Koronawirus na Śląsku. Ratownicy w wymazobusach mają pełne ręce roboty. "Działamy na najwyższych obrotach"

Koronawirus na Śląsku. Liczba zakażonych w tym województwie rośnie. Służby i medycy pracują w pocie czoła, by zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa. Wśród nich jest ratownik medyczny Mateusz Kaczmarek, który jeździ wymazobusem. - Działamy na najwyższych obrotach i wykorzystujemy nasz pełny potencjał, zarówno sprzętowy, jak i ludzki - mówi w rozmowie z WP.

Koronawirus na Śląsku. Ratownicy w wymazobusach mają pełne ręce roboty. "Działamy na najwyższych obrotach"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

12.05.2020 | aktual.: 12.05.2020 17:45

Liczba zakażonych koronawirusem na Śląsku sięga już ponad 4 tysiące. W całym województwie ratownicy medyczni działają na pełnych obrotach i pobierają wymazy do badań od mieszkańców z podejrzeniem zakażenia koronawirusem.

Wśród nich jest Mateusz Kaczmarek z NZOZ Firomed, który jeździ wymazobusem po powiecie wodzisławskim, a także w Jastrzębiu, Rybniku, Żorach i miastach ościennych. Z tego prywatnego pogotowia dziennie wystawianych jest nawet sześć takich wymazobusów - wszystko dzięki wsparciu finansowemu lokalnego samorządu. - Dopiero teraz jest moment, kiedy zaczynamy wykorzystywać nasz pełny potencjał, zarówno sprzętowy, jak i ludzki. Działamy na najwyższych obrotach - mówi w rozmowie z WP.

Obecną sytuację porównuje do tego, co działo się przed miesiącem. - Wówczas w całym powiecie robiliśmy około 25 wymazów na dzień-dwa. A dzisiaj mamy 47 zleceń plus górnicy, czyli łącznie blisko setka osób. Czasami zdarzało się dzień-dwa przestoju, teraz działamy codziennie - opowiada.

Koronawirus na Śląsku. Jak pracują ratownicy?

A jak dokładnie działają ratownicy pobierający wymazy? - Pracujemy na zlecenie sanepidu. Otrzymujemy listę osób, do których jedziemy naszymi wymazobusami. Warto tu wyjaśnić - to nie jest tak, że jedziemy na osiedle, włączamy melodyjkę, która pyta "komu wymaz". Jak nie mamy tej listy, to nie wyjeżdżamy. Pracy przybyło. Listy spływają w ciągu dnia, a nawet w nocy - opowiada. I dodaje: - Ponieważ nie wszyscy kwalifikują się do wykonania wymazu według kryteriów przyjętych przez sanepid, a muszą wykonać badanie na przykład żeby wrócić do pracy, uruchomiliśmy też badania komercyjne z dojazdem do domu pacjenta. Wynik przesyłany jest na e-mail maksymalnie do 72 godzin. Niestety, póki co, takie badania nie są refundowane.

- Już wcześniej jeździliśmy nie tylko do osób zakażonych, ale również do osób z kontaktu z zakażonym. To się zawsze odbywa po oszacowaniu ryzyka – czy dane osoby miały bezpośredni kontakt z zakażonym? Jeśli tak, też robimy wymaz, ale decyzję o pobraniu zawsze podejmuje właściwy sanepid - dodaje.

- Górnicy to bardzo duża grupa społeczna. Byliśmy u nich i ciągle do nich jeździmy, pobieramy też wymazy od ich rodzin. Jesteśmy w stałym kontakcie z dwoma kopalniami, które pozostają otwarte – mowa tu o kopalniach Jastrzębskiej Spółki Węglowej. JSW poczyniła starania, by badania przyspieszyły i było ich więcej stąd też statystyki poszybowały w górę, bo bada się więcej osób, a planowane są kolejne usprawnienia tego procesu - mówi nam ratownik.

Koronawirus w Polsce. "Rozluźnienie"

Jak pisaliśmy w poniedziałek w Wirtualnej Polsce, wśród Ślązaków panują różne nastroje. Rozmawialiśmy z mieszkańcami Katowic i Rybnika. - Boję się o siebie i swoich bliskich. Mam wrażenie, że wiele osób bagatelizuje zagrożenie - mówiła nam Dominika, mieszkanka Rybnika. Jacek z Katowic zaś stwierdził: - Nie widzę nikogo przerażonego na ulicy. Nic się nie zmieniło.

Mateusz Kaczmarek pytany o to, jak z perspektywy ratownika do koronawirusa podchodzą Ślązacy, odpowiada: - Obserwując to, co działo się miesiąc temu, mam wrażenie, że nastąpiło wręcz rozluźnienie.

- Wcześniej była mocna dyscyplina. Wszyscy grzecznie czekali w domu, aż przyjedziemy na wymaz. Kontaktujemy się zawsze telefonicznie i informujemy, że danego dnia przyjedziemy, ludzie nas wręcz wypatrywali. A w tej chwili zaczynają się historie różne – w tym złamania kwarantanny, gdzie ludzi w ogóle nie ma w domu, albo siedzieli w ogródku mając zepsuty dzwonek, telefon zostawiając w domu - dodaje ratownik.

- Myślę, że jest kilka powodów takiego stanu rzeczy, ponieważ wszyscy są zmęczeni tą przeciągającą się sytuacją napięcia i wieloma niewiadomymi. Również problem z uzyskaniem rzetelnych informacji od instytucji takich jak stacje sanitarno-epidemiologiczne frustruje naszych rodaków, a cóż przykłady nie stosowania się do ograniczeń i nakazów przez przełożonych i rządzących podsumuje słowami znanymi.... przykład idzie z góry - podsumowuje nasz rozmówca.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (28)