Koronawirus w Polsce. To najcięższy przypadek koronawirusa wśród dzieci. Hania walczy od kwietnia
Koronawirus w Polsce. Sześcioletnia Hania z Sycowa w kwietniu wraz z mamą zachorowała na koronawirusa. Do dziś nie wróciła do zdrowia. Lekarze określili jej przypadek jako najcięższy wśród dzieci. W czasie leczenia koronawirusa okazało się, że szpik dziewczynki przestał pracować. Konieczny był przeszczep.
- Jest koniec sierpnia, a Hania nadal leży w szpitalu. Pierwsze objawy pojawiły się w kwietniu. Najpierw zaczęło ją boleć gardło i pojawiła się gorączka. Lekarz uznał, że to angina. Tyle że następnego dnia miała wysypkę i dziwne wybroczyny. W szpitalu zrobiono jej test na koronawirusa, który potwierdził zakażenie. U mnie także wyszedł pozytywny – mówi Wirtualnej Polsce Julita, mama Hani.
Kobieta pracuje na poczcie. Przyznaje, że w czasie epidemii miała kontakt z wieloma interesantami. Nie udało się jednak ustalić źródła zakażenia. W trakcie leczenia koronawirusa u dziewczynki badania wykazały, że jej szpik przestał pracować. Poziom płytek krwi był dramatycznie niski. Lekarze podejrzewali białaczkę, ale kolejne biopsje nie wykryły komórek nowotworowych.
Koronawirus w Polsce. Leki na HIV
- Lekarze ze szpitala, w którym leżała Hania, kontaktowali się z innymi w całej Polsce, by znaleźć właściwy lek. Nie wiedzieli, jak leczyć koronawirusa o tak drastycznym przebiegu. Podawali córce m.in. lek przeciwwirusowy, stosowany przy HIV. Otrzymywała także osocze ozdrowieńców, dzięki czemu uzyskała wreszcie ujemny test na koronawirusa – mówi mama Hani Słotty.
To nie był jednak koniec walki o zdrowie i życie dziewczynki. Okazało się, że jej szpik jest bardzo wyniszczony. Lekarze stwierdzili u niej aplazję. – Gdy dziecko ciężko przechodzi grypę lub – jak w naszym przypadku koronawirusa – czasem szpik przestaje pracować. Powinien jednak zacząć się odbudowywać, gdy dziecko zaczyna zdrowieć. U Hani niestety do tego nie doszło i konieczny był przeszczep szpiku – przyznaje mama Hani.
Dziewczynka przeszła także bardzo wyniszczającą chemioterapię. Obecnie leży w szpitalu i przyjmuje leki, które mają sprawić, że jej organizm nie odrzuci szpiku od niespokrewnionego dawcy. Jej mama nie mogła być dawcą, ponieważ zgodność tkankowa była zbyt niska.
Koronawirus w Polsce. Drogi lek
- W karcie choroby lekarze wpisali, że aplazja szpiku została wywołana przez koronawirusa, ale tak naprawdę nikt nie wie, czy tak było. Mogło być też tak, że obie choroby wystąpiły w tym samym czasie – mówi Julita.
W czasie leczenia Hania przyjmowała lek Revolade, który pomaga przy bardzo niskim poziomie płytek krwi. Niskie zarobki mamy sprawiły, że kobieta zwróciła się o pomoc do fundacji "Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową". – To lekarstwo nie jest refundowane. Jedno opakowanie kosztuje około ośmiu tysięcy złotych, dlatego zwróciliśmy się o pomoc do fundacji – mówi mama Hani.
Dziewczynka cały czas pozostaje pod opieką fundacji, ponieważ wkrótce znowu może potrzebować drogiego leczenia, które pozwoli jej wrócić do zdrowia. Organizację, która pomaga dzieciom z nowotworami, można wesprzeć TUTAJ.