Już nie będzie 1000 złotych becikowego
Radni PO chcą zmienić zasady finansowego wspierania noworodków. Zamiast 1000 zł becikowego proponują od 1 marca bon rodzinny w wysokości 800 zł. Rodzice nie dostawaliby pieniędzy do ręki, ale najpierw na własny koszt robiliby zakupy, a później otrzymywaliby zwrot z kasy miejskiej.
Urzędnicy cieszą się, że radni chcą w kryzysie ograniczyć wydatki miasta, zmniejszając pomoc o 200 zł, ale obawiają się, że nowe zasady mogą spowodować problemy.
W latach 2006-2010 Kraków wydawał na becikowe ok. 9 mln zł rocznie. Inne gminy ograniczyły się tylko do przekazywania 1000 złotych od rządu, Kraków jako jedno z niewielu miast w Polsce przez pięć lat wyłożył 43 mln zł.
Teraz w budżecie brakuje jednak pieniędzy. W 2011 r. wypłacono becikowe za ok. 6 mln zł. Zaległości wynoszą 2,6 mln zł. W tym roku jeszcze nikt nie dostał pieniędzy od gminy. Prezydent najpierw chciał becikowe zlikwidować, później, pod naciskiem opinii społecznej, dawać je tylko najbiedniejszym rodzinom.
Na obie propozycje nie zgodzili się radni i wystąpili z własnym pomysłem. - Po pierwsze gmina oszczędzi, a po drugie będziemy mieli pewność, że rodzice naprawdę wydadzą pieniądze na potrzeby dziecka - mówi radny Stanisław Zięba (PO).
Rodzice najpierw musieliby wyłożyć na zakupy własne pieniądzie. Połowę z 800 zł mogliby wydać na bezpośrednie potrzeby dziecka, np. wyprawkę, pampersy, wózek itd. Resztę powinni przeznaczyć na badania i szczepienia. Następnie z rachunkami musieliby zjawić się w urzędzie i strać się o zwrot funduszy. - To ukróci na przykład organizowanie pępkówek za becikowe - uważają radni PO.
Bon imienny na konkretne dziecko byłby do wykorzystania w ciągu roku od jego urodzin. Rodzice uważąją, że kontrola nad pieniędzmi jest słuszna, ale zmniejszanie wysokości pomocy nie przypada im do gustu. - Becikowe wydam na wyprawkę dla dziecka. 1000 zł to ważna pomoc, ale i tak kropla w morzu potrzeb przy obecnych cenach w sklepach - mówi pani Beata Bialik, mama Jagódki urodzonej wczoraj w szpitalu Ujastek . - Szkoda, że radni chcą zmniejszyć kwotę. Same szczepienia kosztują kilkaset złotych - dodaje.
Urzędnicy miejscy w zmianach proponowanych przez PO widzą oszczędności, ale też problemy - Cieszę się, że radni podejmują temat, ale obawiam się, że trzeba będzie zatrudnić pracowników do sprawdzania faktur i wydawania pieniędzy. W przypadku stypendiów robimy to przelewami - mówi Jan Żądło, dyrektor Wydziału Spraw Społecznych UMK. - Trudno będzie też weryfikować, czy coś zostało kupione rzeczywiście na potrzeby dziecka, czy nie.
Trzecim problemem, według urzędników, jest to, że biedniejsze rodziny mogą nie mieć pieniędzy, aby je założyć i czekać na zwrot. - To musiałoby być załatwiane w ekspresowym tempie, a urzędy raczej tak nie działają - komentuje pani Bialik. Ostateczną decyzję w sprawie bonu radni podejmą 25 stycznia.