Koronawirus. Nerwy, zdziwienie i skrócone urlopy. Polacy utknęli w Czarnogórze
Polacy dowiedzieli się z dnia na dzień, że nie wrócą z Czarnogóry wtedy, kiedy planowali. Albo w ogóle tam nie polecą. Rząd odwołał loty, a po Polaków ma wysłać czartery. - To absolutna bzdura - denerwuje się jeden z Polaków.
31.07.2020 13:07
Loty z Czarnogóry do Polski zostały odwołane, do Podgoricy nie lata rejsowo ani Wizzair, ani PLL LOT. To skutek decyzji polskiego rządu, który wstrzymał ruch lotniczy pomiędzy krajami. Polacy, którzy utknęli w Czarnogórze, mają wrócić organizowanymi przez LOT czarterami. Nadal jednak można wjechać i wyjechać z kraju przez granicę lądową, dlatego niektórzy organizują powroty na własną rękę.
Mimo wszystko MSZ odradza podróży do Czarnogóry. Powód? Najgorsza sytuacja epidemiczna w regionie. Chociaż jeszcze pod koniec maja premier Czarnogóry Dusko Markovic ogłosił swój kraj "wolnym od koronawirusa". Zniesiono obostrzenia, otwarto granice. Niedługo potem odnotowano najwyższy przyrost zakażeń od początku epidemii.
Władze same przyznały, że wzrost spowodowało zniesienie ograniczeń, a wirus został "przywleczony" z zagranicy. 1 lipca w Czarnogórze potwierdzono łącznie 576 przypadków. 20 lipca ta liczba wzrosła do 2 283. Dzisiaj wynosi ponad 3000.
Koronawirus w Czarnogórze. Nerwy, zdziwienie i skrócone urlopy
Nad malowniczym adriatyckim wybrzeżem w Czarnogórze każdego roku można spotkać tysiące Polaków. Tak było i tym razem, bo jeszcze przed wakacjami Czarnogóra otworzyła się dla polskich turystów. Teraz jednak wielu z nich nie może wrócić zgodnie z planem. Muszą dopasować się do harmonogramu lotów czarterowych. Tracą więc rezerwacje w hotelach, niektórzy muszą swoje pobyty wydłużać, inni skracać.
- To absolutna bzdura, dla mnie jest to całkowicie niezrozumiała decyzja - denerwuje się w rozmowie z WP Dariusz Wachnik, Polak z Czarnogóry. - Ludzie nie wiedzą teraz, jak wrócić do Polski. Popsuto im wakacje - stwierdza.
Niektórzy decydują się na powrót z chorwackiego Dubrownika, dokąd wciąż latają samoloty z Polski. Albo sami organizują przejazdy samochodami i busami. W powrotach czarterami polskiego przewoźnika problemem są nie tylko terminy, ale również ceny i miejsca. Bezpłatnie bilety i pierwszeństwo w rezerwacji miejsc otrzymają tylko ci, którzy mieli wracać LOT-em w innym terminie. Reszta musi dodatkowo płacić.
Polacy dziwią się również, że odwołano jedynie loty, a granica lądowa wciąż pozostaje otwarta. Zwracają uwagę, że w Czarnogórze może być bezpieczniej niż nad polskim morzem. Pomimo statystyk zakażeń, które wyglądają gorzej niż jeszcze miesiąc temu, to jednak turystów wciąż jest bardzo niewielu. Nie ma takich tłumów, jak nad Bałtykiem.
- Wylatując do Czarnogóry liczyłam się z ryzykiem różnego scenariusza - przyznaje pani Cecylia, która wróciła jednym z ostatnich rejsowych lotów. - Czarnogóra zdaje się opustoszała. Brak Rosjan, Serbów, Bośniaków, Macedończyków... Na naszej drodze spotykaliśmy tylko Polaków, kilkoro Niemców i parę Czechów - dodaje.
- Cały czas można przyjechać samochodem, można przyjechać autobusem. Znam ludzi, którym odwołano lot, więc przyjadą samochodem - mówi Dariusz. - Jest bardzo pusto na plażach. Nawet trudno byłoby nie zachować dystansu społecznego - stwierdza.
Wakacje w czasach koronawirusa. Czarnogóra "wydawała się bezpieczniejsza"
Polacy zderzają się również z hejtem, który wylewa się na nich za to, że wybrali zagraniczne wakacje. Niektórzy tłumaczą w swoich wpisach, że Czarnogóra ogłosiła się pierwszym w Europie "krajem wolnym od koronawirusa". - Opcja wyjazdu do kraju o tak małej liczbie zachorowań wydawała się bezpieczniejsza niż wyjazd na zatłoczone polskie plaże - podkreśla jedna z Polek. - Nie sądzę, bym była bardziej narażona na zakażenie niż uczestnik polskiego wesela, wiecu wyborczego czy plażowicz we Władysławowie - dodaje.
Inna sprawa, na którą uwagę zwraca Dariusz Wachnik, to fakt, że większość zakażonych to mieszkańcy Podgoricy i miast przy serbskiej granicy. - Tam turyści i tak nie jeżdżą. Do Podgoricy się jedzie żeby przylecieć i wylecieć, odbiera się samochód - zauważa. - Jeżeli spojrzymy, ile osób jest zakażonych w nadmorskich miejscowościach, to ich jest naprawdę bardzo mało. Dwie osoby, jedna osoba - stwierdza.
Problem po drugiej stronie. "Nie wierzę, że dostanę zwrot pieniędzy"
Polacy mogą wrócić do kraju 6 lotami czarterowymi, które organizuje LOT. Jeden już się odbył, ostatni ma wylecieć 4 sierpnia. Później żadne połączenia lotnicze mają nie być dostępne. Problem mają nie tylko ci, którzy chcą do Polski wracać, ale również ci, którzy mieli do Czarnogóry lecieć.
- Przede wszystkim nie rozumiem, dlaczego po wejściu w życie zakazu realizowane przez LOT były loty do Czarnogóry - opisuje swoją sytuację Łukasz Figielski. - Dzwonili po ludziach we wtorek wieczorem, że nasz lot do Tivatu w środę będzie opóźniony o dwie godziny - dodaje.
Rozporządzenie o wstrzymaniu ruchu lotniczego weszło w życie w środę, jednak ostatni samolot do Czarnogóry miał wylecieć już po wprowadzeniu zakazu. - Sam LOT nie wiedział, czy i jak to ma zrobić, ale jednak zrobił i wywiózł - opowiada Łukasz. On sam zdecydował, że nie poleci na zaplanowane wakacje. - Nie wierzę, że otrzymam zwrot pieniędzy - podsumowuje.
MSZ ostrzega przed podróżami. "Tendencję oceniamy jako wzrostową"
Decyzję o ograniczeniu ruchu turystycznego do Czarnogóry tłumaczy w swoim MSZ. "Zachorowalność na koronawirusa w Czarnogórze osiąga coraz większe rozmiary, co może stanowić poważne zagrożenie dla turystów, dlatego odradzamy podróże do Czarnogóry, które nie są konieczne" - czytam w nim.
Resort stwierdza, że Czarnogóra ma najgorszą sytuację w regionie, a każdego dnia wykrywanych jest około 100 nowych zakażeń. - To tak, jak by w Polsce codziennie przybywało ponad 6000 nowych zakażeń. Tendencję oceniamy jako wzrostową i niedającą szansy na rychłą poprawę - podsumowuje resort.