Wybory 2020. Gigantyczna kolejka w Splicie. Karolina czekała osiem godzin, Łukasz pięć

Wybory 2020. Gigantyczna kolejka w Splicie. Karolina czekała osiem godzin, Łukasz pięć

Wybory 2020. Gigantyczna kolejka w Splicie. Karolina czekała osiem godzin, Łukasz pięć
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
13.07.2020 11:03, aktualizacja: 13.07.2020 11:27

Osiem godzin stania w kolejce w upalny dzień? To nie powstrzymało Karoliny, która właśnie tyle czekała na oddanie głosu w wyborach prezydenckich w Splicie. W tej samej kolejce stał ksiądz Łukasz, który głos oddał dopiero pół godziny po północy. - To była wielka mobilizacja. Wszyscy wspierali się w tym oczekiwaniu - mówią WP.

Karolina Urbańska, autorka bloga "Pociąg do świata", zanim stanęła w kolejce w Splicie, musiała pokonać 110 km. W drogę ruszyła o godzinie 7:45. - Około 10:30 byłam już w Splicie. Pod konsulatem pojawiłam się chwilę przed 11 i kiedy zapytałam, gdzie kończy się kolejka, jeden pan odpowiedział mi, że muszę iść jeszcze dwie ulice dalej. Myślałam na początku, że to żart - opowiada nam Karolina.

- Byłam wzruszona i dumna! Dawno nie widziałam takiej motywacji w narodzie. Szłam wzdłuż tej kolejki i śmiałam się sama do siebie. Jak już w końcu dotarłam na sam koniec, okazało się, że znajduję się jakieś 300 metrów do konsulatu - dodaje Karolina.

Split i wielka kolejka. Narodowe wsparcie

Wspomina, że kolejka bardzo wolno się posuwała. - Na szczęście mało kto rezygnował przez to z głosowania, niektórzy mówili, że wrócą po południu lub wieczorem. Ludzie wyciągali z samochodów parasole plażowe, lodóweczki z napojami i jedzeniem. Wymienialiśmy się w kolejce, żeby móc pójść do sklepu po coś do picia i jedzenia. W pewnym momencie ludzie zaczęli nawet zamawiać jedzenie z dowozem - relacjonuje nasza rozmówczyni. Dodaje, że w tłumie znalazł się też Robert Makłowicz, który stał niedaleko niej i zabawiał Polaków rozmową.

Obraz
© Archiwum prywatne

Przyznaje, że część osób po jakimś czasie zaczęła panikować, że zabraknie kart do głosowania, albo lokal zostanie zamknięty o godzinie 21. - Ale wyszła pani konsul i powiedziała, że będą dodrukowywać w razie potrzeby, a o 21 ona zamknie kolejkę i wszyscy przed nią będą mogli głosować nawet do rana - dodaje.

Karolina zagłosowała o godzinie 18:15. - Te ostatnie metry najbardziej mi się dłużyły - było tak blisko, a tak daleko. Ale byłam z siebie i z innych osób dumna, że wytrzymaliśmy i w pewnym stopniu zadecydowaliśmy o swojej przyszłości. Na pewno było warto. Niezależnie od ostatecznego wyniku, wiem, że zrobiłam wszystko, co mogłam - podsumowuje.

Wyniki wyborów 2020. "Nikt nie miał do nikogo pretensji"

W kolejce stał też ksiądz Łukasz Płaszewski, który razem z grupą znajomych przyjechał do Chorwacji na wakacje. - Ustawiliśmy się w kolejce o godzinie 17. Ale była tak olbrzymia, że postanowiliśmy pochodzić jeszcze po mieście i wrócić około godziny 20. I tak staliśmy w niej do około pierwszej w nocy - opowiada WP.

- To fajny czas. Nikt nie miał do nikogo pretensji. A widać było, że w kolejce stoją głównie turyści, wielu z nich miało ze sobą walizki. Atmosfera była bardzo przyjazna. Ludzie się nie znali, a jeden drugiego częstował kanapkami, czy też dawał koc, żeby się ogrzał. Wszyscy się pozdrawiali, wychodząc z konsulatu mówili: czekajcie, nie poddawajcie się - mówi.

Pytany o to, co się wydarzyło po godzinie 21, gdy ogłoszono pierwsze sondażowe wyniki wyborów, odpowiada: - Atmosfera mogła się faktycznie zmienić, ale nadal było spokojnie. Nie było ani okrzyków entuzjazmu ani smutku. Ludzie patrzyli w telefony, czytali informacje, ale czekali dalej. Nie zauważyłem, żeby kolejka się zmniejszyła w związku z ogłoszonymi wynikami - wspomina ksiądz Łukasz Płaszewski.

- To, jak odbywało się to głosowanie, było budujące. Jestem zadowolony, że wszyscy wytrwaliśmy i oddaliśmy głos - podsumowuje.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (256)
Zobacz także