Zadał 36 ciosów nożem swojej ciężarnej dziewczynie?
Kary dożywotniego więzienia i pozbawienia praw
publicznych na 10 lat zażądała prokurator dla 24-letniego
Marka K., oskarżonego o zabójstwo swojej 16-letniej ciężarnej
dziewczyny i ukrycie jej zwłok.
03.12.2008 16:20
Zdaniem Prokuratury Okręgowej w Krakowie, było to zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i zasługujące na szczególne potępienie, dlatego sprawca powinien zostać ukarany najwyższym wymiarem kary.
16-letnia Marta Bryła zaginęła na początku kwietnia 2006 roku. Po wyjściu ze szkoły nie wróciła do domu. O jej zaginięciu i poszukiwaniach informowały ulotki rozlepione w całym Krakowie i komunikaty w mediach. Początkowo przypuszczano, że została porwana dla okupu, ponieważ pochodziła z majętnej rodziny. W poszukiwaniach uczestniczył jej chłopak Marek K., który dzwonił do rodziców ofiary i dopytywał się o wyniki poszukiwań.
Pod koniec kwietnia ciało zaginionej nastolatki odnaleziono w zbiorniku wodnym w Zakrzowie. Były na nim rany od 36 ciosów nożem. Marka K. zatrzymano następnego dnia. Po kilku dniach przyznał się do zabójstwa.
Wyjaśnił, iż dziewczyna zginęła w domu jego znajomej, do którego miał klucze. Przyczyną - według niego - miał być pozytywny wynik testu ciążowego. Jak podawał, dziewczyna zachowała się wtedy irracjonalnie, odepchnęła go i upadając, wbiła sobie ostrze noża w gardło. Marek K. tłumaczył, że zadał pozostałe ciosy, ponieważ "chciał jej pomóc" i "obawiał się, że nikt mu nie uwierzy".
Zdaniem prokuratury, zabójstwo było zaplanowane, a zabójca chciał ukryć fakt ciąży ofiary, ponieważ planował związać się z inną dziewczyną, Moniką K.. Ona również jest oskarżona w tej sprawie, ponieważ do zabójstwa doszło w domu jej rodziców. Prokuratura zarzuciła jej utrudnianie postępowania karnego, ponieważ nie zawiadomiła organów ścigania. Żąda dla niej kary półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata oraz kary grzywny.
O tym, że zbrodnia została zaplanowana, a nie popełniona w afekcie, świadczy również, zdaniem prokuratury, m.in. fakt, że oskarżony wcześniej odebrał ofierze telefon komórkowy i wyjął z niego baterię, by nie można było go namierzyć. Zaparkował także samochód bagażowy w taki sposób, by móc niepostrzeżenie załadować do niego ciało ofiary, a potem wrzucił obciążone zwłoki do zbiornika, o którym wiedział, że ma zostać zasypany. Wszystko - jak podkreślił pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego - trwało 40 minut.
- Przyznaję się, że Marta zginęła z mojej ręki, ale nie przyznaję się, że to wszystko zaplanowałem. To wszystko jest zbyt bolesne, abym o tym mówił - powiedział przed sądem na początku procesu Marek K. i skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień. W toku procesu on i jego obrońca kilkakrotnie wnosili o ponowne badania psychiatryczno-sądowe, powołując się na przebyte w dzieciństwie zapalenie opon mózgowych. Biegli nie stwierdzili jednak zmian patologicznych w jego mózgu i uznali, że w momencie zbrodni był poczytalny.
- Motyw zabójstwa zakorzeniony jest mocno w egoizmie oskarżonego, w całkowitym braku odpowiedzialności - mówiła w wystąpieniu końcowym przed sądem oskarżycielka publiczna prokurator Magdalena Kuzar-Kot. Według niej oskarżony perfidnie wykorzystał zaufanie młodziutkiej dziewczyny. Kiedy okazało się, że jest ona w ciąży, za najlepsze wyjście uznał zabójstwo. - To budzi szczególną odrazę - mówiła prokurator.
- Nie przeklinam oskarżonego, nie złorzeczę mu, ale w moim przekonaniu oskarżony popełnił podwójne morderstwo. W bestialski sposób zabił mi córkę i nienarodzonego wnuka. Będąc na każdej rozprawie nie znalazłem żadnych okoliczności łagodzących wobec oskarżonego i dlatego uważam, że zabójca powinien spędzić resztę życia za kratami, bo jest osobą z gruntu niebezpieczną - mówił w swoim wystąpieniu oskarżyciel posiłkowy - ojciec ofiary.
Sąd wysłucha mowy obrońcy i ostatniego słowa oskarżonego w przyszłym tygodniu.