Koniec ze zmianą czasu? Polska ma coraz więcej sojuszników
Polska nie jest jedynym krajem, gdzie rozważane jest skończenie ze zmianą czasu. Inicjatywy na rzecz rezygnacji ze zmian w całej Europie dostają impetu. Sprawą zajmie się Parlament Europejski.
W nocy z soboty na niedzielę obywatele w całej Unii Europejskiej przestawią zegarki na czas zimowy. I choć zmiana daje nam tej nocy dodatkową godzinę snu, to i tak jak zwykle będą jej towarzyszyć rozległe narzekania. Ale coraz więcej wskazuje na to, że za narzekaniami mogą pójść konkretne działania. W Polsce, PSL-owski projekt ustawy zostawiającej na stałe czas letni znajduje się w drugim czytaniu i zyskał poparcie wszystkich sił politycznych. Ale takie prawo byłoby niezgodne z unijną dyrektywą z 2001 roku, zobowiązującą wszystkie kraje do wprowadzenia czasu letniego. Jednak znaków zwiastujących nadchodzący wiatr zmian - a raczej brak zmian - jest więcej.
Być może najmocniejszym takim sygnałem była czwartkowe sprawozdanie w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, podczas którego czeski poseł chadeków Pavel Svoboda przedstawiał argumenty za abolicją zmiany czasu. Svoboda od trzech lat prowadzi w tej sprawie krucjatę. Na jej początku jego sojusznikiem w walce był jego kolega partyjny Tomáš Zdechovský. Teraz w skład jego grupy roboczej "Stop zmianie czasu" wchodzi ponad 80 posłów z kilkunastu państw i wszystkich frakcji (Polskę reprezentuje m.in. Andrzej Grzyb z PSL)
. Svoboda spodziewa się, że już w listopadzie głosowany będzie jego projekt rezolucji wzywającej Komisję Europejską do ustanowienia jednego, stałego czasu w całej UE. I wiele wskazuje na to, że inicjatywa zakończy się sukcesem. To oczywiście nie oznacza, że wezwanie zostanie wysłuchane przez KE. Ale presja w tej sprawie rośnie w całej Europie.
Również w czwartek parlamentarna komisja transportu i komunikacji w Finlandii jednogłośnie zarekomendowała, by fiński rząd lobbował w Brukseli za abolicją unijnej dyrektywy o czasie letnim. To odpowiedź na popartą przez 100 tys. osób inicjatywę obywatelską wzywającą do zrezygnowania ze zmiany czasu. Podobne inicjatywy istnieją w innych państwach, w tym w Niemczech (55 tys. podpisów), Holandii (44 tys.), Francji, Słowacji, Czechach i Belgii.
Za postulatami tych kampanii stoją twarde argumenty. Analiza zlecona przez Parlament Europejski wykazała, że zmiana czasu ma znacznie większy negatywny wpływ na zdrowie obywateli niż wcześniej sądzono. Chodzi m.in. o samopoczucie, problemy z koncentracją. Skutkiem są np. gorsze oceny uczniów czy wzrost liczby wypadków samochodowych.
Argumenty za utrzymaniem obecnego stanu są przede wszystkim dwa: oszczędność energii i skutki dla unijnego rynku. Oszczędności są jednak "marginalne"; co więcej, niektóre badania wskazują, że w pewnych przypadkach zmiana czasu może prowadzić do większego zużycia energii, ze względu na ogrzewanie mieszkań. Skutki ekonomiczne skupiają się na negatywnych konsekwencjach w handlu i komunikacji w obrębie wspólnego rynku. Chodzi o chaos spowodowany różnorodnymi reżimami czasowymi wewnątrz UE. Efekty te można by jednak zminimalizować, jeśli zgodnie z postulatami aktywistów w całej Unii wprowadzi się czas letni.
Jeśli inicjatywa Svobody doszła by ostatecznie do skutku, państwa UE nie byłyby pierwszymi, które zrezygnowały z sezonowej zmiany czasu. Już w 1967 roku zrobiła to Islandia, w 2014 - Rosja i Białoruś, a w 2016 - Turcja.