Konstanty Miodowicz: tajne posiedzenie było stratą czasu
W dużej mierze była to strata czasu. Dlatego, że w trakcie zamkniętego posiedzenia sejmowego posłowie nie dowiedzieli się tak naprawdę niczego nowego o mechanizmach patologicznych trawiących nasze państwo. Natomiast partycypowali, chcąc nie chcąc czynnie, co gorzej lub biernie, co rzeczywiście było stratą czasu w spektaklu politycznym, który na pewno nie przysłużył się budowie autorytetu Sejmu - powiedział poseł PO Konstanty Miodowicz w "Salonie Politycznym Trójki".
26.11.2003 | aktual.: 26.11.2003 10:47
Jolanta Pieńkowska: Panie pośle, czy dobrze się stało, że posłowie, na utajnionym posiedzeniu, zapoznali się z informacją szefa ABW, czy to była, jak mówił wcześniej marszałek strata czasu?
Konstanty Miodowicz: Tak. W dużej mierze była to strata czasu. Dlatego, że w trakcie zamkniętego posiedzenia sejmowego posłowie nie dowiedzieli się tak naprawdę niczego nowego o mechanizmach patologicznych trawiących nasze państwo. Natomiast partycypowali, chcąc nie chcąc czynnie, co gorzej lub biernie, co rzeczywiście było stratą czasu w spektaklu politycznym, który na pewno nie przysłużył się budowie autorytetu Sejmu.
Jolanta Pieńkowska: Pan powiedział, że to była polityczna hucpa, to, co się działo wczoraj w sejmie?
Konstanty Miodowicz: Tak, otóż szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nawiasem mówiąc nie wiadomo, czy bardziej polityk, czy bardziej urzędnik w tym przypadku państwowy usiłował wskazać winnych złego wizerunku rządu.
Jolanta Pieńkowska: I co, padło na dziennikarzy?
Konstanty Miodowicz: I ci winni plasowali się w sferze lobbystów, którzy manipulują durnymi dziennikarzami, dających się wykorzystać w nikczemnych celach, nieświadomi tego, czego tak naprawdę lobbyści od nich chcą. A ci lobbyści knują, spiskują przeciwko państwu, godzą w jego bezpieczeństwo, nadwyrężają autorytet rządu. Za wszystkim stoją wywiady, obce służby. Padały spektakularne określniki tych służb. Oczekiwałem przez moment, jak gdyby przenosząc się w inny wymiar historyczny, do lat 30-tych, do ościennego nam podówczas państwa, by usłyszeć jeszcze jeden z wywiadów, który knuje w Polsce, a który lokuje się w Tokio. Wywiadu japońskiego nie było, ale wiele innych zostało wymienionych, jako sprawców tych nieszczęść, które spotykają rząd.
Jolanta Pieńkowska: Wywiad, lobbyści i na końcu dziennikarze są winni temu, jakie są notowania rządu. Czy to było to przesłanie, czy to jest zbytnie uproszczenie?
Konstanty Miodowicz: To jest uproszczenie, ale z drugiej strony jest to kwintesencja tego, co rząd miał do zakomunikowania posłom. I to była chyba intencja przesłania, z którym wystąpił wobec sejmu pan Andrzej Barcikowski. Na pewno oderwał się od tego, co istotne, rzeczowe, konkretne, informacyjne. A tak naprawdę potraktował swoje wystąpienie, jako możliwość odciążenia od szeregu oskarżeń, które spotyka rząd, ekipę Leszka Millera. Reasumując, wyselekcjonowane przykłady przez niego były niezwykle tendencyjne. Wskazywano na jednego z lobbystów, który z otwartą przyłbicą prowadzi firmę nazywającą się nomen omen, lobbingową, a usytuowanego w branży zbrojeniowej. Tego lobbystę, który między innymi pracował na rzecz kontraktu związanego z zakupem przez MON w ubiegłej kadencji haubicy samobieżnej. Obecnie pracował nad kontraktem F-16. Z drugiej strony zapominano na przykład o takim lobbyście, zresztą cudzoziemcu, z którym wielkie oczekiwania wiązano w puszczach podlaskich. Miał zbudować nowe Las Vegas. I który
lobbował przez władze samorządowe, ale i przez posłów. A tutaj, co oczywiste rządowych. I dlatego tej informacji nie było.
Jolanta Pieńkowska: A czy rację ma Ludwik Dorn, szef klubu PiS-u, który mówi, że minister Barcikowski spodziewa się, że niedługo prasa zacznie pisać o istotnych postaciach jego formacji politycznej uwikłanych w patologie związane na przykład z ustawą o grach losowych, spolityką lekową i stąd ta informacja?
Konstanty Miodowicz: O tym się już pisze. W pierwszym przypadku jest już wdrożone postępowanie...
Przeczytaj cały wywiad