Koronawirus. 12 tys. zł kary za jazdę na rowerze. Prawnik: "Myślałem, że to fejk"
Kierowca Audi Q7, który jechał autostradą A4 z prędkością ponad 230 km/h został zatrzymany i ukarany mandatem karnym w wysokości 500 złotych. Rowerzysta, zatrzymany przez policję podczas jazdy po bulwarze w Krakowie otrzymał karę z sanepidu wysokości 12 tys. zł. Prawnikom brakuje słów, aby oddać sens podobnych sytuacji.
- Jak pierwszy raz usłyszałem o tych wysokich karach, myślałem, że to jakiś fake news. Tak brutalne wymuszanie posłuchu budzi mój sprzeciw. Jeśli stosowany jest tryb administracyjny, to jesteśmy skazani na łaskę i humory policjanta oraz urzędnika. Bo może być tak, że tego dnia upominają już trzynastą osobę i pomyślą: "mam już dość, temu to już dołożę" - mówi WP dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i wykładowca w Instytucie Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego.
Łaska i niełaska już jest widoczna w działaniach służb. Gdy rowerzysta z Krakowa wjechał za zamknięty bulwar, jego zachowanie potraktowano jako "rażące naruszenie" przepisów. Policja poinformowała Powiatowy Inspektorat Sanitarny, a ten ukarał go karą finansową w wysokości 12 tys. zł. Od tej kary nie ma odwołania. Po siedmiu dniach trzeba zapłacić. Jak nie, to po pieniądze za jakiś czas przyjdzie do domu poborca podatkowy.
Łagodniej potraktowano za to ośmiu policjantów z ruchu drogowego z Poznania, którzy urządzili grilla nad Jeziorem Maltańskim. Otrzymali 500-złotowe mandaty, dodatkowo grozi im postępowanie dyscyplinarne.
Koronawirus. Co robić, gdy dostałeś karę
- W sytuacji, w której są wątpliwości co do zasadności mandatu, nie należy go przyjmować. Sprawę rozstrzygnie wówczas sąd, który dostosuje wysokość kary do wagi wykroczenia. Tu przynajmniej możemy próbować się wytłumaczyć - dodaje ekspert prawa karnego.
- Gorzej jest z karami nakładanymi przez służby sanitarne. Te kwoty są rujnujące. Nie sądzę, aby ktokolwiek, kto pije piwo na ławce, był w stanie zapłacić 10 tys. zł kary. To sposób władz na straszenie nas represjami i na ominięcie ścieżki odwołania w sądzie. Wątpię, czy jakikolwiek sąd orzekłby grzywnę 12 tys. zł za jazdę na rowerze albo 10 tys. za spacer w parku - dodaje Piotr Kładoczny.
W przypadku kary wynikającej z decyzji inspektorów sanitarnych możliwe jest wniesienie skargi do wojewódzkiego sądu administracyjnego. To jednak już po opłaceniu kary.
Za naruszanie obostrzeń związanych ze stanem epidemii koronawirusa policja może ukarać mandatem w wysokości do 500 zł albo skierować sprawę do sądu, gdzie możliwą karą jest grzywna do 5000 zł. W przypadku "rażących naruszeń" policjanci piszą notatki dla Państwowej Inspekcji Sanitarnej, a ta według nowych uprawnień może nałożyć karę administracyjną nawet do 30 tys. zł.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Koronawirus. Milion złotych kar. Nie wiadomo, czy ktokolwiek zapłacił
Służby postraszyły, że najsurowsze kary finansowe już są stosowane. Łącznie sanepid nałożył już kary o wartości ponad miliona złotych. Przykłady? Dwie kobiety, które spacerowały i siedziały na ławce dostały po 10 tys. zł, podobnie ukarano mężczyznę, który w parku pił piwo. Zapytaliśmy Państwową Inspekcję Sanitarną, czy ktokolwiek już zapłacił. Nie uzyskaliśmy jednak odpowiedzi.
- Wątpię, czy wobec części wprowadzonych zakazów jest podstawa prawna. A skoro tak to bezprawne jest również karanie na naruszanie tych zakazów - dodaje Kładoczny. Przywołuje analizę Rzecznika Praw Obywatelskich o bezprawności zakazu wchodzenia do lasów. Według RPO żadna ustawa nie zakazuje wstępu do lasów z powodu chorób ludzkich. "Jest to możliwe wyłącznie wobec zniszczenia drzewostanów, dużego zagrożenia pożarowego i wykonywania w lasach zabiegów gospodarczych" - czytamy w analizie ekspertów Biura Rzecznika.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl