Koronawirus w Polsce a teleporady. Lekarz: "Nie chcemy, aby przychodnie stały się ogniskami epidemii"
Koronawirus a teleporady. - Nie może być tak, że zdrowy rodzic nie może wejść do szkoły z dzieckiem, bo jest pandemia koronawirusa. A chory może wejść ze wszystkimi do przychodni i zakazić personel - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską lekarz rodzinny dr Marek Sutkowski.
Lekarze rodzinni - zgodnie z rozporządzeniem, które weszło w życie w zeszłym tygodniu - mogą kierować pacjentów z podejrzeniem zakażenia koronawirusem na testy.
Zgodnie z nowymi przepisami, aby pacjent został skierowany na test na koronawirusa podczas teleporady musi mieć łącznie cztery objawy: gorączkę powyżej 38 st. C, kaszel, duszności i utratę węchu lub smaku. O włączeniu lekarzy rodzinnych do bezpośredniej walki z koronawirusem zadecydowało Ministerstwo Zdrowia.
Koronawirus a teleporady. "Przychodnie nie mogą stać się ogniskami epidemii"
Pacjent z podejrzeniem koronawirusa ma zadzwonić do przychodni, a lekarz podczas konsultacji zadecydować o tym, w jaki sposób działać dalej. Lekarze podkreślają jednak, że nie zawsze u pacjentów zakażonych COVID-19 występują cztery objawy jednocześnie, dlatego wysłanie pacjenta na test może być trudne.
- Nowe rozporządzenie jest kompromisem nie do końca akceptowalnym dla środowiska lekarskiego - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską lekarz rodzinny dr Marek Sutkowski. - Lekarz może wysłać pacjenta na testy po badaniu fizykalnym. Przy pomocy teleporady może to zrobić tylko wtedy, kiedy pacjent ma wszystkie cztery objawy wymienione w rozporządzeniu. A te nie występują jednocześnie u każdego, kto jest zakażony koronawirusem - tłumaczy.
Lekarze chcą, aby test można było przeprowadzić na podstawie teleporady, podczas której lekarz rozpozna u pacjenta wysokie prawdopodobieństwo zakażenia koronawirusem. - Chcielibyśmy, aby w rozporządzeniu nie znajdowały się parametry medyczne. Lekarz powinien mieć możliwość zadecydować o teście, jeżeli u pacjenta pojawią się gorączka duszności lub kaszel. Do tej pory robili to pracownicy Sanepidów. To absurd, że teraz nie mogą tego robić lekarze - wyjaśnia dr Sutkowski.
Jak opowiada, lekarze chcą uniknąć sytuacji, podczas których przychodnie staną się ogniskami epidemii. - Jeżeli pacjent z podejrzeniem zakażenia koronawirusem przed testem będzie musiał przyjść do przychodni, to będzie zagrażał zdrowiu innych pacjentów, którzy czekają na wizytę. W dodatku będzie musiał dojechać na miejsce, na przykład autobusem, w którym będzie mógł zakazić innych pasażerów - mówi Sutkowski. - Nie może być tak, że zdrowy rodzic nie może wejść do szkoły z dzieckiem, bo jest pandemia koronawirusa. A chory może wejść ze wszystkimi do przychodni i zakazić personel - dodaje.
Lekarze rodzinny podkreślają jednak, że Ministerstwo Zdrowia prowadzi z nimi rozmowy, a ich prośby są brane pod uwagę. - To prawdziwy sukces. Wcześniej takich rozmów nie było - zaznacza dr Sutkowski.
Koronawirus w Polsce. "Trudno zdiagnozować pacjenta przez telefon"
- W poradniach nie przestaliśmy przyjmować pacjentów, ale ograniczyliśmy wizyty w marcu i kwietniu w najgorętszym okresie pandemii i wtedy udzielaliśmy teleporad - mówi nam Filip Płużański rezydent piątego roku Ortopedii i Traumatologii. - Chodziło głównie o przedłużenie recept na poszczególne lekarstwa, bo w ortopedii przez telefon trudno zdiagnozować pacjenta - dodaje. Jak wyjaśnia Płużański, lekarze w pierwszej kolejności przyjmowali wtedy najtrudniejsze przypadki i osoby, których wizyta w poradni była niezbędna.
Lekarz podkreśla, że sytuacja lekarzy rodzinnych, którzy przez teleporady mają zlecać testy na koronawirusa, jest inna niż diagnostyka przez telefon, na przykład w poradni urazowo-ortopedycznej. - Nie mamy pacjentów z objawami infekcji dróg oddechowych, a jeżeli już taki pacjent się pojawi, to łatwo jest go wychwycić - mówi Filip Płużański. - Teraz przyjmujemy pacjentów w zaostrzonym rygorze sanitarnym. Pacjenci muszą mieć na sobie maseczki ochronne i dezynfekować ręce. Ograniczyliśmy też liczbę osób, która może przebywać jednocześnie w poczekalni - wyjaśnia Płużański.