Koziński: Macron szuka zgody z Polską. Na jakich warunkach? Na razie to pytanie otwarte (Opinia)
Emmanuel Macron wyciągnął rękę do Polski. Miły gest. Pytanie tylko, jak długo francuski prezydent będzie się nim czuł związany.
Przyglądając się wspólnym zdjęciom Andrzeja Dudy i Emmanuela Macrona trudno było uniknąć poczucia pewnego paradoksu. Widząc ich obok siebie, aż rzucało się w oczy, ile ich łączy: polityczna młodość, witalność, wigor. Gdy wspólnie żartowali, można było odnieść wrażenie, że to dwóch kumpli, którzy wyskoczyli razem na miasto, wypić kilka piw i poznać kilka dziewczyn.
Ale potem, gdy nadeszła ich wspólna konferencja, wrażenie tej lekkości minęło. Zamiast uśmiechów - zaciśnięte usta, zamiast sympatycznych gestów - dystans. I słowa – jakże różne, jakże rozbieżne. Niby Duda trzy razy podkreślił, że ma nadzieję, że to przełom we wzajemnych relacjach, ale nawet on sam wiedział, że jest do niego równie daleko jak znalezienia porozumienia między Polską i Komisją Europejską.
Widać wyraźnie, że wizyta Macrona w Polsce to jazda rowerem po kocich łbach, a nie przejażdżka limuzyną zadrzewioną aleją. Ale też pomiędzy kolejnymi wstrząsami można było dostrzec przebłyski słońca. Złudzenie, czy coś więcej?
Co nas łączy, co nas dzieli
Póki co najgłośniejszy cytat z pobytu Macrona w Warszawie to jego komentarz do sporu o reformę wymiaru sprawiedliwości w Polsce. - W rozmowie z prezydentem Andrzejem Dudą wyraziłem zaniepokojenie związane z wprowadzanymi obecnie reformami wymiaru sprawiedliwości. Chciałbym, by w najbliższych tygodniach wzmógł się dialog z Komisją Europejską. Wiem bowiem, że w Polsce, co pokazuje jej historia, głęboko zakorzenione są wartości wolności i sprawiedliwości – mówił francuski prezydent na wspólnej konferencji. Później w podobnym duchu wypowiedział się na konferencji z polskim premierem.
Ale też ten cytat to kolejny paradoks – bo w zależności od tego, czy ktoś pochodzi ze szkoły mówiącej o tym, że szklanka jest do połowy pełna, czy do połowy pusta znajdzie w nim coś dla siebie. Pesymiści natychmiast zwrócą uwagę, że Macron przyjechał i nas poucza. Optymiści dostrzegą, że krytyka była bardzo stonowana. Francuski prezydent w przeszłości atakował Polskę bardzo agresywnie. Tym razem lekko zaznaczył temat. Jest więc różnica.
Ten cytat był najmocniejszy, ale słuchając wystąpień francuskiego prezydenta najpierw u boku Dudy, a potem Mateusza Morawieckiego słychać było, że jednak oba kraje szukają pozytywnej agendy. I znajdują – choćby w kwestiach budowy prototypy europejskiego czołgu, wskrzeszenia formatu Trójkąta Weimarskiego, rozwijania własnej technologii 5G, czy broniąc Wspólnej Polityki Rolnej.
Jak na fakt, że jeszcze niedawno relacje Polski i Francji były bardzo napięte, całkiem spore spektrum ważnych wspólnych tematów. Widać więc, że jest na czym budować.
Dramat wojny, dramat pokoju
Co możemy wspólnie stworzyć? Morawiecki podkreślił, po brexicie że Francja, Niemcy i Polska wspólnie stanowią 42 proc. mieszkańców Unii Europejskiej. Sugestia jednoznaczna: jeśli znajdziemy wspólny język, w trójkę możemy ułożyć całą europejską agendę.
Do Macrona ten argument chyba dotarł, bo sam z siebie wygłosił coś w rodzaju ekspiacji. - Wiemy, że w Polsce wobec partnerów europejskich było poczucie, że pozostawiliśmy Polskę samej sobie, było poczucie upokorzenia – powiedział po spotkaniu z Mateuszem Morawieckim. I zaraz dodał, że czas zacząć "nową kartę" we wzajemnej współpracy.
Owszem, kilku minut dalej po raz kolejny powrócił do kwestii praworządności – jasno podkreślając, że Francja w tym sporze stoi jednoznacznie po stronie europejskich instytucji. Ale starając się wychwycić proporcje, wyraźnie widać, że pozytywna agenda zdecydowanie wzięła górę nad negatywną. Sugestia jednoznaczna: Francja rzeczywiście próbuje znaleźć z Polską wspólny język.
Oczywiście, w polityce nie słowa się liczą, tylko fakty. Przekonamy się dopiero po powrocie Macrona do Paryża, na ile wiążące były więc jego zapewnienia. Z doświadczenia wiemy, że Francuzi mają lekkość do składania ważnych deklaracji, które później okazują się pozostawać na papierze.
"Skończył się dramat wojny. Rozpoczął się dramat pokoju" – pisał Georges Clemencau w książce "Wielkość i nędza zwycięstwa". Ten były premier francuski z okresu I wojny światowej dziś uważany jest za wyjątkowe uosobienie dwóch cech: politycznego pragmatyzmu połączonego z bezwzględnym stawianiem na pierwszym miejscu interesu kraju, któremu służył.
Wygląda na to, że ten cytat idealnie też wpisuje się we współczesne relacje Polski i Francji. Macron swą wizytą zamknął etap politycznej wojny między nami. Tylko czy starczy mu politycznego pragmatyzmu, by przetrwać etap "dramatu pokoju"?
Agaton Koziński jest współautorem książki "Jarzmo wielkości Francji" (wyd. Dialog)
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl