Koronawirus. Niemal bezużyteczne testy w polskich szpitalach
Ministerstwo Zdrowia przekazało szpitalom w całej Polsce zakupione w kwietniu testy antygenowe. Ten rodzaj testów jest jednak niemal bezużyteczny przy wykrywaniu kornawirusa, o czym już w maju informował Państwowy Zakład Higieny.
Sprawę testów koreańskiej firmy PCL opisała "Gazeta Wyborcza" w maju. Okazało się wówczas, że czułość zakupionych przez Ministerstwo Zdrowia testów nie przekracza 30 procent. Po wyjściu na jaw tej informacji, resort zdrowia obiecał, że powstanie jawny raport Państwowego Zakładu Higieny, oceniający koreańskie badania. Raportu wbrew zapowiedziom nie ujawniono. Teraz okazuje się, że kupione przez MZ testy o nikłej czułości trafiły do polskich szpitali z zaleceniem stosowania na Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych.
Koronawirus. Posłowie dotarli do raportu PZH
Do zapisów raportu PZH dotarli posłowie Koalicji Obywatelskiej, którzy prowadzą w Ministerstwie Zdrowia kontrolę poselską. Michał Szczerba i Dariusz Joński ujawnili, że wykonywanie testów w zgodzie z zaleceniami producenta, czyli ze sprawdzeniem wyniku po 10 minutach, daje zaledwie 15,4 proc. szansy na wykrycie koronawirusa. Dokładność badania wzrasta wraz z upływem czasu od wykonania testu, ale w dalszym ciągu nie przekracza 65 proc.
Do absurdalnej sytuacji doszło w Wojskowym Instytucie Higieny i Epidemiologii w Puławach, gdzie testy wykonano u 20 osób, u których już wcześniej innym, dokładniejszym badaniem potwierdzono zakażenie koronawirusem. Żaden z testów firmy PCL nie dał pozytywnego wyniku.
Prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych prof. Robert Flisiak w rozmowie z "GW" stwierdził, że wykonywanie tych testów może być po prostu szkodliwe. Jego zdaniem, tak niska dokładność zakupionych przez Ministerstwo Zdrowia badań może prowadzić do powstawania nowych ognisk koronawirusa.
Koronawirus. Ministerstwo wiedziało, że kupuje testy o niskiej czułości?
Resort zdrowia wydał na koreańskie testy ok. 125 milionów złotych. Początkowo Ministerstwo informowało, że do Polski trafi na próbę jedynie 27 tysięcy takich badań. Tak się jednak nie stało. Okazało się, że kierowane wówczas przez Łukasza Szumowskiego MZ zamówiło od razu milion testów. Ostatecznie zamówienie miało zostać obcięte o połowę.
To jednak nie koniec kontrowersji wokół testów zakupionych przez polski rząd. Jak ustaliła "GW" kupione badania mogą wcale nie pochodzić od koreańskiego producenta, a od chińskiej firmy Bioeasy. O tym, że testy Bioeasy są praktycznie bezużyteczne pisały już w marcu hiszpańskie media. Zważywszy na to, że w zakupie badań przez Ministerstwo Zdrowia pośredniczyło MSZ, rząd zignorował lub, co gorsze, nie widział o ustaleniach hiszpańskich dziennikarzy.
Mimo wszystkich kontrowersji wokół zakupu i udowodnionej niskiej czułości, testy wciąż pozostają w użyciu. Co więcej ich użycie w diagnostyce kornawirusa zapisano w polskiej strategii walki z COVID-19.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"