Kraków: mieszkańcy boją się, że wielka woda powróci
Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa, odwołał w niedzielę alarm przeciwpowodziowy. - Teraz przydałoby się ogłoszenie alarmu popowodziowego - mówi łamiącym się głosem Alicja Pęgiel, mieszkanka zalanego osiedla Lesisko. Rejony miasta, które zostały zalane, przypominają dziś teren bitwy...
Teoretycznie ewakuowani ludzie mogliby już opuścić hotele i wracać do domów. Tyle, że nie mają do czego. - Na Tynieckiej domy są wciąż zalane. W sobotę wybrali się na miejsce i wrócili załamani - opowiada Maria Piekarczyk, pracująca w hotelu na os. Złotej Jesieni.
Odwiedziliśmy w mieście dzielnice, które zostały zalane przez wodę. W weekend otworzono dla ruchu ulicę Nowohucką. Nadal zamknięte są: Mirowska (od ks. Józefa do węzła autostradowego), Zakamycze, Kamedulska, Skalna (przy ul. Kaszubskiej), Golikówka (przy ul. Strażackiej), Wodzickich i Wrobela.
Do normalności jest jeszcze bardzo daleko.
Bodzów i Kostrze
Pompy wylewające wodę z zalanych mieszkań pracują pełną parą. Na ul. Widłakowej śmierdzi błotem. Mieszkańcy mają pełne ręce roboty. W dzielnicy bez przerwy pracuje 20 wysokowydajnych urządzeń, które pompują 25 tys. m sześciennych wody na minutę. - Dotarły do nas pompy z Frankfurtu, ale z Austrii nie przyjechały, bo tam jest również zagrożenie powodzią - mówi Anna Waśkowska z krakowskiego magistratu. Zalanych zostało kilkadziesiąt domów. Na razie jeszcze nie oszacowano strat.
Ucierpiał również Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie przy ul. Tynieckiej. Zalanych zostało 19 sal i pomieszczenia gospodarcze, woda w budynku sięgająca nawet dwóch metrów, straty wynoszące 700 tys. zł. - W sumie zalało 2 tys. 300 metrów kwadratowych - mówi dyr. Ośrodka Barbara Planta. - Zniszczony jest budynek szkoły i internat.
Dyr. Planta wstępnie ocenia straty. - Zniszczone są pracownie stroicielskie, w tym m.in. 12 pianin - mówi Planta. - Jak mamy teraz pracować z uczniami, którzy przygotowują się do zawodu stroiciela? - pyta.
Ze szacunków Urzędu Miasta wynika, że w całym Krakowie zostało podtopionych 61 przedszkoli, szkół podstawowych, gimnazjów i szkół średnich.
Na Zakolu Wisły. Okolice ul. Nowohuckiej.
Przerwane wały już przestały przeciekać i nie stanowią na razie zagrożenia. - Ulica Nowohucka jest bardzo zniszczona. Jej remont może kosztować nawet 11 mln zł - ocenia Antoni Nawrot, dyrektor wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego. - Dzisiaj powinniśmy mieć już bardziej konkretne szacunki - dodaje. Remontów wymagają również ulice: Saska, Turka, Tyniecka, Wielkanocna czy Widłakowa.
Osiedle Lesisko
Można już do niego dotrzeć suchą nogą. - Tutaj nie ma osoby, która nie zostałaby zalana - mówi Alicja Pęgiel, jedna z mieszkanek. Krajobraz osiedla jest bliźniaczo podobny do innych zalanych części miasta. Pracujące pompy, wystawione przed domy meble i krzątający się ludzie. - Sprzątanie potrwa jeszcze co najmniej tydzień - prognozuje Pęgiel.
Płaszów
W najbardziej poszkodowanej dzielnicy Krakowa życie do normalności nie wróci prędko. Jeszcze w niedzielę przy ul. Koszykarskiej pracowały trzy pompy obsługiwane przez 22 strażaków. Oprócz zalanych ogródków działkowych woda utrzymywała się w garażach i blokach przy ulicach Koszykarskiej, Saskiej i Sarmackiej. - Boję się, że woda powróci, progrozy pogody na nadchodzący tydzień są niepokojące - martwi się Magdalena Gil z Sarmackiej.
- Jak nas zalało, nigdzie nie mogliśmy znaleźć pomocy. Prąd wyłączono w mieszkaniach po godzinie od zalania. Mogło dojść do nieszczęścia - opowiada.
Przez weekend pracowało w Krakowie 500 strażaków z Państwowej Straży Pożarnej i drugie tyle ze straży ochotniczych. - Teraz naszym głównym zadaniem jest wypompowywanie wody z zalanych domów - mówi Andrzej Siekanka, rzecznik małopolskich strażaków.
Powoli kończą swoją działalność sztaby kryzysowe. - Większość ze sztabów wygasza swoją działalność - potwierdza Anna Waśkowska. - Nadchodzi czas porządkowania miasta - zauważa.
Waśkowska opowiada o pracy Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego. - Tylko jedna z siedmiu pracujących tam bez przerwy osób, w ciągu dnia przyjmowała około 370 zgłoszeń od mieszkańców miasta. Teraz na szczęście wszystko zaczyna się uspokajać, ale straty będą bardzo duże. Mogą sięgnąć dziesiątków milionów złotych - mówi.
Przeczytaj więcej w serwisie NaszeMiasto.pl