Konrad Wallenrod czyli nasz człowiek w ich drużynie
Zdarzało się tak owymi czasy a i zdarza do dzisiaj, że rozwścieczona na piłkarskim meczu publika, miota pod adresem szczególnie szkodliwego gracza swojej drużyny, niezwykle ciemne pomówienia. Ile wziąłeś - pada z trybun. Dla kogo ten s. (tu pada kolokwialne określenie osoby wątpliwej reputacji) gra? - pytają kibice siebie nawzajem. Nie da się ukryć, że spektakl pod tytułem "jak długo utrzyma się w siodle premier RP" może się kwalifikować do powyższych rozważań.
Rozmaici "gracze" rozkładają drużyny, w których przychodzi im grać już to faktycznie w skutek powziętego przemyślnego planu i wywrotowej działalności, już to wskutek własnej zapalczywości i nieudolności. Wszyscy pamiętamy trwającego do końca niczym kapitan tonącego statku - Jerzego Buzka. Porównanie to o tyle jest trafne, że faktycznie - statek AWS był zatonął. Teraz, w zdumiewający sposób Leszek Miller powtarza cały ten proces, zachowując pozycję i równowagę na pokładzie, który coraz to bliżej dna.
A przecież pragmatyczna SLD wielokrotnie wykonywała w przeszłości zręczne posunięcie pod tytułem "zmiana scenerii", wymieniając "swoich" premierów. Nowa twarz, nowe nadzieje, przeszłość nieważna bo odsunięta. Jakże inaczej wyglądałoby przesłuchanie Leszka Millera przed Komisja Śledczą, w trakcie którego bezlitosny poseł Rokita za wszelką cenę starał się wykazać brak kompetencji szefa rządu. Dotyczyłoby przeszłości, karty zamkniętej, nie rzutowałoby na całą skomplikowaną machinę jaką jest rządząca partia polityczna.
Premier jednak wygrał bitwę o dalsze rządzenie. Jego zwycięstwo może się okazać jednak dla formacji, której przewodzi - wielce kosztowne. Pyrrus był powiedział o takich sukcesach: "Jeszcze jedno takie zwycięstwo, a będziemy straceni". Źle się dzieje z rządzącą drużyną. Wynik niedobry, perspektywy trudne, publiczność gwiżdże. Trudno się gra jeśli postawa jednego z graczy kosztuje coraz to więcej i więcej. Dla kogóż grasz Kapitanie? - pytają swoi z obawą, obcy z nadzieją.