Kościół miał współpracowników w kręgach władz PRL
Kościół miał własnych "tajnych współpracowników" w kręgach władzy PRL. Jednym z nich był Stanisław Woźniak, w latach 50. szef wydziału ds. wyznań w Katowicach, który ostrzegał tamtejszego biskupa przed księżmi-agentami i wspomagał budowę kościołów - podaje "Biuletyn IPN" z kwietnia, poświęcony walce PRL z Kościołem.
W artykule pt. "Przecieki i wycieki" Łucja Marek z IPN w Katowicach opisuje bolesne dla władz przypadki, gdy tajne informacje o sposobach walki z Kościołem "zdradzały osoby z kierowniczych stanowisk, które miały nadzorować realizowanie polityki wyznaniowej państwa, a przechodziły na stronę 'wroga'"; niektórych z nich władze uznały wręcz za "współpracowników kurii".
Według artykułu, najważniejszym był właśnie Woźniak, usunięty za to w 1958 r. z funkcji kierownika katowickiego wydziału Urzędu ds. wyznań. Jak ustaliła SB, która rozpracowywała Woźniaka, jego "usługi" na rzecz kurii datowały się od 1956 r., a "inicjatorem pozyskania" był biskup-koadiutor katowicki Herbert Bednorz. Według ustaleń SB, Woźniak spotykał się regularnie z bratem biskupa, a sporadycznie z nim samym, przekazując informacje i "przyjmując zlecenia", za co - według SB - miał być wynagradzany.
SB zarzucała Woźniakowi, że "poważnie ułatwił represjonowanie księży postępowych" (czyli służących władzom) przez wyrażanie zgody na propozycje kurii co do obsady stanowisk kościelnych; sprzeciwił się takiej propozycji kurii tylko raz - jak podkreślano - "na interwencję SB". Oskarżano go także, że przestrzegał bp. Bednorza, iż "księża ubiegający się o paszport zagraniczny są wykorzystywani przez SB". Podał nawet biskupowi przykład kapłana, którego podejrzewał o współpracę z SB, zalecając wobec niego ostrożność (w IPN są akta tego zwerbowanego przez SB księdza).
SB szczególnie oburzona była tym, że Woźniak "przyczynił się do rozbudowy budownictwa sakralnego", wydając zezwolenia na budowę kościołów bez zgody Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej. Władze utrudniały potem realizację wydanych przez Woźniaka pozytywnych decyzji budowlanych, a nawet je cofały. Według SB, podwójna gra Woźniaka była możliwa dzięki postawie bp. Bednorza, który w rozmowach z władzami "świadomie uskarżał się na Woźniaka po to, by umocnić jego pozycję u przełożonych". Ponadto, by nie zdemaskować swego źródła, również w rozmowach z księżmi biskup "ciskał gromy pod jego adresem".
SB nie udało się ustalić "wszystkich faktów ilustrujących współpracę Woźniaka z kurią oraz charakteru sprzedawanych przez niego informacji". Konkludując, SB stwierdzała, że przypadek Woźniaka sprawił, że hierarchowie mogli sądzić, "iż pracownicy z odpowiedzialnych stanowisk partyjnych i państwowych są jednak możliwi do pozyskania i należałoby śmielej podchodzić do nich". Artykuł nie podaje, czy i jakie konsekwencje władze wyciągnęły wobec Woźniaka.
Zdaniem SB, sprawa tak "rozzuchwaliła" kurię katowicką, że w 1959 r. bp Bednorz podjął próbę "pozyskania do współpracy" kolejnego kierownika wydziału ds. wyznań Władysława Dybę, którego szybko odwołano, podejrzewając o poufne kontakty z kurią.
SB skarżyła się także, że sufragan katowicki bp Juliusz Bieniek poleca księżom pisemnie opisywać "każdy najmniejszy fakt konfliktowy między klerem a władzami świeckimi". "Gromadzone przez bp. Bieńka o tym charakterze informacje - jak sam twierdzi - mają posłużyć w przyszłości historykom jako materiał do opracowania istniejących stosunków między państwem a Kościołem" - pisano w 1966 r. w charakterystyce biskupa. "I rzeczywiście - zgromadzone przez biskupów katowickich 'przecieki' są cennym źródłem dla historyków badających trudne stosunki państwo-Kościół w okresie Polski Ludowej" - podsumowuje Łucja Marek.