Koronawirus w Polsce. "Sytuacja jest trudna i rozwojowa"
Liczba zakażeń koronawirusem cały czas rośnie. Ministerstwo Zdrowia we wtorek odnotowało ponad 5 tys. nowych przypadków. Profesor Iwona Paradowska-Stankiewicz, krajowy konsultant w dziedzinie epidemiologii, w rozmowie z Wirtualną Polską wyjaśnia, kiedy powinien zostać wprowadzony stan wyjątkowy. Przyznaje też, że widzi, iż Polacy nie przestrzegają obostrzeń.
14.10.2020 07:06
Julia Theus, Wirtualna Polska: Mamy kilka tysięcy zakażeń dziennie, chorych przybywa, a lekarze alarmują, że niedługo będą musieli wybierać, kogo podłączyć do respiratora. Czego zabraknie najpierw – łóżek czy sprzętu?
Prof. Iwona Paradowska Stankiewicz, krajowy konsultant w dziedzinie epidemiologii: Mam nadzieję, że nie dojdzie do takiej sytuacji. Mogę jednak wyciągnąć wnioski z tego, co mówią dyrektorzy szpitali i lekarze. Przy takim tempie wzrostu liczby osób zakażonych i chorych, istnieje prawdopodobieństwo, że łóżek czy sprzętu zabraknie. Ministerstwo Zdrowia podejmuje szereg działań, aby temu zapobiec.
Sytuacja jest trudna. Jadę samochodem do pracy, obserwuję ludzi na ulicach i przystankach. Nie zachowujemy dystansu, nie nosimy maseczek, albo nosimy je nieprawidłowo, nie zasłaniamy ust ani nosa, mimo tego, że jako epidemiolodzy cały czas o to prosimy.
Ministerstwo Zdrowia informuje, że ma ponad 838 respiratorów dla osób zakażonych COVID-19. Tymczasem w poniedziałek zajęte były 404 respiratory, a we wtorek już 421.
To prawda, zajęte jest około 40 proc. sprzętu. Kolejne dni przynoszą nowe informacje, na podstawie których podejmowane są decyzje, o tym gdzie przekierować respiratory, gdzie są one najbardziej potrzebne.
W szpitalach zaczyna brakować personelu medycznego. Mówił o tym m.in. dyrektor szpitala w Suwałkach, które znajdują się w czerwonej strefie.
To duży problem. Niedostateczna liczba kadr jest zauważalna już od jakiegoś czasu. Rozwiązanie powinno znaleźć Ministerstwo Zdrowia. Mam nadzieję, że resort ma już gotowe pomysły, które zostaną wdrożone w życie. Pomoc jest konieczna.
U naszych południowych sąsiadów – w Czechach i na Słowacji – od początku października obowiązuje stan wyjątkowy. Premier Morawiecki powiedział, że nie wyklucza takiej ewentualności. Stan wyjątkowy powinien zostać wprowadzony w Polsce?
Teraz nie ma takiej potrzeby, ale wszystko zależy od tego, jak będzie przebiegała pandemia, jak będzie wyglądała sytuacja z osobami zakażonymi czy tymi, które wymagają hospitalizacji. Stan wyjątkowy byłby konieczny w wypadku dużego przyrostu zakażeń i potrzeby podjęcia radykalnych działań. Kluczowe w tej kwestii będą najbliższe dwa tygodnie.
Musimy myśleć również o tym, że nie możemy doprowadzić do upadku gospodarki. Nie bez znaczenia pozostają kwestie psychologiczne. Podczas pierwszego lockdownu pojawiła się konieczność pomocy psychologiczno-psychiatrycznej dla wielu osób, w tym dzieci, które nie radziły sobie z nową sytuacją.
Czyli miarą wprowadzenia stanu wyjątkowego jest wydolność państwa lub służby zdrowia?
Wyznacznikiem jest to, w jakim tempie wzrastają zakażenia. Teraz mamy około 4,5 tys. zachorowań dziennie. Ich liczba musiałaby się zwiększać każdego dnia o 30-50 proc., co w krótkim czasie doprowadziłoby do zwiększenia liczby osób zakażonych, a to spowodowałoby paraliż całego kraju. Stan wyjątkowy byłby wtedy potrzebny.
Powiedziała pani, że kluczowe będą dwa najbliższe tygodnie.
Tak.
W ten okres wpisuje się 1 listopada, czyli Wszystkich Świętych.
Niestety. Jest to nasza tradycja, a ze wstępnych doniesień ze strony ministra zdrowia wiemy, że nekropolie w Polsce nie będą zamykane. Powinniśmy rozsądnie podejść do tego święta i odwiedzania zmarłych. Okres świąteczny spróbujmy podzielić i rozłożyć na kilka dni, nie gromadźmy się tłumnie 1 listopada na cmentarzach.
Cmentarze powinny zostać zamknięte? Rozłożenie świąt na kilka dni może okazać się dla wielu osób trudne, a bezpieczna odległość niemożliwa do zachowania.
Podjęcie decyzji w sprawie nekropolii będzie zależało od przyrostu lub spadku zakażeń w najbliższych dniach. Rozsądek i odpowiedzialność powinny wziąć górę. Codziennie słyszymy przecież o kilkudziesięciu osobach, które przegrały walkę z koronawirusem.
Grupą zwiększonego ryzyka są osoby starsze, dlatego kładziemy nacisk na to, aby je chronić. Jest niska temperatura, pada deszcz, co wpływa na uaktywnianie się wielu chorób. Możemy się zakazić nie tylko SARS-CoV-2.
A jak będzie wyglądała liczba zakażeń w najbliższych dniach?
Na razie obserwujemy tendencję wzrostową i prawdopodobnie nie osiągnęliśmy jeszcze szczytu epidemii, zapewne czekają nas przyrosty zakażeń.
Przy marcowych wzrostach nie wiedzieliśmy wiele o koronawirusie, a wprowadzone obostrzenia były bardzo radykalne, co zahamowało rozwój epidemii. Jednak COVID-19 nie zniknął.
Jesienią nasz układ odpornościowy jest słabszy i łatwiej jest się zakazić. Chociaż koronawirusa nie widać i nie wiadomo gdzie jest, powinniśmy zmniejszać ryzyko jego rozprzestrzeniania. Sami możemy zatrzymać epidemię.
Powtórzę jeszcze raz – przebywając wśród ludzi uważajmy na siebie, szanujmy zdrowie innych. Bądźmy odpowiedzialni za nas samych i za naszych bliskich, przestrzegajmy obostrzeń. Dyscyplina w stosowaniu restrykcji przyniesie pozytywne efekty, ale wymaga czasu.