Koronawirus nie ma wakacji. Turystyczne kraje zmagają się z epidemią
Koronawirus jest wszędzie tam, gdzie Polacy jeżdżą wypoczywać. Bałkańskie kraje, jak Chorwacja czy Czarnogóra, zmagają się z takim wzrostem zakażeń, jakiego nie było od początku pandemii. Ekspert ostrzega jednak, że jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo, to wcale nie miejsce, które wybierzemy na wyjazd, jest kluczowe.
Kto próbował rezerwować nocleg nad polskim morzem czy na Mazurach, ten wie, że łatwo nie jest. Wiele pensjonatów, gospodarstw i kwater terminy pozajmowane ma do końca sierpnia, a nawet dłużej. Mimo że Polacy ruszyli tłumnie na wczasy w kraju, to jednak wciąż są tacy, którzy wolą pojechać dalej. Jednym z najpopularniejszych kierunków jest niezmiennie Chorwacja, nieodległa od niej Czarnogóra albo Grecja.
Koronawirus w Chorwacji. Turyści przyjeżdżają, a liczba przypadków rośnie
Jednak koronawirus w Chorwacji nie odpuszcza. Wręcz przeciwnie, ostatnio w kraju odnotowano gwałtowny wzrost zakażeń. Według oficjalnych danych chorwackich władz, krzywą zachorowań udało się wypłaszczyć już na początku maja. I sytuacja pozostawała dobra aż do końcówki czerwca. Wtedy liczba nowych zakażeń wzrosła znacząco.
25 czerwca potwierdzono łącznie niecałe 2500 przypadków. 3 lipca liczba przekroczyła już 3000. Do 20 lipca wzrosła do 4370 przypadków. Tak gwałtownego wzrostu, jak w ostatnich tygodniach, w Chorwacji nie odnotowano ani razu od początku epidemii. Najwięcej przypadków zakażeń wykryto w Zagrzebiu, jednak druga w kolejności jest żupania splitsko-dalmatyńska, czyli okolice popularnego Splitu i Makarskej albo wyspa Hvar.
Mimo wszystko Polacy mogą swobodnie przekroczyć chorwacką granicę. Nie muszą przechodzić kwarantanny, ale muszą wypełnić na przejściu granicznym specjalne oświadczenie. Wyjątkiem są osoby, które do Chorwacji wjechały z terytorium Bośni i Hercegowiny, Kosowa albo Macedonii Północnej i przebywały w tych krajach wcześniej. Jeżeli tylko jechały przez te kraje tranzytem, również nie muszą przechodzić kwarantanny.
Jednak gwałtowny wzrost liczby zakażeń nie pozostał bez reakcji chorwackich władz. Ostatnio zdecydowały o rozszerzeniu wprowadzonych obostrzeń. Teraz obowiązkowo maseczki należy nosić w sklepach, szpitalach i przychodniach, środkach transportu publicznego, dworcach, bankach i punktach usługowych, a do chorwackich portów nie mogą wpływać wycieczkowce
Koronawirus w Czarnogórze. Kraj "wolny od koronawirusa"? Do czasu
Nie lepiej sytuacja wygląda w Czarnogórze. Jak pisały bałkańskie media, pod koniec maja premier Czarnogóry Dusko Markovic ogłosił swój kraj "wolnym od koronawirusa". Zniesiono obostrzenia, otwarto granice, a niedługo potem, w lipcu, odnotowano najwyższy przyrost zakażeń od początku epidemii. Władze same przyznały, że wzrost spowodowało zniesienie ograniczeń, zaś wirus został "przywleczony" z zagranicy.
1 lipca w Czarnogórze potwierdzono łącznie 576 przypadków. 20 lipca ta liczba wzrosła do 2 283. Jednak dla wszystkich mieszkańców krajów Unii Europejskiej granice Czarnogóry wciąż są otwarte, nie są wymagane ani testy na koronawirusa, ani odbycie kwarantanny. Wjazd nie jest możliwy jedynie od strony Bośni i Hercegowiny, zaś wjeżdżając od strony Serbii, Albanii lub Kosowa, należy potwierdzić, że przejechało się przez te kraje tylko tranzytem.
Również w sąsiedniej Albanii sytuacja epidemiczna w lipcu znacznie się pogorszyła. Nieco spokojniej jest w Grecji, gdzie nie odnotowano tak gwałtownego wzrostu. Jednak w przypadku wjazdu drogą lądową greckie władze wymagają ujemnego wyniku testu na koronawriusa. Ten wymóg nie obowiązuje, jeśli przylecimy do kraju na przykład samolotem.
Lepiej za granicę czy w Polskę? Ekspert wyjaśnia
Wirusolog profesor Włodzimierz Gut zwraca uwagę, że większe znacznie od tego, gdzie pojedziemy, ma to, jak będziemy się w tym miejscu zachowywać. - Jeżeli wyjazd spędzamy z plecakiem, chodząc po jakimś paśmie gór, to nie ma dużego ryzyka. Ale jeżeli będziemy chodzić na imprezy, to wszędzie będzie ryzyko - mówi krótko ekspert.
Nie dostrzega również zagrożenia w tym, że wirus w Chorwacji czy Czarnogórze mógł mutować inaczej niż w Polsce. Kluczowe jego zdaniem jest to, co powinniśmy robić na co dzień, czyli zachowanie środków ostrożności, społecznego dystansu i unikanie tłumów. - Możemy leżeć dwa tygodnie na skalistej plaży w Chorwacji, od samej plaży przecież się nie zakazimy - stwierdza profesor.