Kontrole na granicy z Polską? Sprawą zajmie się niemiecki rząd
W związku z napływem migrantów niemiecka policja chce kontroli na granicy z Polską, szef MSW też - podaje gazeta "Bild".
19.10.2021 07:10
Według dziennika "Bild" niemiecki minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer poparł żądania policji federalnej, by czasowo przywrócić kontrole na granicy z Polską w obliczu gwałtownego wzrostu liczby migrantów, napływających do Niemiec szlakiem z Białorusi przez Polskę.
Już w środę sprawą tą ma zająć się niemiecki rząd, a Seehoferowi zależy na tym, by decyzja zapadła szybko. W zeszłym tygodniu minister rozmawiał z szefami policji federalnej o tym, na ile możliwe jest przywrócenie kontroli granicznych - podaje "Bild" na swojej stronie internetowej.
Także rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert potwierdził, że rząd "analizuje kolejne kroki" w sprawie sytuacji na granicy, a Seehofer ma przedstawić w środę "opcje działania". Seibert wymienił m.in. nasilone poszukiwanie przemytników.
"Aktualnie uzgadniane są kolejne działania, by zapobiegać nielegalnej migracji" - poinformowała rzeczniczka MSW, nie podając jednak szczegółów. Według niej od sierpnia 4,5 tys. osób dostało się nielegalnie do Niemiec przez granicę z Polską.
Dramatyczny apel policji
Jak donosi "Bild", inicjatywa Seehofera to reakcja na dramatyczny list szefa związku zawodowego policji federalnej Heiko Teggatza, który napisał, że od kilku miesięcy liczba migrantów przechwyconych na granicy "niemal eksplodowała".
Zobacz też: Inflacja pogrzebie PiS? Prof. Sowiński: uderzy przede wszystkim w najbiedniejszych
Ocenił, że tylko wprowadzając czasowe kontrole graniczne, rząd zdoła uniknąć "zapaści" na granicach, jak w 2015 roku.
Wskazuje, że na granicy polsko-niemieckiej odnotowuje się w tej chwili tyle przypadków nielegalnego jej przekroczenia, jak w 2013 roku na granicy z Austrią. Związkowiec skarży się na znaczące obciążenie zadaniami funkcjonariuszy, jak również zagrożenie dla ich zdrowia.
"Także zdrowie naszych koleżanek i kolegów jest bardzo narażone, bo infekcje SARS-COv-2 , szczególnie w krajach pochodzenia migrantów (Iraku, Syrii, Jemenie, Iranie, Afganistanie, itd.) nadal są liczne i rzadko rejestrowane przez władze" - pisze Teggatz w liście, cytowanym przez "Bild". Dodaje, że obowiązujące w Niemczech i innych krajach europejskich zasady higieny W sposób oczywisty nie są przestrzegane w czasie przemytu migrantów.
Teggatz przyznaje w liście, że problemu nie da się rozwiązać poprzez czasowe kontrole na granicy, bo faktem pozostaje to, iż "dyktator Aleksander Łukaszenka, organizując na szczeblu państwowym przemyt ludzi, reaguje na sankcje UE". "Europa nie może wdawać się w takie gierki" - ocenia Teggatz.
Wina Łukaszenki
Niemieckie władze i komentatorzy podkreślają odpowiedzialność Łukaszenki za przemyt migrantów i aktualną sytuację na wschodniej granicy UE. Szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas nazwał Łukaszenkę "szefem państwowego gangu przemytników ludzi", który wykorzystuje migrantów jako narzędzie wywierania presji na UE.
Maas zasygnalizował, że UE podejmie działania wobec przewoźników lotniczych, którzy uczestniczą w szmuglowaniu migrantów z krajów, jak Afganistan, Irak, Jemen czy Iran na Białoruś, skąd potem są oni przewożeni na granice z Polską, Litwą czy Łotwą.
- Nie chcemy się dalej przyglądać temu, że są firmy, jak towarzystwa lotnicze, które jeszcze na tym zarabiają - powiedział Maas w poniedziałek na marginesie spotkania ministrów spraw zagranicznych UE w Luksemburgu. Jego zdaniem potrzebne są sankcje, które pokażą, że Unia nie akceptuje takich działań. Według nieoficjalnych informacji sankcje mogłyby dotknąć np. białoruskie linie lotnicze Belavia.
"Polska chroni swą granicę"
Polityk liberalnej FDP Alexander Graf Lambsdorff podkreślił w poniedziałek w rozmowie z telewizją ZDF, że to "Łukaszenko sztucznie produkuje kryzys migracyjny" i zrozumiałe jest, że Polska chroni swoją granicę.
- To co robi Polska, to ochrona granicy UE - powiedział. - Rząd na Białorusi zaprasza tych ludzi (migrantów), przywozi ich samolotami do Mińska. Są oni w pewnym sensie gośćmi rządu. Nie ma zatem prawnego powodu, który upoważniałby ich do przekroczenia granicy - dodał.
Lambsdorff zarzucił jednak polskim władzom brak przejrzystości działań. - Polacy otaczają wszystko tajemnicą, co oczywiście prowadzi do spekulacji, co tam się dzieje. A to nie jest dobre - powiedział Lambsdorf.
Wskazał, że na Litwie, inaczej niż w Polsce, dziennikarze, unijna agencja ds. granicy Frontex oraz obserwatorzy Komisji Europejskiej mają dostęp do strefy przy granicy z Białorusią. Z kolei polski rząd wprowadził w regionie przygranicznym stan wyjątkowy, co wiąże się z odpowiednimi ograniczeniami.