Marzenia, zamiary i bliscy personelu medycznego zeszli na drugi plan. Na plecach czują oddech zbliżającej się batalii (Zdjęcie ilustracyjne) © PAP

Koronawirus. Raport z frontu, dzień pierwszy. Magazyny jak ulice: puste

Paweł Kapusta

- Patrzę na twarze kolegów. Widzę, że walczą. Wybierają między dobrem swoim, swoich rodzin, a pozostawieniem zespołu z jednym w pełni profesjonalnym kombinezonem ochronnym. Wiedzą, że nie są dostępne, że nie można ich kupić, że nie będzie odwrotu. Wbijają wzrok w podłogę.

Katarzyna - ratowniczka medyczna. Pracuje w Państwowym Systemie Ratownictwa Medycznego w Polsce. Publikujemy zapis jej dnia - relację z pierwszej linii frontu walki z pandemią koronawirusa. Imię zmienione.

Godzina 6:45

Dramat był, widzę. Doświadczenie kilku lat dyżurów w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym pozwala wyczytać z twarzy kończących zmianę kolegów, że nocka należała do cholernie trudnych.

- Z zakaźnego uciekł pacjent - rzuca kolega.

- Jak to, uciekł? – nie mogę uwierzyć.

- No, uciekł… Po drodze wyrwał wenflon, cały parking krwią zachlapał.

- Co ty mówisz?

- Przywiozła go z nami policja. Teraz pod szpitalem będzie stał radiowóz. Będą pilnować pacjentów.

Schodzę do szatni, otwieram spakowaną walizkę. Wzięłam ją na wypadek konieczności poddania się kwarantannie. Przebieram się, zaczynam zmianę.

7:30

Na poziomie SOR zatrzymuje się winda. Wysiada starsze małżeństwo.

- Czego państwo szukają? – pytam.

- My na zastrzyki na kolana – mówią pewni siebie.

- Ale wysiedli państwo na SOR.

- No tak, tu ponoć rejestrują.

- Ponoć? Czy zdają sobie państwo sprawę, że mamy stan zagrożenia epidemicznego? A państwo zjechali przejściem służbowym, narażają siebie i personel…

- Nie mamy wirusa, niech się pani nie martwi – przerywa mi senior.

- Skąd ta pewność?

- Wczoraj był u nas syn, wrócił z… - wali między oczy starszy pan, ale żona szturcha go łokciem. Wie, że każde kolejne zdanie zadziała na ich niekorzyść. - To gdzie ta rejestracja? – wraca do sedna.

Prowadzę ich na poczekalnię i nie wierzę. Stoję, patrzę, nie wierzę. Dziesięć stłoczonych osób w wieku 65 plus. Dopytuję, w jakim celu przyszli na SOR i jak właściwie tu weszli.

- Było otwarte, my na zastrzyki na kolana.

Milczę. Kampanie społeczne w mediach, prośby o pozostanie w domu są dla tych ludzi absolutnie nieistotne. Nie dziwię się. Na zabiegi czekali w długiej kolejce. Boją się, że nie będzie drugiej szansy. Zagadka otwartych drzwi zostaje szybko rozwiązana: sterowanie wideofonem się popsuło, a szpitalny pan złota rączka na L4.

8:30

Wchodzi kobieta z nitrylowymi rękawiczkami na dłoniach.

- Dzień dobry. Ja ze skierowaniem.

- Dzień dobry. Trzeba będzie podpisać dokumentację. Po co pani te rękawice?

- Nie chcę się zakazić wirusem.

- Przecież przeszła pani w nich pół miasta. Proszę je zdjąć, umyć ręce i podpisać.

- Bez rękawic nie podpiszę.

Kilkanaście minut staram się ją przekonać do podpisania dokumentów. W końcu stosuje się do zaleceń, składa podpis, idzie na oddział.

11:20

- Szykujcie erkę! NZK! (nagłe zatrzymanie krążenia – red.)

Działamy mechanicznie, bez słów. Lucas (urządzenie służące do uciskania klatki piersiowej przy NZK), intubacja, respirator, leki, centralne wkłucie. Na maski i kombinezony patrzymy tylko kątem oka. Nie mamy czasu się przebrać, bo liczy się każda sekunda.

Udało się, krążenie przywrócone, na OIOMie brak miejsc. Mówiąc wprost: ani jednego wolnego respiratora. Lekarz przez godzinę "szuka łóżka" w regionie, ostatecznie znajduje 40 kilometrów od nas. Przyjeżdża zespół transportowy, przełączamy pacjenta na ich respirator. I niespodzianka: mają przeciek, respirator nie działa. Podłączamy kolejny, równie wysłużony jak poprzedni. Wentyluje, OK, mogą jechać.

Struktura wieku respiratorów oraz personelu w szpitalach ma pewne wspólne cechy. Część z nich to sprzęt, który mógłby opowiadać anegdoty o wielorazowym wyposażeniu oddziałów, dostający co jakiś czas pieczątkę gwarantującą sprawność. Nadgryziony przez ząb czasu, regularnie ląduje na L4. Druga część to natomiast młodsze pokolenie - wiecznie zajęte, zapracowane, płatające figle urlopami na żądnie.

Analizujemy przebieg reanimacji. Pada pytanie o środki ochrony osobistej. Wnioski: moglibyśmy chodzić w kombinezonach i maskach cały czas, ale wymuszałoby to ich częstą zmianę. Tym sposobem podczas jednego dyżuru wykorzystalibyśmy cały zapas z magazynu.

Jeden dyżur i nie byłoby na stanie ani jednego kombinezonu. Nie da się zjeść ciastko i mieć ciastko.

- Masz krew na spodniach – informuje mnie koleżanka, w towarzystwie której kilka chwil temu szarpałam się ze śmiercią.

- Gdzie? Przecież pacjent nie krwawił.

Koleżanka wskazuje na udo. Idę umyć ręce.

- To moja krew. Mam na dłoniach rany od środków dezynfekcyjnych – mówię.

- Też je mam. Jak się zabliźnią, nie będą tak piekły.

Muszę się przebrać. Idę do szatni, otwieram torbę i nachodzi mnie myśl: "Nie mam przecież w co się ubrać". Dyżur za dyżurem, trudno nadążyć z praniem. W myślach prowadzę selekcję prywatnych ubrań, które "nadadzą" się do pracy na następne dni. Te, które dostajemy co dwa lata z przydziału - nie wystarczą.

14:00

Powodów, by przyjść w stanie zagrożenia epidemicznego na SOR, jest mnóstwo. Od całkiem słusznych i poważnych po zupełnie lekkomyślne.

- Dzień dobry, zgubiłam beret na targu - informuje starsza kobieta.

- Dzień dobry, rozumiem. Ale pani jest na SOR.

- Myślałam, że ktoś go tu przyniósł.

- Przykro mi, ale nie.

- Do widzenia.

- Do widzenia.

15:00

- Co tak patrzysz na te pudła? – pytam kolegę.

- Odwozimy pacjentkę do domu. Tę z koronawirusem.

- Jak to?

- Nie ma już objawów, kwarantanna w domu, musimy ją odwieźć.

- Bierzcie te białe. Od eboli – mówię. Wiem, że zastanawia się, czy brać kombinezon.

- Zostały tylko trzy, jak weźmiemy dwa…

- Masz dziecko, żona w ciąży, bierz – ucinam.

Patrzę na twarze kolegów. Widzę, jak walczą. Wybierają między dobrem swoim, swoich rodzin, a pozostawieniem zespołu z jednym w pełni profesjonalnym kombinezonem ochronnym. Wiedzą, że nie są dostępne, że nie można ich kupić, że nie będzie odwrotu. Wbijają wzrok w podłogę. Ściągam z koleżanką pudło, rozrywamy worki. Chcemy uciszyć ich sumienia, ułamek tej decyzji wziąć na siebie.

- No już! Ubierajcie się!

19:00

Kończymy dyżur, wymieniamy spostrzeżenia z następną zmianą. Rozluźniamy atmosferę, rzucamy żartami, choć w gruncie rzeczy nie jest nam do śmiechu. To nerwowy chichot, reakcja obronna. Czujemy na plecach oddech zbliżającej się batalii. Wiemy, że stąpamy po cienkim lodzie, za każdym razem licząc się z tym, że wychodzimy ostatni raz z domu na długi czas.

Marzenia, zamiary, nasi bliscy zeszli na drugi plan. W głowie kłębią się myśli – kłamstwa pacjentów, współpracownicy przebywający na kwarantannie, ograniczona liczba rąk do pracy, oszczędzanie wyposażenia i środków ochrony osobistej. Nikt nie był w stanie tego przewidzieć. Los związał nam ręce, a przeciąć linę może jedynie dyscyplina społeczeństwa, która sprawi, że ulice będą jak nasze magazyny. Puste.

CDN.

Wybrane dla Ciebie
Wielka akcja wymierzona w pedofilów. Zatrzymano ponad 100 osób
Wielka akcja wymierzona w pedofilów. Zatrzymano ponad 100 osób
Cztery kwestie na stole. Trump będzie musiał podjąć decyzję ws. wojny
Cztery kwestie na stole. Trump będzie musiał podjąć decyzję ws. wojny
Pomysł Tuska nie podoba się Polakom. Większość jest przeciw
Pomysł Tuska nie podoba się Polakom. Większość jest przeciw
Głośna promocja pod lupą. Rzeczniczka Praw Dziecka złożyła skargę
Głośna promocja pod lupą. Rzeczniczka Praw Dziecka złożyła skargę
Trzytonowa bomba spadła na Myrnohrad. Trudna sytuacja Ukraińców
Trzytonowa bomba spadła na Myrnohrad. Trudna sytuacja Ukraińców
Stubb o planie pokojowym. "To nie będzie sukces, lecz kompromis"
Stubb o planie pokojowym. "To nie będzie sukces, lecz kompromis"
"Polska dołączy do nas na G20". Rubio odkrywa karty
"Polska dołączy do nas na G20". Rubio odkrywa karty
Działo się w nocy. Ujawniono dyrektywę dla ambasad USA ws. wiz
Działo się w nocy. Ujawniono dyrektywę dla ambasad USA ws. wiz
Wpadka Hegsetha. Raport wskazał zagrożenie
Wpadka Hegsetha. Raport wskazał zagrożenie
Jest kara dla Jarosława Kaczyńskiego. Chodziło o dwie sytuacje
Jest kara dla Jarosława Kaczyńskiego. Chodziło o dwie sytuacje
Franciszek zostawił pieniądze? Zakonnica ujawniła, na co je przeznaczył
Franciszek zostawił pieniądze? Zakonnica ujawniła, na co je przeznaczył
Jest wyrok dla lekarza za sprzedaż ketaminy Matthew Perry'emu
Jest wyrok dla lekarza za sprzedaż ketaminy Matthew Perry'emu