nienormalny", ponieważ nie generuje realnego wzrostu dochodów obywateli i nie sprzyja innowacyjności.
Podobne zjawisko występowało w Związku Radzieckim w latach 80., kiedy pozorny rozwój gospodarczy maskował strukturalne osłabienie i deficyt dóbr cywilnych, co ostatecznie spowodowało upadek ZSRR. W przypadku Federacji Rosyjskiej droga do tego jest jeszcze bardzo daleka, ale już teraz widać rozpad systemu.
Masowe upadłości
Wzrastająca liczba upadłości konsumenckich w Rosji wskazuje na pogłębiające się problemy finansowe gospodarstw domowych. Z danych wynika, że liczba osób fizycznych rozpoznanych jako bankruci zwiększa się dość szybko.
Portal KontrFokus informuje, że w 2024 r. liczba bankructw osób fizycznych wzrosła w stosunku do 2022 roku o około 50 proc. Inny komunikat mówi, że w pierwszym półroczu 2025 r. sąd uznał za bankrutów 259,8 tys. osób, co stanowi wzrost o 35,7 proc. wobec analogicznego okresu roku poprzedniego.
Te dane potwierdza serwis 71.ru, który zauważa, że liczba Rosjan, którzy ogłosili upadłość w 2024 r., wzrosła półtorakrotnie w porównaniu z 2022 r., a liczba wniosków o ogłoszenie upadłości za pośrednictwem Ministerstwa Finansów wzrosła 8,5 raza.
Portal The Moscow Times poinformował, że według danych Federalnego Rejestru Deklaracji Bankructw skala bankructw korporacyjnych w Rosji w 2024 roku wzrosła o ok. 20 proc. rok do roku. Od 2023 r. w Federacji więcej firm się zamyka, niż otwiera nowych - w 2023 r. ta różnica wynosiła 20 tys., a rok później już o ok. 30 tys.
Dlaczego bankrutują?
Rosjanie bankrutują przede wszystkim z powodu rosnących kosztów życia i wzrostu kosztów obsługi kredytu. W warunkach sankcji i mobilizacji gospodarki na potrzeby wojny sektor bankowy znalazł się w trudnej sytuacji. Wzrosły stopy procentowe, a dostęp do kapitału zewnętrznego został ograniczony. Dla zwykłych obywateli oznacza to, że kredyt hipoteczny lub gotówkowy stał się droższy, a spłata już zaciągniętych zobowiązań jest coraz trudniejsza.
Jednocześnie realne dochody ludności maleją. Według danych Rosstatu przeciętny realny dochód rozporządzalny spadł w ciągu dwóch lat wojny o ponad 10 proc., choć w oficjalnych komunikatach władze utrzymują, że "sytuacja się stabilizuje". W praktyce oznacza to, że przy niezmienionych cenach produktów podstawowych i wzroście cen usług, coraz więcej Rosjan traci zdolność do terminowego regulowania zobowiązań. W dużych miastach problem ten dotyka już klasy średniej.
Na sytuację wpływa również odpływ pracowników z rynku cywilnego do sektora wojskowego. Przejście gospodarki na tryb wojenny spowodowało, że tysiące ludzi zrezygnowało z pracy w przemyśle i usługach, by zaciągnąć się do armii lub kontraktować przy produkcji wojskowej. Tam zarobki są wyższe, ale niestabilne i zależne od utrzymania tempa wojny. Dla wielu rodzin kredyty zaciągnięte przed 2022 r. stały się więc pułapką.
Nic się nie dzieje
Oficjalna propaganda Kremla stara się temat bankructw przemilczeć lub przedstawiać w kontekście "ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego" oraz "ogólnej sytuacji geopolitycznej". Ekonomiści związani z instytutami państwowymi, jak choćby wspomniany Zubiec czy Siergiej Głazjew, nie mówią tego wprost, ale w ich wypowiedziach coraz częściej pojawia się ton rezygnacji – że wojna wymaga ofiar także w gospodarce, a stabilizacja może nadejść dopiero po zwycięstwie. To narracja, która ma usprawiedliwiać rosnącą biedę i niepewność społeczną.
Nieco inaczej problem opisują media niezależne, te, które wciąż funkcjonują poza granicami Federacji Rosyjskiej, jak "Meduza", "The Insider" czy "Nowaja Gazieta Europa". Te wskazują, że struktura długów się zmienia, coraz więcej osób traci płynność nie z powodu kredytów hipotecznych, ale pożyczek gotówkowych i mikrokredytów, często zaciąganych na pokrycie codziennych wydatków.
W niezależnych komentarzach pojawia się także sugestia, że Kreml uznaje je za "nieunikniony koszt wojny". Niestety, dla propagandy Kremla, coraz więcej Rosjan zaczyna rozumieć, że wojna, sankcje i gospodarcza izolacja to nie abstrakcyjne pojęcia z telewizji, lecz realność, którą zaczynają coraz bardziej odczuwać. Czy będzie miało to wpływ na przyszłość władców Kremla? Wątpliwe.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski