Kontrowersje wokół programu migracyjnego Australii. Media alarmują ws. sytuacji w zamorskich obozach uchodźców
• Zachodnie media opisują ciemną stronę twardej polityki migracyjnej Australii
• Chodzi o zamorskie obozy, gdzie wysyłani są oczekujący na azyl
• Głośno zrobiło się o nich po przypadkach samopodpaleń migrantów
11.05.2016 | aktual.: 11.05.2016 16:52
Hodan Jasin ma 21 lat, z czego ostatnie trzy - jak donoszą media - spędziła w Nauru, w zamorskim obozie dla uchodźców i imigrantów wykorzystywanym przez Australijczyków. Młoda dziewczyna z pochodzenia jest Somalijką, ale życie w państwie, które powszechnie określa się jako upadłe i gdzie nieustannie toczą się walki z islamskimi fanatykami, miało ją pchnąć do ucieczki z ojczyzny. Jej celem stała się Australia. Niespełnionym, bo Hodan trafiła na czerwony kontynent tylko na kilka miesięcy na leczenie po wypadku drogowym w Nauru. Gdy doszła do siebie, urzędnicy odesłali ją z powrotem do obozu, a jej desperacja sięgnęła zenitu. Na początku maja Hodan dokonała samopodpalenia. Jej stan jest krytyczny.
Somalijka nie jest pierwszą migrantką, która zdecydowała się na taki desperacki krok. Nie pierwszą, która próbowała dokonać samobójstwa. Nie pierwszą, która skrzywdziła się, tak z braku nadziei, jak i by zwrócić uwagę na warunki w zamorskich obozach, gdzie uciekinierów odsyłają Australijczycy. Bo choć wielu w Europie, samej pogrążonej w kryzysie migracyjnym, z uwagą przygląda się twardej australijskiej polityce wobec uciekinierów (której nie można odmówić skuteczności), to obrońcy praw człowieka podkreślają, że ma ona także ciemną stronę.
Zamorskie obozy
W 2013 r., gdy w stronę Australii zaczęła nadciągać coraz większa fala imigrantów i uchodźców, a coraz więcej osób ginęło na morzu, rząd tego kraju zdecydował się na zaostrzenie swojej polityki migracyjnej. Australijska marynarka zawraca łodzie, które próbują dopłynąć na jej wody. A tych, którym się to udaje, i tak trudno nazwać szczęściarzami. Nie mają oni bowiem szans na osiedlenie się na kontynencie. Zatrzymane osoby są odsyłane do zamorskich obozów właśnie w Nauru lub na wyspie Manus należącej do Papui-Nowej Gwinei. W zamian rząd w Canberze zobowiązał się do wielomilionowej pomocy dla tych państw.
Obecnie w tych zamorskich centrach migracyjnych przebywa ok. 2 tys. ludzi. Nawet jednak gdy zatrzymanym zostaje przyznany status uchodźcy, nie mają oni szans na osiedlenie się w Australii, lecz w wyspiarskich krajach lub, jak notowało BBC News, w Kambodży, jednym z biedniejszych państw Azji.
Australijskie władze tłumaczyły takie stanowcze kroki tym, że chcą zniechęcić uciekinierów do wybierania się w groźną podróż morską, podczas której często giną i na której zarabiają jedynie gangi przemytników. Z danych przytaczanych przez BBC wynika, że polityka ta przynosi efekty - liczba podań o azyl zmalała; w 2013 r. było to niemal 12 tys., a rok później już niecałe 9 tys.
Problem w tym, że obrońcy praw człowieka od dawna alarmują, że warunki w zamorskich obozach zatrzymań nie spełniają wielu standardów. Przed rokiem brytyjskim dziennikarzom udało się dostać w okolice wyspy Manus, gdzie znajduje się jedno z centrów zatrzymań, "określanych przez niektórych - jak pisało wówczas BBC - 'Guantanamo na Pacyfiku'".
Choć w przeciwieństwie do owianego złą sławą amerykańskiego więzienia na Kubie, migrantom wolno opuszczać obóz (jedynie za dnia), nie wolno im już pracować. - Są tu lekarze, nauczyciele, inżynierowie, stolarze. Inteligentni ludzie. Ale nie możemy wykorzystywać ich umiejętności - mówił anonimowo dziennikarzom strażnik z obozu. Migranci czekają miesiącami, a czasem latami na decyzje w ich sprawach. BBC pisało o strajkach głodowych, zaszywaniu sobie ust w proteście, ale też zamieszkach.
Ostatnio głośno było o przypadkach samopodpaleń - nie na Manus, a w obozie na Nauru. Kilka dni przed tym, jak dokonała tego Hodan, podczas wizytacji w obozie przedstawicieli ONZ podpalił się 23-letni Irańczyk, Omid Masoumali. Mężczyzna nie przeżył, zmarł w szpitalu. Ale nawet gdyby Hodan udało się wyjść z krytycznego stanu, nigdy już nie zobaczy w lustrze łagodnej twarzy o pięknych dużych oczach i pełnych ustach, którą widać na zdjęciach dziewczyny zamieszczanych przez media. Jak podaje bowiem "The Guardian", który również opisał historię Somalijki, ma ona mocno poparzoną całą górną część ciała.
Także serwis Huffington Post zwraca uwagę na warunki w obozach, które pchają ludzi do samookaleczeń. W tekście zatytułowanym "Ukryty, śmiertelny kryzys migracyjny Australii" serwis pisze, że w pierwszej połowie 2015 r. w obozie w Nauru zanotowano aż 188 przypadków okaleczania się przez zatrzymanych. A w ostatnich dniach kwietnia doszło do kilku prób samobójczych.
Ponad dwa tygodnie temu Sąd Najwyższy Papui-Nowej Gwinei orzekł, że przetrzymywanie osób, które oczekują na udzielenie im azylu w obozie na wyspie Manus jest nielegalne. Według Petera Duttona, australijskiego ministra ds. migracji, którego cytuje serwis Australasian Lawyer, nie oznacza to wcale, że centrum dla migrantów zostanie zamknięte. Co więc to właściwie znaczy i co stanie się z migrantami, pozostaje niejasne. Ok. 750 z nich, jak podaje "The Guardian", złożyło skargę przed australijskim sądem najwyższym, oskarżając władze w Canberze i Port Moresby o zbrodnie przeciwko ludzkości. Jednak BBC News przewiduje, że Australia raczej nie prędko zmieni swoją ostrą politykę wobec migrantów.