Krawczyk ma kłopoty, bo chciał mieć certyfikat NATO
Dokumenty świadczące o współpracy Andrzeja Krawczyka z WSW odnaleziono w trakcie wydawania mu certyfikatu dostępu do tajnych informacji NATO – dowiedział się "Wprost".
Prezydencki minister podał się do dymisji 6 lutego po tym, jak Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego znalazła podpisane przez niego w 1982 r zobowiązanie do współpracy z WSW. Media sugerowały, że dokumenty odnaleziono w trakcie likwidacji WSI. W rzeczywistość sprawa wyszła na jaw, bo Krawczyk ubiegał się o tzw. NATO-wski certyfikat bezpieczeństwa.
W dzień po złożeniu rezygnacji minister oświadczył, że deklarację podpisał, bo był szantażowany. Stwierdził, że nigdy nie podjął współpracy z bezpieką, a o fakcie podpisania deklaracji poinformował w 1982 roku kilka zaufanych osób. Jak ustaliliśmy, wśród nich miał być adwokat Stanisław Szczuka, który będzie głównym świadkiem w procesie lustracyjnym Krawczyka. – Mogę powtórzyć pod przysięgą, że Krawczyk się do mnie zgłosił i powiedział mi, że choć podpisał pewną deklarację, nie zamierza absolutnie przekazywać im jakichkolwiek informacji – mówi w rozmowie z "Wprost" Szczuka.
– Oświadczenie tej treści przekazał mi też w formie pisemnej. Niestety zostało ono później skradzione z moje-go biurka podczas włamania – dodaje.
Szczuka, prywatnie ojciec znanej dziennikarki Kazimiery Szczuki, w latach osiemdziesiątych był znanym obrońcą opozycji. Po 1989 roku wywołał skandal, broniąc morderców Grzegorza Przemyka. Kazimiera Szczuka publicznie wówczas odcięła się od postawy ojca mówiąc w rozmowie z "Gazeta Wyborczą", że obrona zomowca przekreśla jego dokonania życiowe. (DK, WF)