Krawczak: Rządowa promocja rodziny tradycyjnej: mama, tata i nic (Opinia)
Państwo zrobiło już całkiem sporo, by zmusić Polki do rodzenia. Choćby blokując ich edukację seksualną i ograniczając im dostęp do taniej antykoncepcji, zakazując aborcji. A Polki i tak rodzą coraz mniej dzieci. Czy powołanie rządowego pełnomocnika do spraw dzietności i "promocji tradycyjnej rodziny" to zmieni?
28.11.2019 | aktual.: 28.11.2019 22:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nową pełnomocniczką rządu do spraw demografii zostanie Barbara Socha, do niedawna specjalistka od marketingu przemysłowego w IBM Polsce.
Barbara Socha to też prezeska Stowarzyszenia Ruchu 4 Marca sprzeciwiającego się edukacji seksualnej w szkołach i stołecznej "Deklaracji Praw LGBT".
Można się domyślać, że dla Barbary Sochy układ, w którym dziecko wychowują na przykład dwie kobiety z rodziną nie ma nic wspólnego.
W jaki sposób jednak precyzyjnie określić, co jest zgodne z tradycją, a co nie?
I w jakim stopniu konserwatywne podejście do rodziny w obecnych polskich uwarunkowaniach, jak rozumiem, posiłkowane nowymi strategiami i promocjami Barbary Sochy, ma szanse nieoczekiwanie wypromować u Polek wielodzietność?
Kiedy na początku XX wieku Bronisław Malinowski wydał esej "Aborygeni Australijscy. Socjologiczne studium rodziny" jego uczeni koledzy musieli przełknąć gorzką pigułkę: wbrew ich wcześniejszym tezom rodziny aborygeńskie miały się świetnie.
Tyle że nie przypominały tych europejskich. Nie obowiązywała w nich monogamia, obyczaje seksualne były swobodne, a ojcowie dzieci nie zawsze dzielili z nimi wspólne geny. I… w niczym to tym rodzinom nie przeszkadzało.
Ani prośby ani groźby
Dokładnie 106 lat później w średniej wielkości kraju nad Wisłą odkrywamy rzecz wstrząsającą. Program 500+ jednak nie okazał się pro-demograficzny, liczba nowych urodzeń coraz bardziej rozjeżdża się z liczbą zgonów A osób LGBT+ jest za mało, aby przypisać im złośliwe siedzenie w heteronormatywnych sypialniach i blokowanie reprodukcji.
Jako państwo zrobiliśmy już przecież całkiem sporo, by zmusić kobiety do rodzenia. W jaki sposób? Choćby utrudniając im dostęp do edukacji seksualnej czy taniej antykoncepcji.
Co ciekawe, ostatni Spis Powszechny potwierdza zgoła nietradycyjne tendencje społeczne: regularnie rosną liczby rozwodów, konkubinatów i narodzin poza małżeństwem. A może jest jeszcze inny powód: znanym w Polsce propagatorom rodziny z tradycją brakuje pomysłów?
Przypomnijmy, jednym z najsłynniejszych dystrybutorów idei tradycyjnej rodziny jest Fundacja Mamy i Taty, zniechęcająca Polaków do rozwodów, za to zachęcająca Polki do rodzenia dzieci.
Fundacji zawdzięczamy legendarną już kampanię "zdążyłam pojechać do Tokio, nie zdążyłam urodzić dziecka", której ironiczne przeróbki do dziś krążą w Internecie. Zawdzięczamy jej także Barbarę Sochę, która od roku kieruje kampaniami społecznymi w fundacji. Kampaniami bez efektów, jak pokazują statystyki.
Skasowanie in vitro
Ze statystyk demograficznych wynikają także kwestie mniej oczywiste. Na przykład taka, że 0,6 procent polskich dzieci to dzieci adoptowane, a 0,7 procent dzieci wychowuje się w rodzinach jednopłciowych. Co piąte dziecko jest wychowywane przez samotną matkę (niespełna trzy proc. - przez ojca).
Coraz więcej dzieci żyje w rodzinach patchworkowych. Ponad jeden procent dzieci urodzonych w latach 2013 – 2016 urodziło się dzięki metodzie in vitro, a to za sprawą krajowego programu refundacji. Którego skasowanie było jedną z pierwszych decyzji rządu Prawa i Sprawiedliwości. Powód? Oczywisty. Program nie promował tradycyjnych metod tworzenia rodziny.
Wygląda na to, że doświadczamy podobnie gorzkiej pigułki, co nieżyjący już koledzy Bronisława Malinowskiego: rodzina w Polsce potrafi się miewać całkiem nieźle. Tyle że coraz częściej nie jest to rodzina w wąskim znaczeniu, jakie widzi dziś rząd i nowa jego pełnomocniczka.
A może jednak potrzebne nam jest po prostu przeformułowanie koncepcji i roli rodziny? Może nie mamy już innego wyjścia?
_Anna Krawczak jest antropolożką, członkinią Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem UW, jak też wieloletnią przewodniczącą Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian".