Koronawirus w Polsce. Życie w kwarantannie. "Policja przyjeżdża, każą podejść do okna, pokazać się"
W Gdańsku są już dwie osoby, u których wykryto koronawirusa. Policja sprawdza, czy kolejne zagrożone osoby rzeczywiście nie opuszczają domu. Rozmawiamy z rodziną, która wróciła z Londynu, gdzie miała kontakt z osobą zarażoną i jest poddana kwarantannie.
Sebastian Łupak: Przed waszym domem w Gdańsku stał samochód policyjny. Rozumiem, że chodzi o kwarantannę?
Mieszkaniec Gdańska: Tak, żona miała w Londynie kontakt z osobą zarażoną.
Jak do tego doszło?
Nasza córka studiuje w Londynie i pracuje tam w sklepie odzieżowym. W tym samym sklepie pracuje młoda Hiszpanka. Żona była w tygodniowych odwiedzinach u córki i w zeszłą sobotę poszła do tego sklepu, odwiedzić ją w pracy. Gdy wychodziła, pocałowała córkę na pożegnanie. Pożegnała też tę Hiszpankę. Wiadomo, to są Latynosi, więc się przytuliły i pocałowały w oba policzki. W czwartek wieczorem córka zadzwoniła do Gdańska z Londynu, że u tej Hiszpanki wykryto koronawirusa.
A żona jest już w Polsce…
Tak, wróciła w nocy z poniedziałku na wtorek. Moja żona miała z tą Hiszpanką kontakt w sobotę rano. Nie wiemy, czy już wtedy ona była zarażona. Może w sobotę wieczorem poszła na imprezę, na dyskotekę i dopiero tam się zaraziła?
Zobacz wideo: Koronawirus w Polsce. Łukasz Szumowski: "To czas na kwarantannę dla całego społeczeństwa"
Jak się czuje żona?
Dobrze. Wszyscy - żona, ja i nasz nastoletni syn - czujemy się dobrze. Mamy kwarantannę.
Czy przeszliście jakieś testy?
Zgłosiliśmy do gdańskiego Sanepidu w piątek rano, jak wygląda sytuacja. Zapisali nasze dane i powiedzieli, że mamy siedzieć w domu. Widziałem w telewizji, jak minister zdrowia mówi, że osoby, które miały kontakt z osobą zarażoną i są na kwarantannie, również będą poddawane testom. Pani z Sanepidu powiedziała jednak: proszę czekać. Zrobią test dopiero, jak będzie gorączka i inne objawy. Jak nie ma objawów, to nie będzie testu. Ale w piątek wieczorem zadzwonili jeszcze raz z Sanepidu, że jednak przyjadą. Nie wiemy kiedy. Poinformują nas dzień wcześniej.
Jak wyglądała kontrola policyjna?
Policja przejechała na chwilę. To była rutynowa kontrola. Nie wysiadali z samochodu. Zadzwonili na telefon żony i kazali jej podejść do okna, pokazać się, czy rzeczywiście jest na kwarantannie. Byli w piątek wieczorem i w sobotę rano. Rzeczywiście sprawdzają. Wiemy, że za złamanie kwarantanny jest 5 tysięcy zł kary. Policja o tym informuje.
Sami poddaliście się kwarantannie?
Kiedy moja żona była jeszcze w Londynie, w poniedziałek w ciągu dnia, to już zadzwonili do niej z pracy z Polski, z banku, że jak tylko wróci, ma zostać w domu i być na kwarantannie dwa tygodnie, nie przychodzić do pracy. A ja mam swoją firmę, więc sam na siebie nałożyłem kwarantannę. Sobie i synowi.
Wiecie, jak się czuje ta Hiszpanka z Londynu?
Nie. Wiemy natomiast, że nasza córka czuje się świetnie. Chodzi do pracy. Jestem zdziwiony bo ten sklep wie, że ich pracownica miała pozytywny wynik, a sklep dalej jest otwarty normalnie. Jesteśmy w szoku! Córka dzwoniła na angielski NHS, czyli ichni NFZ. Czekała 20 minut na linii i powiedzieli jej, że dopiero jak będzie miała gorączkę przez 48 godzin to ma się zgłosić. Nasze władzą są bardziej restrykcyjne.
Jak będą wyglądały najbliższe dni?
Siedzimy w domu. Ja nie będę się chwilowo spotykał z klientami. Syn nie chodzi do szkoły i ma odwołane treningi piłkarskie. Ma rozpiskę z klubu, jak ma sam biegać, ćwiczyć i trenować. Czekamy, czy przyjadą zrobić testy. Nudzimy się w domu. Co tu robić? No przecież nie zacznę pić alkoholu od godz. 10 rano! (śmiech)
Śledź na żywo: Koronawirus w Polsce i na świecie. Najnowsze informacje
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl