PolskaKoronawirus. Wskaźnik R zdradza brutalną prawdę o epidemii

Koronawirus. Wskaźnik R zdradza brutalną prawdę o epidemii

"Epidemia koronawirusa w Polsce wymknęła się już spod kontroli, na co wskazuje wzrost współczynnika reprodukcji SARS-CoV-2. Trzeba wprowadzać nowe obostrzenia, bo te sprzed tygodnia są już nieaktualne" - alarmują Michał Rogalski i współpracujący z nim niezależni analitycy danych o epidemii.

Koronawirus w Polsce. Nowe dane wskazują na ryzyko katastrofy w służbie zdrowia
Koronawirus w Polsce. Nowe dane wskazują na ryzyko katastrofy w służbie zdrowia
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta
Tomasz Molga

W ciągu tygodnia przybyło w Polsce 57 tys. zakażonych. Czerwonymi strefami powinny być teraz objęte nie 152 powiaty, ale nawet 252, w których mieszka ponad 28 mln Polaków. Co gorsza, wzrósł tzw. wskaźnik zaraźliwości wirusa opisywany przez epidemiologów jako R. Po ostatnich rekordach wynosi około 1,7. Jakie to ma znaczenie?

Według raportu "Zrozumieć COVID-19" ekspertów Polskiej Akademii Nauk taka wartość oznacza, że "epidemia jeszcze w tym roku przekroczy wydolność służby zdrowia".

Koronawirus. Współczynnik zarażania R. Co mówi o epidemii w Polsce?

Przed takim czarnym scenariuszem epidemii ostrzegają Michał Rogalski, autor najbardziej kompletnej bazy danych o epidemii koronawirusa w Polsce, oraz niezależni analitycy, którzy na podstawie jego arkuszy wyliczają trendy. Codziennie publikują w mediach społecznościowych porcję wykresów i tabelek. Korzystają z nich m.in. lekarze i politycy.

- Nasze wyliczenia przekonują, że należy podjąć radykalne kroki, inaczej grozi nam scenariusz z Lombardii na początku epidemii. Nie będzie można pomóc wszystkim chorym. Zaczną oni umierać. Nie dlatego, że COVID-19 grozi śmiertelnymi powikłaniami, ale z braku opieki medycznej - mówi Wirtualnej Polsce Michał Rogalski.

- To już się dzieje. Pojawiły się pierwsze relacje mediów o pacjentach, którzy zmarli, zanim przyjęto ich w szpitalu - dodaje.

Rozmówca WP powołuje się właśnie na wskaźnik R, który opisuje zdolność wirusa do rozprzestrzeniania w społeczeństwie. Jeśli R jest poniżej jednego, epidemia wygasa. Jeśli znacząco oddala się od 1, grozi nam katastrofa. Według tego wskaźnika rządy na całym świecie decydują o wprowadzaniu lub luzowaniu obostrzeń.

Michał Rogalski i autorzy obliczeń nie są epidemiologami. Zapewniają jednak, że wyliczają go zgodnie z naukową metodologią. Podobną wartość R dla Polski podaje Uniwersytet Johnsa Hopkinsa w Stanach Zjednoczonych oraz kilka innych eksperckich serwisów.

Koronawirus. Łukasz Szumowski o wskaźniku R

Jeszcze kilka miesięcy temu politycy lubili posługiwać się wskaźnikiem R. W maju ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski mówił, że skoro "wskaźnik zakażania R" spadł poniżej 1, można luzować obostrzenia. Wtórował mu premier Mateusz Morawiecki podkreślający, że "wygrywamy walkę z koronawirusem". Ostatnio o wskaźniku R przycichło.

Jego wartość oblicza Ministerstwo Zdrowia, lecz podaje tę liczbę nieregularnie. Według ostatnich wyliczeń MZ z 1 października, wskaźnik R wynosił już 1,36.

Potem nastąpiła seria rekordów w dziennych zakażeń: 10 października było 5300 przypadków, 15 października już 8099, a 20 października 9291.

Dlatego analitycy spodziewają się, że kolejny oficjalny odczyt wskaźnika R będzie wyższy.

Właśnie przed tym ostrzegali matematycy Uniwersytetu Warszawskiego i Państwowego Zakładu Higieny.

"Przy założeniu, że współczynnik reprodukcji R wzrośnie nieznacznie (10-20 proc. obecnej wartości) wzrost zachorowań będzie obserwowany, ale nie nastąpi szybki wybuch epidemii. Jednak już przy wzroście o 50 proc. obecnej wartości, dynamika rozwoju epidemii wchodzi w fazę nadkrytyczną i w szczycie zachorowań przypadającym pod koniec kwietnia osiąga liczbę 1 mln chorych" - czytamy w ich raporcie z lipca 2020 roku.

Koronawirus. Cała Polska czerwoną strefą?

Z opracowań niezależnych analityków wynika, że wiele działań polskich polityków było spóźnionych. Ostatni podział na słynne czerwone i żółte strefy niemal od razu stał się nieaktualny. Zgodnie z metodologią Ministerstwa Zdrowia, już 252 powiatów powinno stać się czerwonymi strefami. Decyzje wydawane są raz w tygodniu i urzędnicy czekają z decyzją do czwartku. Tymczasem trendy wskazują, że wkrótce cała Polska stanie się jedną wielką czerwoną strefą.

- W pierwszym etapie epidemii w Polsce brakowało maseczek, rękawiczek i płynu do dezynfekcji. Dziś mamy równie groźną sytuację i znowu zabrakło przygotowania. Brakuje miejsc, na których można położyć chorych z COVID-19 - komentuje Rogalski.

W poniedziałek opisywaliśmy luki w systemie testowania pacjentów z COVID-19. Prawdopodobnie województwa opolskie i podkarpackie są już najbardziej zakażonymi koronawirusem regionami w Polsce. Wykonuje się tam znacznie mniej testów niż w innych regionach. Tymczasem ponad połowa ludzi zgłaszających się na testy uzyskała wynik pozytywny.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (578)