Korwin-Mikke jest feministką
- Najgorsze chwile życiu mężczyzny to te, kiedy spotyka inteligentną kobietę. Czy Korwin-Mikke miał rację, mówiąc, że mężczyźni nie lubią inteligentnych kobiet?
14.03.2017 | aktual.: 14.03.2017 20:07
WP: * Po fali krytyki jaka spłynęła na Janusza Korwin-Mikkego po jego słowach w Europarlamencie na temat kobiet, Korwin znów zabrał głos i tym razem powiedział, że „kobiety ukrywają swoją inteligencję, bo mężczyźni nie lubią takich kobiet”. Nie lubią?*
Jacek Masłowski – psychoterapeuta, Fundacja Masculinum: To zależy jacy mężczyźni. Zacytuję jednego, którego znam osobiście: „Najgorsze chwile w moim życiu to te, kiedy spotykam inteligentną kobietę, bo wtedy trudno jest mi się powtrzymać przed bliższym poznaniem jej”. To jest przykład, jak inteligencja kobiet odbierana jest przez mężczyzn – jako coś niesamowicie atrakcyjnego. Mężczyźni szukają partnerek, które są interesujące, z którymi można wymieniać uwagi na temat otaczającego świata, które interesują się nie tylko obszarami tradycyjnie czy stereotypowo przypisanymi kobietom, czyli dzieci albo zajmowanie się domem. Mężczyźni chcą intelektualnych partnerek, bo inteligencja działa jak afrodyzjak i z wiekiem, w przeciwieństwie do cielesności, jej wartość rośnie.
WP: A pana zdaniem kobiety zachowują się tak jak opisał to Korwin-Mikke, czyli ukrywają swoja inteligencję?
Z cała odpowiedzialnością odpowiem, że tak, bardzo często tak robią. Z tego co słyszę w gabinecie od nich samych, robią to po to, żeby przy pierwszym kontakcie z mężczyzną, na etapie poznawania się, dać mu poczucie, że ma tej kobiecie coś do zaoferowania. Jedną z podstawowych potrzeb mężczyzn, o której rzadko się mówi, a jeśli nawet mówi, to bywa deprecjonowana, jest chęć imponowania kobiecie. To bardzo atawistyczna cecha. Inteligentne kobiety, mające świadomość tego rodzaju pragnienia, stwarzają mężczyźnie przestrzeń, żeby mógł się wykazać. I w tym kontekście, można to opisać słowami, których użył Korwin-Mikke, odpowiadając na falę krytyki po jego wystąpieniu w Europarlamencie.
WP: A gdy spojrzymy na relacje, które trwają wiele lat, to pana zdaniem kobiety przez cały ten czas skrywają swój intelekt?
W długiej relacji to nie miałoby racji bytu. Trudno sobie wyobrazić, żeby kobieta latami ukrywała swoją inteligencję przed partnerem. Długotrwały związek powinien być oparty w dużej mierze na zaufaniu. A jeśli tego nie ma, to pojawia się zazdrość, kontrola i najprawdopodobniej taka relacja prędzej czy później rozpadnie się. Mam też wrażenie, że to, o czym mówi Korwin, dotyczy relacji zawodowych. Kobiety w miejscach pracy, zwłaszcza gdy ich przełożonymi są mężczyźni, mogą próbować robić wrażenie, że nie są tak bystre i inteligentne.
WP: Ale po co?
Żeby dać tym szefom poczucie, że im nie zagrażają a sobie, że chronią siebie. Proszę wziąć pod uwagę, że sfera biznesu i polityki została oparta na męskich kodach komunikacji. W nich jest rywalizacja, agresja, władza. Kobiety, które wchodzą w taki świat, mają świadomość, że żeby coś w nim osiągnąć, muszą być bardziej męskie niż sami mężczyźni. Jest oczywiście też drugi sposób funkcjonowania – zachowawczość. Realizuje się swoje zadania, jednocześnie nie angażując się w wyścig szczurów i nie wchodząc w ten męski sposób działania w organizacji, w którym próbuje się udowodnić innym, że jest się kimś, kim w rzeczywistości się nie jest.
WP: Nie zachwyca mnie pana optyka.
Może być jeszcze gorzej, bo kiedy do sposobu w jaki funkcjonują niektóre firmy dołożymy polską, folwarczną mentalność to odkryjemy, że wiele kobiet w nich pracujących ustawia się w roli maskotek i opiekunek swoich szefów. Można je klepnąć w tyłek a one zamiast się oburzyć, chichoczą. Ktoś może o takich kobietach pomyśleć, że są mało inteligentne, a to jest ich strategia na przetrwanie w danej organizacji. I wydaje mi się, że to jest większy problem niż ta skrywana inteligencja na pierwszych randkach, w relacjach romantycznych.
WP: Czy to co Korwin-Mikke wygaduje na temat kobiet to klasyczny przykład mizoginizmu czy inaczej by to pan nazwał?
Ja to odbieram jako próbę zwrócenia na siebie uwagi. Korwin jest w moich oczach kalką radykalnych feministek, którym też zdarza się głosić stwierdzenia i postulaty, nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością, ale przez moment jest o nich głośno. Natomiast Mikke, będąc na marginesie zainteresowania w Polsce i tym bardziej w Europie, próbuje zwracać na siebie uwagę celowo uderzając w tony, które wywołają oburzenie.
WP: To dobra strategia?
Na krótką chwilę znakomita, dzięki niej właśnie o nim rozmawiamy. Pojawił się we wszystkich wiadomościach w Europie, a może i poza nią. Przez to co powiedział, wszyscy zwrócili na niego uwagę. Na zasadzie, lepiej żeby mówili źle, niż wcale. A ponieważ nie za wiele konstruktywnych postulatów ma do powiedzenia, ludzie nie szczególnie go słuchają, więc poszedł w stronę prowokacji i przez chwilę stał się gwiazdą.
WP: Może nie słuchają go, bo to co mówi trudno brać na poważnie?
Pamiętajmy, że żyjemy w czasach kiedy to media wskazują nam, na kogo zwrócić uwagę. Pani też do mnie zadzwoniła, zaproponowała temat i niby zajmujemy się treścią wypowiedzi Korwin-Mikkego, a w gruncie rzeczy cały czas rozmawiamy o nim. Najprawdopodobniej właśnie o to mu chodziło, żeby przypomnieć o sobie. I udało mu się to, został zauważony. Uderzył w tony, które w ciągle jeszcze liberalnej Europie nie przejdą bez echa. Przez to ponad milion osób podpisało petycje w sprawie jego dymisji. Ktoś je musiał napisać, ludzie logują się i składają swoje podpisy, udostępniają dalej. To wymaga czasu i zaangażowania. A wszystko to dla jednego, w gruncie rzeczy leciwego pana, który pewnie powoli szykuje się na emeryturę, więc najprawdopodobniej mogą to być jego ostatnie próby zaistnienia w świadomości społecznej. W jaki inny sposób niż prowokacją, mógłby sprawić, że miliony ludzi będą o nim mówić? Prawdopodobnie inna metoda nie istnieje i zapewne Janusz Korwin-Mikke doskonale o tym wie.