ŚwiatKontratak Trumpa ws. kontaktów z Rosją

Kontratak Trumpa ws. kontaktów z Rosją

Administracja Donalda Trumpa namawiała oficerów służb i polityków mających dostęp do tajnych informacji o "prostowanie" artykułów amerykańskiej prasy na temat kontaktów doradców Trumpa z Rosją. Zdaniem komentatorów może stanowić to nieuprawnioną ingerencję w pracę służb.

Kontratak Trumpa ws. kontaktów z Rosją
Źródło zdjęć: © AFP | Saul Loeb

Jak pisze "Washington Post", kontrofensywa Białego Domu to efekt serii artykułów w mediach dotyczących powiązań otoczenia Donalda Trumpa z Rosją, bazujących na anonimowych przeciekach pochodzących z agencji wywiadowczych. W wyniku tych rewelacji zdymisjonowany został doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Flynn; "New York Times" pisał też o wielokrotnych i podejrzanych kontaktów ludzi z otoczenia Trumpa z przedstawicielami rosyjskich służb podczas kampanii wyborczej.

Trump i jego doradcy zaprzeczyli doniesieniom; wszystko wskazuje też na to, że nie wierzy w nie przynajmniej jeden przedstawiciel amerykańskich agencji, wiceszef FBI William McCabe, który w rozmowie z szefem personelu Białego Domu Reincem Priebusem miał stwierdzić, że artykuł "NYT" to "gówno prawda". McCabe odrzucił jednak prośbę polityka republikanów, by publicznie sprostować informację. Po odmowie FBI, administracja próbowała wpłynąć na innych przedstawicieli służb, by ci zadali kłam doniesieniom prasy. Niektórzy się zgodzili, ale tylko anonimowo. Jak podaje "Washington Post", przeprowadzili oni serię zaaranżowanych przez Biały Dom rozmów z redakcjami największych mediów w USA, w których zbagatelizowali znaczenie kontaktów zespołu Trumpa z Rosjanami, określając je jako rzadkie i bez większego znaczenia. Nie odpowiedzieli jednak na pytania dziennikarzy o szczegóły tych kontaktów, toteż żadne medium nie zrobiło z tego większego materiału. Pod nazwiskiem wypowiedział się jedynie kongresmen Devin Nunes
zasiadający w komisji ds. wywiadu który również na prośbę z Białego Domu rozmawiał z dziennikarzami zaprzeczając doniesieniom "NYT" i którego cytował konserwatywny "Wall Street Journal".

Ruch administracji budzi spore kontrowersje. Krytycy widzą w tym próbę ingerencji w prowadzone przez służby śledztwo i wykorzystanie ich w celach politycznych. Według zwolenników Trumpa działania te są uprawnione, bo są odpowiedzią na serię przecieków uderzającą w prezydenta. W piątek Trump zaapelował na Twitterze do FBI by jak najszybciej Biuro znalazło autorów przecieków.

Akcja wpisuje się też w kampanię Trumpa przeciw nieprzychylnym mu mediom. Działania i wypowiedzi prezydenta wskazują na chęć delegitymizacji tzw. "mediów głównego nurtu", której ostatnim aktem było wykluczenie redakcji czołowych mediów - w tym CNN, "New York Times" i portal Politico - z konferencji prasowych. Wcześniej te i inne media nazwał mianem "wrogów narodu". W piątek Trump oskarżył zaś CNN i "NYT" o świadome pisanie nieprawdy i określił te media jako "wielkie zagrożenie dla naszego kraju".

Tymczasem wśród wątpliwości dotyczących kontaktów Trumpa z Rosjanami coraz więcej polityków partii republikańskiej wzywa do dogłębnego wyjaśnienia sprawy. Ostatnim jest kongresmen Darrell Issa z Kaliforni, który zaapelował o powołanie specjalnego prokuratora do zbadania związków otoczenia Trumpa z Rosją. Jego zdaniem dotychczasowe dochodzenie, prowadzone w senackiej komisji ds. wywiadu w ramach ustalania faktów dotyczących rosyjskich prób wpłynięcia na wybory, jest niewystarczające, a sprawa wymaga osobnego śledztwa.

Donald Trumpciarosja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (61)