Kościół, dzieci, kariera, czyli 3 razy "K"
Autorem słynnego powiedzenia "Kościół, kuchnia, dzieci" (tzw. 3 razy "K" od niem. "Kirche, Küche, Kinder") był podobno cesarz Wilhelm II. Połączenie to wpisuje się w bardzo tradycyjny podział ról w rodzinie, w której kobieta zajmuje się jedynie domem, poświęcając nieraz własne ambicje zawodowe.
26.04.2006 09:00
Dla feministek "3 razy K" jest symbolem zniewolenia, jednak dziś za sprawą Urszuli von der Leyen (na zdj.), nowej minister ds. rodziny w niemieckim rządzie federalnym, drugie "K" nie oznacza już "kuchni", a karierę. Planowaną reformą polityki prorodzinnej w Niemczech pani minister z CDU, matka 7 dzieci, wywołała potężną dyskusję. Debata dotyczy nie tylko ulg podatkowych dla rodzin wielodzietnych, ale również wielkiego sporu o stosunki między państwem a Kościołami.
Cały spór zaczął się od spotkania minister Urszuli von der Leyen z przedstawicielami dwóch największych Kościołów chrześcijańskich. W obecności hanowerskiej biskup luterańskiej Margot Käßmann oraz rzymskokatolickiego arcybiskupa Berlina, kardynała Georga Sterzinsky’ego, pani minister ogłosiła "Sojusz na rzecz wychowania" (Bündnis für Erziehung). W ciągu najbliższych miesięcy opracowane zostaną wytyczne dla federalnego programu wychowania, który ma być oparty na wartościach chrześcijańskich. Zasady konstytucji wynikają w dużej mierze z wartości chrześcijańskich, dlatego Kościoły są naturalnymi partnerami w dyskusji – uważa van der Leyen.
Oburzeni zachowaniem minister są nie tylko przedstawiciele opozycyjnej partii liberalnej FDP, Zieloni, część współrządzącej SPD, ale nawet spora grupa posłów chadeckiej CDU oraz przedstawiciele Żydów i muzułmanów, którzy nie zostali zaproszeni na spotkanie przez panią minister. Suchej nitki na minister nie zostawiła niemiecka prasa, w szczególności znany z dość krytycznego nastawiania wobec Kościołów centrolewicowy tygodnik Der Spiegel.
Ostatni numer magazynu kpi z pani minister, twierdząc, że im dłużej mówiła, tym bardziej można było odnieść wrażenie, że dziennikarze nie zostali zaproszeni na konferencję prasową, a na godzinę biblijną. Der Spiegel drwi, że kardynał Sterzinsky nie nadążał z przytakiwaniem pani minister, a biskup Käßmann nie schodził z twarzy "błogosławiony uśmiech". Der Spiegel cytuje francuskiego dziennikarza, który miał zapytać, czy w Niemczech istnieje jeszcze rozdział Kościoła od państwa.
Według propozycji von der Leyen każda, zawodowo aktywna kobieta otrzymywałaby do 1800 euro miesięcznie, jeśli zdecydowałaby się pójść na urlop macierzyński. Pieniądze wypłacane byłyby przez okres 10 miesięcy z możliwością przedłużenia na 12 miesięcy, jeśli mężczyzna zdecyduje się na częściowy urlop ojcowski. Minister argumentuje, że współczynnik dzietności w Niemczech jest zastraszająco niski i obowiązkiem rządu jest zachęcanie niemieckie małżeństwa do posiadania potomstwa.
Zwolennicy pomysłów pani minister argumentują, że jeśli negatywna tendencja demograficzna utrzyma się, to za kilkanaście lat w niemieckich szkołach uczyć się będą wyłącznie dzieci z krajów muzułmańskich. Nie jest to argument bez znaczenia w świetle niedawnego skandalu, jaki wybuchł w berlińskiej szkole Rüttli, w której prawie 90% uczniów stanowią cudzoziemcy. Nauczyciele napisali otwarty list do senatora (odpowiednik ministra) edukacji w Berlinie, w którym rozpaczliwie błagali władze o pomoc w zaprowadzeniu porządku w szkole. Narkotyki, niezwykle brutalna przemoc uczniów wobec innych uczniów i nauczycieli zmusiły grono pedagogiczne do ogłoszenia kapitulacji. Mamy dość! Poddajemy się - napisali. Przeciwnicy pomysłów pani minister twierdzą, że państwo bezprawnie miesza się w wychowywanie dzieci i to przy pomocy Kościołów, mimo iż konstytucja Niemiec gwarantuje świeckość państwa. Argumentują również, że kluczem do rozwiązania problemu jest profesjonalna opieka dzieci w ramach systemu edukacji - tzw. szkoły
dzinne lub rozbudowana sieć przedszkoli.
Urszula von der Leyen jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych członków rządu Angeli Merkel. Od wielu lat związana była z CDU. Partia ta podczas każdej kampanii wyborczej podkreśla wagę rodziny i znaczenie polityki przychylnej macierzyństwu. Jednak retoryka prorodzinna w ustach bezdzietnej pani kanclerz Angeli Merkel, minister edukacji Annette Schavan oraz Marii Boehmer, szefowej grupy kobiet CDU, brzmi mało przekonywująco. Urszula von der Leyen, wychowana w pobożnej rodzinie ewangelickiej stała się w krótkim czasie chadecką wyrocznią ds. rodziny. Zapraszana z całą rodziną do różnych programów telewizyjnych minister von der Leyen jasno i stanowczo deklarowała swój chrześcijański światopogląd.
Na kanwie sporu o "Sojusz na rzecz wychowania" ponownie powróciło pytanie o rolę Kościołów w niemieckim społeczeństwie. Mimo rozpowszechnionego zeświecczenia wciąż więcej Niemców chodzi co niedzielę do kościoła niż na mecze piłki nożnej, a zbliżająca się pielgrzymka Benedykta XVI do ojczyzny wzmaga zainteresowanie Kościołem, i to nie tylko rzymskokatolickim. Niektórzy komentatorzy spodziewają się, że nazbyt samodzielna inicjatywa pani minister skończy się jej dymisją, jednakże nie zmieni to wagi wyzwań, przed jakimi stoi rząd federalny i całe społeczeństwo.