Koronawirus. Zakażony miał nogę do amputacji. Odesłano go do domu
Mężczyzna, który miał przejść zabieg amputacji nogi, zamiast tego został odesłany do domu. Powodem decyzji lekarzy było zdiagnozowanie u niego koronawirusa. - Nie wiem, czy 10 dni wytrzyma w takim stanie - relacjonował ratownik medyczny.
23.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 23:40
Do sytuacji doszło 1 grudnia w Szpitalu Powiatowym w Pruszkowie. Pacjent ze stopą cukrzycową przebywał w placówce, aby poddać się zabiegowi amputacji nogi. W tym samym czasie wykonano mu również test na obecność koronawirusa, który okazał się być dodatni. Lekarze zdecydowali więc, że chory nie może dalej przebywać na terenie placówki.
- I ze względu na to, że jest dodatni, odesłano go do domu. W mojej ocenie on jest do położenia, noga do ucięcia. Nie wiem, czy 10 dni wytrzyma w takim stanie - mówił ratownik medyczny do dyspozytora na nagraniu, do którego dotarła "Gazeta Wyborcza".
Dzień później, 2 grudnia, mężczyzna zadzwonił z domu na pogotowie. - Noga jest już sina, taka do ucięcia. Do kostki mu podeszło. Chirurg stwierdził, że poniżej kolana będzie do ucięcia - dodał ratownik. Ostatecznie dyspozytor skierował karetkę do Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus przy ul. Lindleya w Warszawie. - Pacjent dodatni, zaplecze chirurgiczne jest. Jedziemy do szpitala na Lindleya - tłumaczył.
Zobacz też: Koronawirus. Chory wiceminister samowolnie wziął amantadynę. "Stan wyższej konieczności"
Na nagraniu ratownik potwierdził, że zawiezie mężczyznę do warszawskiego szpitala, krytykując jednocześnie decyzję lekarzy ze Szpitala Powiatowego w Pruszkowie. Zaznaczył, że "jak masz nogę do ucięcia, to nie każesz do domu jechać pacjentowi na 10 dni".
Koronawirus. Zakażony z nogą do amputacji odesłany do domu. Szpital komentuje
O decyzję personelu Szpitala Powiatowego w Pruszkowie, który odesłał chorego mężczyznę do domu, zapytano dyrektorkę placówki. Stwierdziła ona, że nie może odnieść się do konkretnego przypadku bez znanych danych personalnych pacjenta. Przekazała natomiast, że pracownicy jej szpitala postąpili słusznie.
- To naraziłoby innych pacjentów szpitala na zakażenie i trudny do przewidzenia przebieg leczenia. Dla pacjentów z COVID są wskazane specjalne szpitale. Nasz do nich nie należy - oznajmiła Elżbieta Makulska-Gertruda.
Dlaczego pacjent wymagający amputacji nie został wysłany do innej placówki? Dyrektorka uważa, że "prawdopodobnie była taka sytuacja, że trudno było określić wysokość amputacji". - Wówczas leczy się pacjenta zachowawczo, stosując antybiotykoterapię - dodała.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"