PublicystykaKoziński: Niemieckie zbrodnie w Auschwitz. Słowa Merkel usłyszy cały świat [OPINIA]

Koziński: Niemieckie zbrodnie w Auschwitz. Słowa Merkel usłyszy cały świat [OPINIA]

Mocne słowa Angeli Merkel w Auschwitz potwierdzają, że Niemcy przestają relatywizować swą odpowiedzialność za zbrodnie II wojny światowej. Ale na razie mówimy tylko o polityce w wymiarze symbolicznym.

Koziński: Niemieckie zbrodnie w Auschwitz. Słowa Merkel usłyszy cały świat [OPINIA]
Źródło zdjęć: © PAP | ROBERT MICHAEL
Agaton Koziński

Wizyta Angeli Merkel w dawnym obozie koncentracyjnym to wydarzenie, którego znaczenia nie sposób nie docenić i uszanować. Jego wydźwięk symboliczny jest potężny. Nie tylko dlatego, że jest ona dopiero trzecim niemieckim kanclerzem (po Helmucie Schmidcie i Helmucie Kohlu), który się pojawił na terenie Auschwitz.

Przede wszystkim ważne są słowa, które w piątek padły. - Odczuwam głęboki wstyd wobec barbarzyńskich zbrodni dokonanych przez Niemców. Zbrodni, które przekraczają granice wszystkiego co wyobrażalne - mówiła Merkel. - Które słowa mogą oddać ból z powodu wszystkich ludzi, którzy zostali tu upokorzeni, zamęczeni i zamordowani? - pytała retorycznie.

To słowa o kolosalnym znaczeniu, choćby dlatego, że Helmut Kohl (od którego uczyła się politycznego fachu) w Auschwitz publicznie nie powiedział nic. Merkel miała odwagę uczciwie przyznać, że za tę ogromną zbrodnię odpowiadają Niemcy.

Niemcy czy hitlerowcy

Merkel nie jest pierwszym ważnym politykiem, który wygłosił tak mocne słowa, który przypomniał o tym, że za Holokaust, za dramat II wojny światowej odpowiadają Niemcy. Przy okazji rocznicy wybuchu wojny 1 września słyszeliśmy przejmujące słowa z ust prezydenta Franka-Waltera Steinmeira, czy przewodniczącego Bundestagu Wolfganga Schäuble’a.

To ważne o tyle, że nie zawsze Niemcy byli skłonni do tak jasnych deklaracji w publicznych miejscach. Nie przypadkiem często w najróżniejszych miejscach pojawiały się informacje o tym, że za II wojnę odpowiedzialni są "hitlerowcy” – bez słowa, że tymi hitlerowcami byli Niemcy.

Najlepszy symbol tej polityki historycznej to pomnik Holokaustu w centrum Berlina, blisko Bramy Brandemburskiej. Bardzo często podaje się go jako przykład "wzorowego” rozliczenia się Niemców ze zbrodni nazizmu. Ale czy rzeczywiście?

Oficjalna nazwa tego pomnika brzmi: Pomnik Pomordowanych Żydów Europy. Przez kogo pomordowanych? W nazwie nie ma o tym ani słowa – podobnie jak na tabliczce obok tego pomnika wyjaśniającej przyczyny jego postawienia. Przedstawione są na niej szczegóły Holokaustu, skala zbrodni – ale ani słowa o tym, kto za nią stał.

Tak wyglądała niemiecka polityka wobec tragedii II wojny światowej przez lata. W tym roku wydaje się, że coś się zmieniło, że Niemcy ustami swoich najważniejszych polityków umieją uczciwie opowiedzieć o swojej odpowiedzialności za zbrodnie sprzed 80 lat. Ale cały czas aktualne pozostaje pytanie: jak trwała jest ta zmiana.

Rocznica wojny i kolonializm

Retoryka, po którą w piątek sięgnęła Merkel, czy we wrześniu Steinmeier ("Stoję dzisiaj przed polskim narodem bosy...”) jest doniosła i jednoznaczna. Ale wcale to nie znaczy, że taka też jest polityka rządu Niemiec.

Opowiadała o tym niedawno Magdalena Gawin, wiceminister kultury, w wywiadzie dla "Polska Times”. Zwróciła uwagę, że Monika Grütters, odpowiedzialna w niemieckim rządzie za kulturę, odmówiła (mimo początkowej zgody) podpisania apelu, w którym pojawiłoby się wezwanie do zwrotu dzieł sztuki skradzionych w czasie wojny.

Z kolei na posiedzeniu ministrów kultury UE w Bukareszcie, tuż przed 80. rocznicą wybuchu wojny, Grütters zaznaczyła, że Niemcy zamierzają skupić się na rozliczeniu z własną kolonialną przeszłością z XIX wieku tego kraju, uważając to za wyzwanie ważniejsze niż rocznica wojny. "Należy odróżnić publiczne deklaracje od realnych działań” – zauważyła w wywiadzie Gawin.

Dlatego doceniając, że najważniejsi niemieccy politycy umieją stanąć w miejscach największych tragedii II wojny światowej i uczciwie powiedzieć, kto do nich doprowadził, trzeba cały czas pamiętać, że to tylko polityka symboliczna.

Ważna – bo od niej się wszystko zaczyna. Ale póki nie znajdzie przełożenia na politykę realną, te symbole są puste. Jedynie forma pozbawiona treści. Miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.

Tym bardziej, że w Niemczech coraz częściej słychać też głosy ze strona świata polityki, twierdzące, że już czas przestać przepraszać za wojnę. I widać, że orędownicy takiej polityki zyskują popularność.

W tym miejscu widać szczególną odpowiedzialność Polski. Naszym władzom udało się w ostatnich miesiącach dużo osiągnąć w relacjach polsko-niemieckich – ale są to osiągnięcia głównie symboliczne. Bardzo ważne, należy to docenić i za to pochwalić. Ale trzeba też przypomnieć, że to dopiero połowa drogi. Metę osiągniemy wtedy, gdy symbolika przełoży się na rzeczywistość.

Agaton Koziński dla WP Opinie

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)