Koziński: Lewica i Solidarna Polska. Żywoty równoległe (OPINIA)
Partie Zbigniewa Ziobry i Włodzimierza Czarzastego walczą o własną podmiotowość, o wyjście z cienia PiS i PO. Częściowo im się to już udało w czasie głosowań nad Funduszem Odbudowy. Ale dalej są dalej niż bliżej celu.
Głosowanie w sprawie Funduszu Odbudowy było – poza wszystkim innym – także jasną deklaracją polityczną. Położeniem fundamentów pod następne wybory. To był jeden z powodów, dla którego wybuchło aż tyle emocji wokół ratyfikacji tego planu. W połowie kadencji trzeba było zająć stanowisko, które później będzie sporo ważyło w kampanii wyborczej. Jak w tej kwestii pozycjonowały się kolejne partie?
Mieć ciastko i zjeść ciastko
PiS zajął stanowisko najbardziej klasyczne – zresztą trudno, żeby było inaczej, skoro to desygnowany przez tę partię pomysł, a premier brał udział w negocjacjach unijnego porozumienia. Długo wydawało się, że zresztą w ten sam sposób zachowają się inne ugrupowania (poza Konfederacją). Jednak gdy Zbigniew Ziobro zapowiedział, że jego Solidarna Polska będzie przeciw, strona opozycyjna ruszyła. Dostrzegła szansę na rozegranie rządu i postanowiła z niej skorzystać.
Tyle że cała materia jest nader skomplikowana. Trochę jak w tenisie przy grze w debla. Stara zasada mówi: jeśli nie masz pomysłu, jak zagrać piłkę, to uderz ją między rywali. Dokładnie taką piłką stał się dla opozycji Fundusz Odbudowy. Przecież główne filary funkcjonowania politycznego Platformy, Lewicy i PSL to mocny anty-PiS oraz jednoznaczny kurs prounijny. A teraz trzeba było to rozdzielić. Opozycja musiała zdecydować: czy złożyć proeuropejskość na ołtarzu anty-PiSu, czy zachować się odwrotnie.
Zobacz również: Senator klubu PiS mocno uderzył w partię Kaczyńskiego
Początkowo trzy główne siły opozycyjne próbowały zjeść ciastko i mieć ciastko. Uznały, że taktycznie przyjmą kurs antyeuropejski i spróbują doprowadzić do upadku rządu. Tyle że wtedy PiS przestał się spieszyć. Ratyfikacja planu, która miała się odbyć w kwietniu, nagle zaczęła łapać opóźnienie.
Aż w końcu ze wspólnego frontu wyłamała się Lewica. Sięgnęła po retorykę spod znaku "Europa jest ważniejsza niż anty-PiS" i poparła wspólnie z partią rządzącą Fundusz Odbudowy. PSL i Platforma zostały z pustymi rękami, bo we dwie zatrzymać ratyfikacji nie były w stanie. Stojąc na radykalnych antypisowskich pozycjach, zostały z niczym.
Nuda i emocje
Kto na tym wygrał? W krótkim terminie na pewno Lewica. Z dwóch powodów. Po pierwsze, może o sobie mówić, że jest najbardziej proeuropejską partią w Polsce – przy wysokim stopniu poparcia dla UE to atut. Po drugie, wyszła z cienia Platformy. Wspólny front opozycji w praktyce sprowadzał Lewicę i PSL do roli przystawki PO. W ten sposób partia Czarzastego stała się (choć trochę) bardziej podmiotowa. To już coś.
Tyle że zyski teraz wcale nie muszą się okazać zyskami w przyszłości. Bo wyobraźmy sobie teraz kampanię wyborczą w 2023 r. Dla uproszczenie dyskusji przyjmijmy, że jej realia są zbliżone do tych, które obserwowaliśmy w roku 2019. Lewica ciągle powtarza: jesteśmy partią odpowiedzialną, poparliśmy Fundusz Odbudowy, bo to polska racja stanu, nie można igrać z przyszłością kraju.
A co mówią Platforma i PSL? Ciągle powtarzają: musimy powstrzymać destrukcję państwa, którą od ośmiu lat funduje nam Kaczyński, tylko odsunięcie PiS od władzy pozwoli zatrzymać katastrofę. Znany język antypisowski, opakowany w nową folię przez sprawnych marketingowców współpracujących z PO.
I dziś wszystko wskazuje na to, że w starciu tych narracji wygra Platforma. Z prostej przyczyny: bo bycie racjonalnym i proeuropejskim w polityce jest zwyczajnie nudne. Można o tym mówić gęsto i długo, ale ludzie będą przełączać kanały w telewizorze. A anty-PiS zawsze chętnie słuchają – bo są w nim żywe emocje, autentyczne przeżycia. Nie przypadkiem hasłami anty-PiS PO dwa razy wygrała wybory, utrzymuje pozycję największej partii opozycji. Lewica pod to hasło już się podłączyć nie będzie mogła. Łamiąc jedność opozycji jako "anty-PiS" straciła swą wiarygodność. Takiego wyboru politycznego dokonała.
W połowie drogi
Wybór proeuropejskiego kursu też nie musi być pewną inwestycją. Pokazał to ostatni Eurobarometr, z którego wynika, że zaledwie 50 proc. Polaków ufa Unii. W porównaniu z ubiegłym rokiem ten wynik stopniał o 6 proc. To największy spadek ze wszystkich krajów unijnych.
Wyraźnie więc widać, że stosunek Polaków do UE się urealnia i staje się w coraz większym stopniu odzwierciedleniem politycznego sporu, który obserwujemy od 2015 r. w kraju. Politycznie tę zmianę obstawił Ziobro. Widać, że bardzo mu zależy na uczynieniu z Solidarnej Polski podmiotowej, samodzielnej partii. Tak jak Lewica chce wyjść z cienia PO, tak SolPol chce przestać być sklejonym z PiS. Dla pierwszej drogą do tego ma być radykalna proeuropejskość. Dla drugiej – radykalna antyeuropejskość.
Ta druga emocja w polskiej polityce jest stosunkowo nowa. Ziobro zdiagnozował ją dość szybko, więc ma szansę na tej fali popłynąć. Ale szybko może też wpaść na rafy. Z dwóch przyczyn. Po pierwsze, na tych pozycjach już jest Konfederacja, która dorobiła się własnych wyborców i nie za bardzo widać powody, dla których ci wyborcy mieliby nagle przekonać się do Ziobry. Po drugie, eurosceptyczne wątki wyraźnie widać też w samym PiS-ie. Nie przypadkiem ważne, coraz bardziej eksponowane miejsce w jej strukturach zajmuje "Ziobro bis" - Przemysław Czarnek. Trzech posłów PiS zagłosowało przeciw FO i nie za bardzo słychać o karach dla nich. Bo Kaczyński widzi, że eurosceptycyzm też daje polityczne punkty – i pilnuje, by zachować wiarygodność na tym polu.
Dziś Lewica i Ziobro znaleźli przestrzeń, na której mogą polityczne zaistnieć – ale sam fakt, że ją znaleźli, nie daje im właściwie nic. SolPol w sondażach nie istnieje, Lewica cały czas się w nich pojawia, bo ma swój żelazny elektorat z dawnych lat. Obie partie są w połowie drogi dopiero. Mają mały sukces, bo wyszły z cienia większych partnerów. Ale teraz druga połowa drogi – konieczność stworzenia czegoś własnego. Bardziej autorskiego, bardziej praktycznego niż proste pro- czy antyeuropejskość.
Ta druga połowa drogi jest zdecydowanie trudniejsza. A od tego, czy obie partie zdołają ją pokonać, zależy ich los w wyborach w 2023 r. Na razie nie wygrały jeszcze nic – natomiast bardzo solidnie naraziły się swoim większym sojusznikom. Za dwa lata się przekonają, czy warto było.