Koziński: Trzeci rok kadencji to polityczny czyściec. Jak PiS sobie poradzi w zderzeniu ze ścianą? [OPINIA]
W polskiej polityce od lat obowiązuje żelazna zasada: pokaż mi, w jakiej formie kończysz trzeci rok kadencji, a powiem ci, jakie masz szanse w wyborach.
Za rok o tej porze będzie wiadomo, czy PiS dalej będzie miało szansę walczyć o kolejną kadencję rządów. Do tej pory w polskiej polityce rządzące partie traciły władzę w wyniku skandali i afer wybuchających w trzecim roku kadencji. PiS właśnie ten trzeci rok rozpoczyna. Uda mu się wyjść z twarzą ze zderzenia ze ścianą?
Reguła trzeciego roku
Każdy maratończyk wie, że o końcowym wyniku decyduje nie moment startu, forma w pierwszej połowie biegu czy umiejętność finiszowania. Najważniejsze jest przełamanie kryzysu, który dopada biegacza między 30. a 35. kilometrem biegu. Porównuje się go do zderzenia ze ścianą. Wielu właśnie wtedy odpada lub traci okazję na dobry rezultat. Poprawić swoje rekordy mogą tylko ci, którzy szybko i skutecznie przez tę maratońską ścianę przejdą.
Polityka – mierzona sejmowymi kadencjami – przypomina maraton, a odpowiednikiem ściany jest trzeci rok każdej kadencji. To właśnie w trzecim roku rozpadła się koalicja AWS-UW. A rok później AWS - spektakularny zwycięzca wyborów w 1997 r. - nie zdołała wejść do Sejmu. W trzecim roku kadencji SLD w 2004 r. stracił większość sejmową. Także rok przed końcem kadencji wybuchła "afera taśmowa", która pogrzebała ostatecznie szansę Platformy na dobry wynik w wyborach w 2015 r.
Ale reguła trzeciego roku działa też w drugą stronę. PO w trzecim roku swojej pierwszej kadencji rządów skutecznie zarządziła ówczesnymi kryzysami, utrzymała poparcie i w rezultacie jako pierwsza partia wygrała drugie wybory z rzędu. Podobnie PiS. W 2018 r. pojawiały się wyraźne sygnały zmęczenia tej partii rządzeniem – jednak zdobyte wcześniej zaufanie wyborców nie uleciało i dało jej wygraną w wyborach rok później. Nie zdarzyło się jeszcze, by partia władzy utrzymująca w trzecim roku sondażową przewagę później po wyborach oddawała rządy.
Jak będzie teraz? PiS w trzeci rok kadencji wchodzi słabszy niż w analogicznej sytuacji cztery lata temu. O ile w 2018 r. miał stabilną przewagę w Sejmie, o tyle teraz jest ona iluzoryczna – sekretarze klubu PiS pewnie trzy razy liczą posłów przed każdym głosowaniem, by mieć pewność, że i tym razem uda się uciułać minimalną większość.
Ale to kwestia drugorzędna. Dużo większym kłopotem dla Nowogrodzkiej jest cała seria kryzysów, które uderzają w wyborców PiS. Przede wszystkim inflacja – bo galopujące ceny dotykają przede wszystkim w słabiej zarabiających, a właśnie oni dominują wśród elektoratu tej partii.
Na to coraz mocniej nakłada się zachwiane poczucie bezpieczeństwa. Wyborcy PiS pewnie nie analizują szczegółowo, na czym polega konflikt na linii TSUE-Trybunał Konstytucyjny, ale na pewno dostrzegają, że fundusze z UE nie płyną. I pewnie cały czas słyszą o kryzysie na granicy polsko-białoruskiej, agresywnej polityce Putina czy o setkach osób umierających każdego dnia z powodu COVID-19. Żadne z tych doniesień nie łagodzą nastrojów. A do tego dochodzą jeszcze takie kryzysy jak choćby skandal z Łukaszem Mejzą czy wykorzystywaniem Pegasusa przeciwko opozycji.
Spadek notowań PiS jest naturalną konsekwencją tych procesów. Jeszcze w wakacje były one blisko 40 proc., w grudniu krąży na poziomie 30 proc. Trudno jednak by było inaczej, skoro obóz władzy zaczął się kojarzyć jedynie z problemami, a nie rozwiązaniami.
Afery, skandale i spiętrzenie sporów
Mimo morza problemów cały czas za wcześnie, by pogrzebać PiS. Najlepiej pokazują to sondaże z końcówki 2021 r. Widać w nich wyraźnie, jak poparcie dla rządzącej partii słabnie, ale opozycja wcale wyraźnie się nie umacnia. Poszerza się za to kategoria osób, które na pytanie ankieterów o to, które ugrupowanie popierają, odpowiadają: "żadne z powyższych". Można się domyślać, że to są głównie wyborcy PiS. Dziś nie wiedzą, kogo wybrać, więc wycofują się do drugiego szeregu. Czekają.
W tym sensie trzeci rok kadencji okaże się kluczowy. PiS ma cały czas szansę. Jeśli sensownie zarządzi zdarzeniami kryzysowymi, jeśli pokaże wyborcom, że myśli przede wszystkim o nich, a nie o sobie i własnych synekurach, to zaufanie odzyska. Pewnie bardziej z braku laku niż z autentycznego przekonania wyborców. Ale na koniec dnia (kadencji) liczy się to, co w urnie, a nie - z jakimi emocjami Polacy stawiają krzyżyk na karcie do głosowania.
I odwrotnie. Jeśli rok 2022 będzie się kojarzył przede wszystkim z kryzysami, drożyzną i niekończącymi się sporami, to wyborcy odpłyną od PiS na stałe. Tak jak odpłynęli od SLD w 2004 r. czy od Platformy w 2014 r.
Przeczytaj też: Najtrudniejszy rok Kaczyńskiego. Sprawczość stała się mitem, nastał imposybilizm [ANALIZA]
Utrata zaufania Polaków do partii politycznych jest powolnym procesem. Wprawdzie zwykle wskazuje się ważny punkt zwrotny ("afera Rywina" i "afera Orlenu" w przypadku SLD, "afera taśmowa" w przypadku PO), to tak naprawdę dają one tylko efekt kropli przepełniającej kielich.
Bo też skandale z czasów rządów Sojuszu nawet w części by tak nie rezonowały, gdyby wcześniej Polacy nie doświadczyli 20-procentowego bezrobocia. Tak samo "afera taśmowa" nie przyniosłaby aż takiego efektu, gdyby nie narastające przekonanie, że w kraju pogłębiają się dysproporcje majątkowe, a przeciętny Polak nie ma nic (poza wyższym wiekiem emerytalnym) z tego, że Polska jest "zieloną wyspą".
Przykład? Choćby "afera hazardowa" z 2009 r. Potencjalnie miała tę samą siłę co "afera Orlenu". Ale ponieważ wtedy Polacy w swej masie byli zadowoleni z rządów PO, to rozeszła się po kościach. Podobnie jak afera związana z oczekiwaniami łapówki przez szefa KNF od znanego miliardera z 2018 r. – rezonowałaby dużo mocniej, gdyby Polacy stracili wiarę w PiS. Ale oni z rządów tej partii byli wtedy zadowoleni, więc dziś prawie nikt nie pamięta nazwiska osoby, która wtedy kierowała Komisją Nadzoru Finansowego.
Spiętrzenie sporów i kłopotów, które widzimy na progu trzeciego roku tej kadencji, to wyraźny sygnał, że zderzenie z tą ścianą będzie dla PiS wyjątkowo bolesne. Na to jeszcze nakładają się spory wewnętrzne. To także charakterystyczne dla trzeciego roku kadencji: partie nie są jeszcze w trybie wyborczym, więc niespecjalnie nawet maskują napięcia w obozie władzy. SLD i Platforma pod koniec swoich kadencji były tak zajęte sobą, że nawet nie zauważały, jak ucieka im władza. W PiS frontów wewnętrznych też nie brakuje. To kolejny sygnał, że trzeci rok będzie bardzo bolesny.
Nie jest tak, że już dziś można kreślić pełne barwnych przymiotników eseje opisujące, jak PiS po dwóch kadencjach straciło władzę. Ta partia zbudowała sobie silną bazę społeczną, ma największy w Polsce żelazny elektorat, grupę wyznawców, którzy będą na nią głosować bez względu na wszystko. Cały czas też ma po swojej stronie atuty, choćby dobrą sytuację budżetową i pędzącą do przodu gospodarkę. To są rezerwy, dzięki którym Nowogrodzka może przełamać kryzys, przebić się przez tę maratońską ścianę. Ale na pewno nie przełamie tego kryzysu zwykłą siłą rozpędu, jak to miało miejsce w 2018 r.
Jeśli PiS liczy, że obecne spiętrzenie problemów wystarczy przeczekać, to już można się zastanawiać, jak będzie wyglądać skład rządu połączonych sił opozycji. Obecny obóz władzy musi zmienić rytm zdarzeń politycznych. Trwanie w obecnym status quo oznacza dla niego marazm. Rutyną coraz większego wypalenia nie uda się zamaskować. Jeśli PiS nie zdoła tego przełamać, wyborcy sami poszukają pomysłów, które pozwolą krajową politykę z tego dyktatu status quo wyrwać.