Koperta to najmniejszy problem. Jak naprawdę wygląda kolęda w polskich domach?

Piją z księżmi śliwowicę, rozmawiają o kryzysie wiary, udają, że ich nie ma w domu, obklejają sutannę naklejkami, a czasem wypraszają duchownych za drzwi. Sprawdziliśmy co się dzieje w czasie wizyt duszpasterskich.

Koperta to najmniejszy problem. Jak naprawdę wygląda kolęda w polskich domach?
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Tomasz Wiech
Nina Harbuz

Kiedy rozmawiamy z Ewą, akurat jedzie do bankomatu po pieniądze dla księdza. Wizytę duszpasterską przyjmuje ze względu na męża, który jest wierzący. Ona sama przyjęła księdza raz w życiu, kiedy była jeszcze na studiach. - Pamiętam jak ksiądz zapukał do drzwi, otworzyłam i od razu powiedziałam, że nie jestem wierząca, więc po kolędzie go nie przyjmę, ale akurat wstawiam wodę na herbatę, więc mogę przyjąć go "po świecku" i po prostu zwyczajnie porozmawiać - opowiada.

Ksiądz wszedł, po czym po chwili rozmowy zaproponował, żeby się zaprzyjaźnili jak kobieta i mężczyzna. - Zapytałam księdza co ma na myśli, więc odparował, że przecież sama zaproponowałam mu świecką wizytę, po czym zaczął dotykać mnie po nodze - wspomina Ewa. - Natychmiast powiedziałam, że ta wizyta to pomyłka i wyprosiłam go z domu.

"Po świecku" księdza przyjął także Wojciech, fotograf. Choć w tym przypadku historia miała pozytywne zakończenie. - Kiedy otworzyłem drzwi, od razu oznajmiłem, że jestem niewierzący, ale zapraszam na kawę albo herbatę - opowiada. - Przegadaliśmy dobrą godzinę, przy czym to głównie on się zwierzał ze swojego kryzysu wiary. Chyba nie miał tak po ludzku chłop z kim pogadać. Cieszę się, że wybrał mnie - dodaje mężczyzna.

Śliwowica z księdzem

Równie miło spotkanie z księdzem wspomina Magda, podróżniczka i autorka bloga "Dziecko w drodze". Ksiądz odwiedzał jej mieszkanie zawsze jako ostatnie. Wiedział, że lubi jeździć po świecie, a z wojaży zawsze przywozi lokalne trunki. - Pamiętam jak przychodził, zasiadał przy stole i pytał zawadiacko, co mam w barku - opowiada kobieta. - Pamiętam jak otworzyłam przywiezioną ze Wschodu, którym ksiądz także bardzo się interesował, śliwowicę i toczyliśmy długie rozmowy o naszych podróżniczych doświadczeniach.

Zapytani przez nas ludzie przerzucają się wspomnieniami związanymi z przyjmowaniem księdza po kolędzie. - Jako dzieciaki nie otworzyliśmy księdzu drzwi, a kasą z koperty podzieliliśmy się z bratem - wspomina Ewa. - Rodzice do dziś o tym nie wiedzą, a relacja ze spotkania z księdzem, którą od nas usłyszeli, była w stu procentach przez nas wymyślona - dodaje.

Dość powszechnym wspomnieniem było udawanie w dniu wizyt duszpasterskich, że nikogo nie ma w domu. - Pamiętam związany z tym stres i próby bezszelestnego poruszania się po mieszkaniu - wspomina Karolina. - Lubiłam stać przy drzwiach z okiem przy wizjerze i patrzeć jak ksiądz stoi po drugiej stronie. Czułam wtedy narastającą adrenalinę, bo musiałam się tak zachowywać, żeby nie słyszał, że go podglądam - dodaje.

Wyprosił księdza za drzwi

- Kiedyś wyprosiłem księdza - opowiada Marek. - Byłem sam z roczną córką i akurat ją kąpałem kiedy usłyszałem pukanie księdza. Krzyknąłem, że drzwi są otwarte, a kiedy wszedł do mieszkania poprosiłem, żeby zaczekał 20 minut, bo muszę położyć dziecko spać. Przeprosił, wyszedł i rzeczywiście wrócił po umówionym czasie, pukając najpierw bardzo cicho. Okazało się, że biedny stał 20 minut na klatce schodowej, bo byłem jego ostatnim adresem.

Od Karoliny ksiądz wychodził nadzwyczaj szybko. - Przyjmowaliśmy go razem z bratem, ale jakoś rozmowa nam się nie kleiła - przypomina sobie kobieta. - Nagle ksiądz zrobił ogromne oczy i zaczął wiercić się na krześle. Okazało się, że nasz kot jest zachwycony sutanną duchownego i sprawdza "od środka" jak to jest się pod nią schować. Wszelkie próby wyciągnięcia go spod połów kończyły się fiaskiem, bo kot uznawał je jedynie jako zachętę do zabawy. W końcu się jednak udało, ale w życiu nie widziałam, żeby ksiądz tak szybko opuszczał mieszkanie wiernych.

Koperta dla księdza

Z opowieści wynika jednak, że księżom nie brakowało dystansu do siebie i swojej pracy. Zwłaszcza tam, gdzie były dzieci, które ochoczo interesowały się włosami duchownych, oklejały sutannę naklejkami, a na zaintonowany przez księdza początek modlitwy "W imię ojca" podawały imię własnego taty. Anna, która przyjmowała księdza kiedy jej córka miała 3 miesiące wspomina, że duchowny odmówił przyjęcia pieniędzy, mówiąc, że młodym rodzicom gotówka potrzebna jest bardziej niż jemu.

Koperta bywała powodem żartów i zgrzytów. Jak u Elżbiety, której ksiądz co roku udawał zdziwienie mówiąc: "Ooo, a to list do mnie? To ja przeczytam sobie później" albo u Ewy, która któregoś razu włożyła do koperty serduszka Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, co spowodowało, że w kolejnych latach ksiądz omijał jej mieszkanie.

Wizyty duszpasterskie bywały też powodem do żartów i prowokacji. Zwłaszcza dla byłych ministrantów. - Przed każdą wizytą księdza przepisywałem na nowo cały zeszyt do religii - wspomina Piotr. - Wklejałem obrazki świętych i przypominałem sobie modlitwy, z których ksiądz przepytywał mnie na wyrywki, a jako były ministrant miałem wysoko zawieszoną poprzeczkę. Kiedyś, gdy miałem już 17 lat, wkleiłem zdjęcie z koncertu Madonny, na którym wisiała na lustrzanym krzyżu z koroną cierniową. Niestety, ksiądz tego nie zauważył - dodaje rozbawiony.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Węgierska pokusa PiS [OPINIA]
Tomasz P. Terlikowski
Komentarze (1039)