Kosztowne rozstanie
Odchodzący prezydenci, burmistrzowie, wójtowie i starostowie nie chcą dzielić się swoimi odprawami.
30.11.2006 | aktual.: 30.11.2006 13:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po latach pracy dla swoich gmin, miast czy powiatów wyborcy powiedzieli im: „do widzenia”. Nie wiedzieli, że samorządowcy na otarcie łez po pożegnaniu z władzą mogą jeszcze dostać nawet 15 200 zł odprawy. W całym województwie szukaliśmy polityków, którzy choćby część tej kwoty oddadzą biednym. Znalazł się tylko jeden.
– Od ośmiu lat grudniową pensję w całości przeznaczam na prezenty dla biednych dzieci. Tak samo chciałem zrobić w tym roku. Nawet nie myślałem o tym, ile dostanę odprawy – mówi Szymon Pacyniak, członek odchodzącego zarządu województwa. – Ale skoro ją dostanę, mogę przekazać na ten sam cel właśnie te pieniądze– dodaje. Pacyniak to jedyny samorządowiec, który część swojej odprawy odda na cele charytatywne. Pięciu członków zarządu województwa dostanie tyle samo: 15 200 zł. Bo więcej się nie da.
– Każdemu urzędnikowi samorządowemu, który został wybrany w wyborach, przysługuje odprawa w wysokości trzech miesięcznych poborów, jednak nie więcej niż 20-krotność najniższego wynagrodzenia– tłumaczy Andrzej Król, zastępca dyrektora wydziału prawnego w urzędzie wojewódzkim. Oznacza to, że maksymalna kwota odprawy w przypadku odchodzących wójtów, burmistrzów i prezydentów miast może wynieść nawet 15 200 zł. Co z nimi zrobią byli szefowie urzędu marszałkowskiego?
– Nie zastanawiałem się jeszcze nad tym. Nie wiem nawet, ile to pieniędzy – mówi Artur Paprota (LPR), wciąż jeszcze członek zarządu województwa. Kiedy mu powiedzieliśmy, o jaką kwotę chodzi, i spytaliśmy, czy choć część pieniędzy przekaże jakiejś organizacji charytatywnej, uniknął odpowiedzi, powtarzając tylko, że się nad tym nie zastanawiał. Oprócz marszałków najbardziej znanym dolnośląskim politykiem, który opuści swój urząd jest Józef Kusiak. Ustępujący prezydent Jeleniej Góry otrzyma maksymalną możliwą odprawę. Gdyby nie górny pułap, dostałby znacznie więcej – zarabiał 11 tysięcy złotych miesięcznie. Nam powiedział, że może część pieniędzy przeznaczyć dla naszego dziennikarza, gdyby mu zabrakło np. na czynsz.
Nie oddam i już
Inni samorządowcy też nie chcą słyszeć o oddawaniu odpraw. Edward Jakimiak, wójt Wińska, oprócz odprawy ma jeszcze do odebrania pieniądze za 30 dni niewykorzystanego urlopu. Na wczasy nie pojechał, bo jak twierdzi, nie miał na to szans. Nie miał zastępcy, więc rządzenie pochłaniało go absolutnie. Teraz się wypalił i chce odpocząć. Nie wie co będzie robił, a na emeryturę jest za wcześnie. Dlatego swojej odprawy nie odda na cele charytatywne, bo nie wie, z czego będzie żył. Są tacy, którym 15 tysięcy nie wystarcza i chcą dostać więcej.
Odchodzący burmistrzowie Kowar i Szklarskiej Poręby, Dariusz Rajkowski i Zbigniew Misiuk, mają dostać prawie 18 tys zł. Dlaczego? Bo skarbnicy w tych gminach naliczają 20-krotność pensji minimalnej, a nie najniższej. – To kwestia, jak się zinterpretuje prawo. Spotkam się z radcą urzędu i wtedy zadecydujemy o wysokości odprawy, chcę się skontaktować też z przedstawicielami innych gmin, aby skonsultować, jak oni to załatwią– przyznaje Mieczysław Ławer, skarbnik Kowar. Czy burmistrzowie choćby rozważali rezygnację z tych pieniędzy? Dariusz Rajkowski z Kowar nie chce rozmawiać o swojej odprawie. – Przestaję być osobą publiczną, zaczynam być prywatną. To moja sprawa co zrobię z tymi pieniędzmi mówi krótko.
Bo nie mieli urlopów
Jednak to nie wszystkie pieniądze jakie przysługują odchodzącym samorządowcom. Jeśli nie odbierali urlopów, przysługuje im ekwiwalent. A nie są to małe kwoty. Maria Jaworska, były wójt Dobromierza, ma nieodebranych 78 dni urlopu, za co dostanie ok. 20 tys. zł brutto. Plus oczywiście odprawa. Skąd wzięła tyle urlopu? Jaworska twierdzi, że nie miała czasu brać wolnego. Zaczęła pracę w drugiej kadencji już z ogromnymi zaległościami. Prawie trzyletnimi. Gdy w 2002 roku wygrała wybory, miała dwa wyjścia. Albo wziąć ekwiwalent, albo przejść na nowe stanowisko za porozumieniem stron, wraz z zaległym urlopem. Wybrała drugie rozwiązanie.
– I wybierałam po 1,2 czasami 4 dniach ten urlop– tłumaczy pani wójt. Udało się wykorzystać urlop za poprzednią kadencję, ale za tę, z której teraz odchodzi, już nie. Józef Piksa, były wójt Walimia, ma zaległych 60 dni. Otrzyma ok. 42 tys. zł. Za urlopy sporo pieniędzy dostaną także Adam Łącki, były starosta kłodzki (ok. 19 tys. zł), czy były starosta dzierzoniowski, (ok. 20 tys zł) czy Roman Lipski, były burmistrz Kłodzka (ok 18 tys. zł). – Jeśli chodzi o urlopy wójta, powinien ich pilnować przewodniczący rady. Tyle, że teraz nie ma już kogo rozliczyć, bo przecież przewodniczący się zmienił – mówi Andrzej Król.
KONTRAKT Z WYBORCĄ
Grażyna Kopińska z Fundacji im. Batorego Osoby, które są wybierane na jakąś funkcję, z góry wiedzą, na ile czasu wyborca podpisał z nimi kontrakt. Jeśli biorą odprawę, gdy skończyła się im kadencja, jest to co najmniej dziwne. Przecież zawiązując kontrakt z wyborcą polityk z góry wiedział, na jaki czas to robi. Sytuacja jest jeszcze bardziej nielogiczna, żeby nie użyć ostrzejszych słów, gdy polityk ubiegał się o reelekcję i przegrał. Przecież jest to równoznaczne z tym, ze wyborcy negatywnie ocenili jego, czy jej pracę. Nie rozumiem, za co miałby dostawać jakieś dodatkowe pieniądze.
Bartłomiej Knapik