Skandaliczne słowa radnego PiS. Miał obrazić dzieci z in vitro
„Współczuję córce pana Krzysztonka (krakowski radny PO), że musi bawić się z dziećmi z in vitro” - miał podobno podczas posiedzenia powiedzieć Adam Grelecki, krakowski radny z ramienia PiS. W środę przedstawiciele mieszkańców debatowali na temat finansowania, z pieniędzy samorządu, zapłodnienia pozaustrojowego. Dzisiaj Grelecki odpowiada na zarzuty i tłumaczy nam, co tak naprawdę powiedział.
12.01.2017 17:54
Po opublikowaniu tych słów przez internautów w mediach społecznościowych rozpętała się burza. Przyglądający się posiedzeniu mieszkańcy miasta zapewniali, że podczas wystąpienia Grelecki powiedział także o tym, że jego zdaniem „dzieci z in vitro to eksperymenty genetyczne jak truskawki. Bez smaku”. Dodał jeszcze, że sama metoda zapłodnienia to przestępstwo, które nie powinno być praktykowane. A krakowscy radni w ogóle nie powinni rozważać finansowania in vitro. „Nie wolno nam tego robić w Polsce, w której urodził się nasz papież” - miał podobno powiedzieć Grelecki.
Na radnego posypały się niewybredne epitety typu „tępy idiota” czy „jesteś nieudanym eksperymentem swoich rodziców”. Pojawiały się głosy rodziców dzieci poczętych metodą in vitro, którzy poczuli się obrażeni. Były także groźby pociągnięcia radnego do odpowiedzialności karnej za takie potraktowanie dzieci.
Chwilę po północy radny zamieścił na swoim profilu na Facebooku oświadczenie, w którym zapewniał, że jego wypowiedzi zostały zmanipulowane. „Moje opinie wypowiadane z mównicy odnosiły się do samej metody zapłodnienia, a nie do dzieci, bo uważam, że każde dziecko niezależnie od tego, w jaki sposób zostało poczęte jest darem.” Radny przeprosił też wszystkich, którzy poczuli się urażeni.
Udało nam się skontaktować z radnym Adamem Greleckim
Zapytaliśmy, co rzeczywiście chciał powiedzieć podczas sesji i dlaczego uważa, że doszło tu do nieporozumienia. – Chodziło mi o to, że współczuję matkom dzieci poczętych metodą in vitro, że miały w życiu takie problemy i że nie udało im się zajść w ciążę w naturalny sposób. Absolutnie nie wartościowałem dzieci, bo dla mnie one wszystkie są takie same, tak samo cenne – tłumaczy radny PiS.
Czy rzeczywiście radny mówił o dzieciach czy o matkach? Nie wiadomo. Stenogramy z posiedzenia Rady nie są jeszcze dostępne. On uważa, że stał się ofiarą tego zamieszania. W nocy ktoś zamieścił na Facebooku jego prywatny numer telefonu. – Całą noc obcy ludzie dzwonili do mnie z pretensjami i pogróżkami. Skasowałem ten komentarz gdzie był podany mój numer, wyciągnę konsekwencje wobec tych osób – mówi radny. Dodaje, że właśnie dzwonili do niego prawnicy ugrupowania z Warszawy i oferowali pomoc w dochodzeniu swoich praw przed sądem. – Muszą odpowiedzieć za swoje słowa. Nie można nikogo obrażać, choć wydaje się, że internet to miejsce, w którym można pozwolić sobie na więcej – podsumowuje radny.
oprac. Joanna Ćwiek