Koronawirus w Polsce. Tomasz Grodzki tłumaczy się z wypadu do Włoch. "Posypię sobie trochę głowę popiołem"
Koronawirus nie powstrzymał Tomasza Grodzkiego przed wyjazdem do Włoch, gdzie odnotowano najwięcej przypadków zakażenia. Teraz marszałek Senatu "posypuje głowę popiołem", jednak podkreśla, że "dochował wszelkiej staranności" przy wyborze miejsca podróży.
12.03.2020 | aktual.: 12.03.2020 08:10
Tomasz Grodzki w najnowszym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" był pytany o niedawny wyjazd do Włoch, który w obliczu epidemii koronawirusa wywołał niemałe kontrowersje. Marszałek Senatu podkreślił, że sprawdził region, do którego jechałem, a "malutki hotelik", w którym przebywał "był praktycznie na środku pól śnieżnych".
- W momencie, kiedy tam przyjechałem, w promieniu 30 km wokół tego miejsca nie było żadnego ogniska koronawirusa. Również gdy przerwałem urlop, żeby poprowadzić Senat, nie było żadnego ogniska - mówił Grodzki w rozmowie z "RP".
Jednocześnie polityk przyznał, że "zgadza się z ministrem Łukaszem Szumowskim, że walka o to, by powstrzymać epidemię, i te złudne teorie, że Polska będzie znowu zieloną wyspą, były od początku nierealne".
- Ta epidemia przetoczy się przez świat i powinniśmy skoncentrować nasze wysiłki na tym, aby wykrywać jak najszybciej osoby zarażone. Dlatego musimy drastycznie szybko zwiększyć liczbę testów. W Polsce wykonaliśmy ich nieco ponad 1600, w Niemczech 200 tys. i to jest skuteczniejsza metoda wychwytywania osób zarażonych niż kwarantanna, która w skali masowej może mieć dzisiaj negatywne skutki gospodarcze - apeluje Grodzki.
Dodał również, że spędził weekend w domu z żoną, chorą na grypę.
- Opieramy się na faktach, w Polsce w samym lutym mieliśmy 820 tys. przypadków grypy i schorzeń grypopodobnych i w tym roku zmarło już ponad 30 osób na grypę. Na koronawirusa szczęśliwie nikt, więc szansa, że będziemy zarażeni koronawirusem, a nie grypą, jest jak 1 do niemalże 100 000. Mamy zdecydowanie większą szansę, że zachorujemy na zwykłą grypę. Najlepiej w ogóle nie chorować, ale relacje między koronawirusem a schorzeniami infekcyjnymi, które co zimę kładą nas do łóżka, jest z punktu widzenia medycznego nieco inna niż w popularnej wiedzy medialnej - tłumaczy Tomasz Grodzki.
Na pytanie czy nie powinien jako "osoba publiczna powinna kierować się w swoich wyborach nieco innymi kryteriami niż prywatna" odparł: "tutaj posypię sobie trochę głowę popiołem i wezmę to pod uwagę".
- Aczkolwiek z punktu widzenia medycznego będę bronił tezy, że dochowałem absolutnie należytej staranności, żeby wybrać miejsce, gdzie nie było koronawirusa w momencie, kiedy przyjechałem i jak wyjeżdżałem - podkreślił Grodzki.
Koronawirus w Polsce. Tomasz Grodzki i "afera włoska". Kłopoty wizerunkowe
Jak ustalił reporter WP Michał Wróblewski, w niektórych kręgach PO Tomasz Grodzki swoim urlopem wywołał dużą irytację. Sytuację pogorszył niedawny występ marszałka Senatu w programie "Kropka nad i" na antenie TVN24. – Ręce mi opadły. Zwłaszcza, jak kolejni na Twitterze dołączali się do obrażania Moniki za proste, normalne pytania. Ego Grodzkiego znowu nie pomogło – narzekał jeden z polityków Platformy.
Oficjalnie w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Grodzkiego broni szef Platformy Obywatelskiej. – Pan marszałek sprawdził, że w miejscu, w które jedzie, w promieniu 30 km od tego miejsca, nie było żadnych informacji na temat koronawirusa. A po powrocie się przebadał. Marszałek Senatu jest lekarzem, jest osobą odpowiedzialną. Ważne jest, żebyśmy wyciągali wnioski z tego, co można poprawić w funkcjonowaniu państwa. Chciałbym, żeby każdy Polak i Polka mogli zbadać się tak, jak mógł to zrobić marszałek Grodzki – mówił nam Borys Budka.
Zobacz także
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Źródło: "Rzeczpospolita"