Kowboj na nieoświetlonym koniu
Mandat w wysokości 15 tysięcy koron (1,8 tys. złotych) grozi 52-letniemu mieszkańcowi okolic Zlina, który został złapany przez miejscową policję po brawurowej ucieczce, kiedy wracał do domu pijany na... nieoświetlonym koniu.
Pod wpływem alkoholu nie może znajdować się żaden kierowca. A jest nim nie tylko kierowca samochodu, motocyklista czy rowerzysta, ale także ten, kto jedzie na zwierzęciu. Zatrzymanemu kowbojowi grozi więc taki sam mandat jak pijanemu kierowcy - do 15 tysięcy koron - powiedział Ivo Mitaczek, rzecznik prasowy policji w Zlinie na Morawach, niedaleko granicy ze Słowacją. Dodał, że mężczyzna odpowiadać będzie także za jazdę "na nieoświetlonym koniu".
W nocy z wtorku na środę patrol zlińskiej policji zauważył na lokalnej drodze mężczyznę jadącego koniem na oklep. Kiedy policjanci chcieli go zatrzymać, rzucił się do brawurowej ucieczki. Ścigało go kilka radiowozów. Po kilkukilometrowej pogoni policji udało się zatrzymać czeskiego kowboja dopiero wtedy, kiedy spadł z konia do strumienia.
Nawet wtedy pijany mężczyzna bronił się z taką determinacją, że policjanci musieli uciec się do użycia "bezpośrednich środków przymusu", czyli - jak wyjaśnił rzecznik Mitaczek - do "uderzeń, kopów i chwytów".
Jeździec, któremu - w odróżnieniu od sytuacji pijanego za kierownicą - nie grozi odebranie prawa do jazdy na koniu, mieszka w gospodarstwie oddalonym od najbliższej gospody w Żelechovicach pod Zlinem o 12 kilometrów.
Kiedy chciał się napić, zawsze przyjeżdżał na koniu twierdząc, że kiedy się opije, nie może prowadzić samochodu - powiedział barman z piwiarni, gdzie gasił pragnienie czeski kowboj. (mk)