Skandal goni skandal. Poważne problemy Partii Pracy widać w sondażach
Doroczna konferencja Partii Pracy, która rozpoczęła się w niedzielę w Liverpoolu, miała być świętem powrotu laburzystów do władzy po 15 latach. Okazuje się jednak, że premier Keir Starmer i jego partia nie mają zbyt wielu powodów do zadowolenia. Początek konferencji przyćmiewają problemy, których w ostatnim czasie pojawiło się niespodziewanie dużo.
Po miażdżącym zwycięstwie w wyborach z 4 lipca, kiedy Partia Pracy zdobyła 411 z 650 miejsc w Izbie Gmin, wydawało się, że Starmer będzie miał niezachwiany komfort rządzenia. Premier jasno dawał do zrozumienia, że myśli już o kolejnych wyborach, ponieważ według niego naprawa kraju po rządach Partii Konserwatywnej wymaga przynajmniej dwóch kadencji. Tymczasem, już po trzech miesiącach władzy rząd Starmera zmaga się z oskarżeniami o przyjmowanie prezentów przez posłów oraz związanymi z tym potencjalnymi konfliktami interesów.
Początek problemów datuje się na środę, gdy stacja Sky News, analizując rejestr interesów poselskich, ujawniła, że Starmer od grudnia 2019 roku przyjął prezenty na łączną sumę ponad 107 tys. funtów. Same tylko sprezentowane mu bilety na mecze piłkarskie miały wartość ponad 40 tys. funtów. Niemal równocześnie okazało się, że w czasie kampanii Starmer, jego zastępczyni Angela Rayner oraz minister finansów Rachel Reeves otrzymali od donatorów Partii Pracy od kilku do kilkunastu tysięcy funtów na ubrania.
Problemy wizerunkowe Partii Pracy
Ponadto problemem jest również moment pojawienia się tych informacji. Starmer i jego rząd właśnie odebrali 90 proc. emerytów dopłaty do ogrzewania w zimie, ograniczając je tylko do dotacji dla najuboższych. Reeves tłumaczyła to potrzebą łatania budżetu pozostawionego przez Partię Konserwatywną, jednak skandal z prezentami wydaje się zwiększać wrażenie niespójności z rządowymi deklaracjami. Starmer zabiera emerytom 200-300 funtów rocznie, a sam dostaje prezenty warte tysiące.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na dodatek, w ten weekend pojawiły się nowe kontrowersje. Rayner nie zadeklarowała, iż jeden z darczyńców Partii Pracy zapewnił jej darmowe zakwaterowanie w apartamencie podczas jej prywatnego pobytu w Nowym Jorku. Minister edukacji Bridget Phillipson otrzymała natomiast 14 tys. funtów na zorganizowanie przyjęcia z okazji 40. urodzin. Mimo że obie polityk twierdzą, iż żadne przepisy nie zostały złamane, te dodatkowe kontrowersje jeszcze bardziej pogłębiają poczucie niespójności z deklaracjami rządu.
To jednak nie koniec. W tym tygodniu pojawiły się również wątpliwości dotyczące wynagrodzenia Sue Gray, szefowej sztabu na Downing Street i kluczowej doradczyni Starmera. Już jej zatrudnienie budziło kontrowersje, ponieważ Gray, teoretycznie apolityczna urzędniczka, sporządziła raport przyjęć na Downing Street podczas pandemii, który przyczynił się do upadku premiera Borisa Johnsona. Kiedy rząd mówi o konieczności oszczędzania, Gray otrzymała znaczną podwyżkę i obecnie zarabia 170 tys. funtów rocznie, więcej niż premier.
Sondaże pokazały, co sądzą wyborcy
Konsekwencje tej sytuacji są widoczne w sondażach. Stopień aprobaty Starmera spadł o 44 punkty procentowe, osiągając poziom ustępującego lidera konserwatystów, Rishiego Sunaka. Według badania przeprowadzonego przez ośrodek Opinium w dniach 18-20 września, dzienne Starmera pozytywnie ocenia 24 proc. ankietowanych, a negatywnie aż 50 proc., co daje wskaźnik netto -50. Dwa miesiące wcześniej wskaźnik netto wynosił +18 (38 proc. pozytywnie, 20 proc. negatywnie).
Co więcej, wszyscy najważniejsi członkowie gabinetu Starmera, w tym Angela Rayner, Rachel Reeves, David Lammy, Yvette Cooper oraz Wes Streeting, także otrzymali więcej ocen negatywnych niż pozytywnych. Tak szybki spadek popularności nie wróży dobrze Partii Pracy przed przyszłymi wyborami.