Koszmarna plaga dotarła do Rzymu. Są zgony. Ludzie w coraz większym strachu
Rzym zmaga się z plagą szerszeni. Owady te są wyjątkowo niebezpieczne, a spotkanie może się naprawdę źle skończyć. - Wszystko przez wysokie temperatury i śmieci. To brudne miasto - ocenia ekspert.
Od dwóch lat w Rzymie rozprzestrzeniają się szerszenie wschodnie. Doniesienia mnożą się, mówi się już o pladze, z jaką przyszło się zmierzyć mieszkańcom stolicy Włoch. O problemie pisze teraz "The Guardian". Brytyjski dziennik opowiada historię Andrei Velardiego, który dotkliwie przypłacił spotkanie z owadem.
Upalny wieczór mężczyzna spędzał w domu swego przyjaciela w centrum Rzymu. Gdy zasiadali do kolacji na tarasie, gospodarz próbował przepędzić chmarę szerszeni. Jeden z owadów wylądował pod stołem. Chociaż był na wpółżywy, to użądlił Andreę w stopę. Mężczyzna poczuł rozdzierający ból. - Moja stopa spuchła tak bardzo, że nie mogłem chodzić. Od razu wiedziałem, że to nie jest zwykłe użądlenie osy - opowiada Włoch, który przez dłuższy czas musiał się potem poruszać o kuli.
Ofiara śmiertelna szerszeni
Z relacji Włocha wynika, że mieszkańcy Rzymu mają prawdziwą gehennę z szerszeniami. - Są wszędzie - podkreśla mężczyzna. To samo mówi również zoolog Andrea Lunerti, którego miasto "w obliczu braku strategii walki z szerszeniami" zaangażowało do usuwania gniazd. - Odbieram mnóstwo telefonów zewsząd. Ich gniazda są ogromne, mieści się w nich od 700 do 1000 owadów - mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przykładowo, ostatnio Lunerti został wezwany do domu starszej kobiety, która wróciła z wakacji na Sardynii i znalazła w szczelinie w łazience gniazdo z 800 szerszeniami. Z kolei w zeszłym tygodniu podczas mycia okien 50-latek został zaatakowany przez rój - mężczyzna zmarł po upadku z drabiny.
Lunerti twierdzi, że do rozprzestrzeniania się szerszeni przyczyniają się zarówno utrzymujące się wysokie temperatury, jak i zalegające śmieci. - Rzym to bardzo brudne miasto z najgorszą gospodarką odpadami komunalnymi - wszędzie są otwarte kosze na śmieci - mówi zoolog.
Źródło: "The Guardian"