Koziński: Ławrow i Rosja jak z książki Orwella. Ale chcąc okłamać świat, okłamują samych siebie [OPINIA]
Nie wiemy, jak długo potoczy się wojna, ale już wiemy, że w oczach świata Ukraina ją wygrała. Ordynarne kłamstwa rosyjskiego ministra spraw zagranicznych to tylko próba zamaskowania tego stanu rzeczy.
10.03.2022 18:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
To jednak niezwykłe widzieć, jak celnie wielcy pisarze są w stanie antycypować rzeczywistość. W "Roku 1984" George Orwell opisał zjawisko dwójmyślenia, które polegało na dowolnym zmienieniu sensu słów i zdarzeń, w zależności od potrzeb. Istota dwójmyślenia zawierała się w haśle: "Wojna to pokój/Wolność to niewola/Ignorancja to siła".
Napisana w 1949 r. książka Orwella okazała się niezwykle celną satyrą na komunizm. I wydawało się, że jej trafność przeminie wraz z upadkiem tego ustroju i rozpadem ZSRR. Ale teraz powraca ona w pełnej krasie. Tak jak Władimir Putin uderzył na Ukrainę, bo w ten sposób chce wskrzesić Związek Radziecki, tak Sergiej Ławrow, szef rosyjskiej dyplomacji, właściwie w każdej swojej wypowiedzi dowodzi, jak w praktyce wygląda dwójmyślenie.
Słowa Ławrowa nawet trudno nazwać kłamstwem – są bowiem zakłamane na tylu poziomach, tak bardzo oderwane od znanych nam faktów, że stanowią kompletną rzeczywistość równoległą. Ławrow do perfekcji opanował sposób myślenia i przekonywania innych, że wojna jest pokojem. Orwell pisał właśnie o nim.
Ignorancja to siła
Ostatni popis Ławrowa miał miejsce na konferencji prasowej po negocjacjach w Turcji ze swoim ukraińskim odpowiednikiem Dmytro Kułebą. Sam fakt, że ich rozmowy się załamały, nie zdziwił nikogo – bardziej zaskakujące by było, gdyby udało im się wypracować jakieś porozumienie. Ale sposób, w jaki Ławrow opisywał wojnę na Ukrainie po tych negocjacjach, w pełni dowiódł, w jak bardzo odmiennym stanie rzeczywistości funkcjonują elity kremlowskie.
"Nie zamierzamy atakować innych państw. Tak naprawdę nie zaatakowaliśmy Ukrainy" - bez żadnego skrępowania, z kamienną twarzą oświadczył Ławrow do kamer telewizyjnych. I dalej ciągnął swój wywód w tym duchu. Stwierdził, że Rosja wcale nie zniszczyła w Mariupolu szpitala położniczego, tylko miejsce, w którym ukrywali się naziści. Przekonywał, że Ukraina przygotowywała się do ataku chemicznego na Rosję. Oskarżył Zachód o to, że zbroi Ukraińców w najnowszą broń, dodając, że działania Rosji służą jedynie stabilizacji sytuacji – temu właśnie służy "specjalna operacja" na terenie Ukrainy.
Wszystkie te kłamstwa są tak odrażające, że właściwie nie powinno się ich omawiać, a jedynie zastanawiać się, w jaki sposób można najskuteczniej pozbawić takie osoby jak Ławrow możliwości występowania na forum publicznym w jakiejkolwiek roli. Ewentualnie rozważać, czy tego typu uwagi wystarczą, by odpowiadać przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze za zbrodnie przeciwko ludzkości. Ale mimo naturalnego odruchu oburzenia, które wywołuje słuchanie/czytanie tych wszystkich konfabulacji, warto się na nich chwilę skupić. Bo tylko w ten sposób dojdziemy do tego, dlaczego w środku Europy w XXI wieku wybuchła wojna.
Zobacz także
Ławrow powtarza kalki o tym, że "wojna to pokój". Ale jest to możliwe, bo współczesna Rosja w to wierzy, podobnie zresztą jak pozostałe części składowe hasła z książki Orwella. Przecież Rosja wcale nie chce zniewolić Ukrainy – ona tylko zaprowadza tam wolność, wyzwala mieszkańców tego kraju od "nazistowskich władz złożonych z narkomanów" – jak ogłosił Putin kilka dni przed agresją. Sposób, w jaki w pierwszych dniach wojny poruszali się rosyjscy żołnierze, sugeruje, że oni naprawdę w to wierzyli. Nawet niespecjalnie się kryli, jakby czekali, aż lokalna ludność rzuci im się na szyję, dziękując za wyzwolenie. Zamiast kwiatów doczekali się jednak javelinów i baykarów – i potrzebowali kilka dni do tego, żeby zrozumieć, że nie wszystko wygląda tak jak myśleli, że wygląda.
Tylko tu nasuwa się kolejne pytanie: skąd właściwie wzięło się u nich to przekonanie, że oni nie są agresorami, tylko misją pokojową? Stąd, że Rosja rządzona przez Putina stała się państwem zbudowanym zgodnie z regułą "ignorancja to siła". Rosjanie kompletnie nie wiedzą nic o świecie – poza tym, że Putin jest najważniejszym, jedynym punktem odniesienia.
Nie przypadkiem opublikowany kilka dni temu sondaż pokazał, że 68 proc. społeczeństwa popiera wojnę. Intuicyjnie – choćby widząc, jak mikre są protesty przeciwko wojnie – czujemy, że Rosjanie akceptują ten sposób prowadzenia polityki przez Kreml. Ich ignorancja, nieznajomość elementarnych faktów o tym, co się dzieje na świecie, daje Putinowi siłę – bo bez względu na to, co się wydarzy, on wie, że u siebie jest suwerenem absolutnym. Ludzie uwierzą we wszystko, co im powie. Także w to, że Rosja "nie zaatakowała Ukrainy".
Współczesny symbol odwagi
Ale rzeczywistość równoległa, którą stworzyli Putin i Ławrow, ma jedną zasadniczą wadę: nie sprawdza się na dłuższą metę. Gdyby tak było, to komunizm – budowany zgodnie z regułami dwójmyślenia - pewnie by dalej istniał. Ale on upadł w naszej części Europy, zbankrutował, nie tylko gospodarczo, ale też moralnie. Ludzie nie byli w stanie dłużej znieść ciągle pogłębiającego się rozdźwięku między tym, co słyszeli w telewizji i tym, co widzieli za oknem. Z tego powstała "Solidarność", a później wybuchła "aksamitna rewolucja".
Solidarność stała się symbolem Polski po 1989 r. I dokładnie tak samo walka, którą teraz toczą Ukraińcy przeciw Rosjanom, stanie się ich symbolem, ich tożsamością. Nie wiemy, jak długo jeszcze potrwa wojna, nie wiemy, jak będzie ona wyglądała za kilka dni, kilka tygodni, być może miesięcy. Ale bez względu na to, wiemy na pewno, że Ukraina wygrała. Brutalność, cynizm i pogarda dla świata, z jaką Rosjanie zaczęli ten konflikt, sprawia, że w naturalny sposób sympatia całego świata skupiła się wokół Kijowa.
W ten sposób Ukraina zdobywa bezcenny kapitał we współczesnym świecie: podziw, szacunek i sympatię. Dla tego państwa, które tak naprawdę istnieje na mapie świata od 1991 r., to rzecz bezcenna. Jeszcze kilka lat temu mało kto sobie uświadamiał poza Europą, że Kijów jest stolicą niezależnego państwa. Jeszcze kilka lat temu wywody Putina o tym, że Ukraina jest "sztucznym państwem", w wielu krajach traktowano by jako opis naturalnego stanu rzeczy. Dziś to niemożliwe. Ta wojna sprawiła, że Ukraina w oczach całego globu stała się symbolem odwagi, walki o wolność i niezależność. Bijąc się z Rosjanami, wywalczyła sobie miejsce w świadomości świata. Ignorancja Rosjan staje się teraz jej siłą. W tym sensie Ukraina już tę wojnę wygrała.