Koniec prac domowych. Dyrektorzy szkół biją na alarm
Od kwietnia koniec obowiązkowych prac domowych - obwieścił premier Donald Tusk. Ale dyrektorzy polskich szkół biją na alarm i apelują o zmianę w pierwszej kolejności podstawy programowej. A ta ma być odchudzona dopiero od nowego roku szkolnego. - Skutki tego nowatorskiego rozporządzenia zobaczymy pewnie dopiero za parę lat - mówi WP Eliza Zaborowska-Kempa, dyrektor SP nr 18 w Gdyni.
Premier Donald Tusk przekazał w piątek, że w polskich szkołach podstawowych będą obowiązywały nowe zasady dotyczące prac domowych. W klasach 1-3 ma nie być ich wcale, a w klasach 4-8 tylko dla chętnych i bez oceniania.
W programie "Tłit" WP ministra edukacji Barbara Nowacka przyznała, że przepisy są już przygotowane. - Od początku kwietnia takie rozporządzenie będzie funkcjonowało - zapowiedziała.
Przekonuje, że ma to być z korzyścią dla uczniów. - Jak dziecko zaczynało lekcje o godzinie ósmej, a kończyło o szesnastej, to gdzie to prawo człowieka, jak jeszcze potem miało trzy godziny prac domowych - mówiła Nowacka w poniedziałek na konferencji prasowej w Lublinie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dyrektorzy: uczniowie się cieszą, rodzice niekoniecznie
Ale dyrektorzy szkół pytani przez WP o opinię w sprawie pomysłu resortu najczęściej ciężko wzdychają.
- Jestem przeciwna przeciążaniu dzieci wieloma pracami domowymi - zaznacza Ewa Barszcz, nauczycielka matematyki i dyrektor Szkoły Podstawowej nr 16 w Lublinie. - Ale są takie czynności, które trzeba wyćwiczyć. Jeżeli ta propozycja pójdzie w parze z mądrym odchudzeniem podstawy programowej, że ja np. na mnożenie nie będę miała jednej czy dwóch godzin, a pięć godzin, tak, że każdego ucznia jestem w stanie sprawdzić, czy on potrafi to działanie i nie będzie musiał ćwiczyć tego w domu, to w porządku - uważa.
- Nasi uczniowie się cieszą ale uważają, że to będzie oznaczać kompletny brak zadań domowych, czyli również jakiejkolwiek nauki w domu. Mogą się pojawić rozbieżności w rozumieniu tych zasad - ostrzega Eliza Zaborowska-Kempa, dyrektor SP nr 18 w Gdyni.
- Większość uczniów się cieszy. Ale już wśród rodziców zdania są bardzo podzielone - przyznaje w rozmowie z WP Ilona Ujma, dyrektor Szkoły Podstawowej w Konopiskach, w powiecie częstochowskim. - Pytanie, na ile uczniowie są nauczeni samodzielnej pracy i na ile mają samodyscyplinę. Jeżeli mają ją wyrobioną, to faktycznie prace domowe nie są tak bardzo konieczne. Natomiast kiedy z samodyscypliną jest ciężko, to jednak prace domowe sprawdzane przez nauczycieli weryfikowały wiedzę - dodaje.
- To nie jest tak, że my pstrykniemy, zmienimy rozporządzenie i nagle wszystkie dzieci będą miały wewnętrzne przekonanie, że trzeba samemu siąść i poćwiczyć - uważa Ewa Barszcz z SP nr 16 w Lublinie.
Brak pracy domowej? Kary nie ma
W Szkole Podstawowej nr 3 we Wrocławiu już teraz nie ma ocen negatywnych za brak pracy domowej. Tak ma być w całej Polsce.
- Zadania domowe mają czemuś służyć, jeżeli w ogóle są. Często są u nas zadawane tylko dla chętnych. Często są ukierunkowane na przygotowanie do kolejnej lekcji lub na podsumowanie tego, co było na lekcji, żeby uczeń sprawdził, co umie, a z czym ma kłopot, żeby zadać pytanie na następnej lekcji - mówi w rozmowie z WP Irena Sienkiewicz-Szyperska, dyrektor SP nr 3 we Wrocławiu.
Ale i ona ma duże wątpliwości, jeśli chodzi o pomysł resortu edukacji.
- Czymże jest czytanie lektury w domu, jak nie odrabianiem pracy domowej? To się tak nie uda, że dziecko niczego w domu nie będzie robiło. Kiedyś tę lekturę musi przeczytać. Pewne formuły matematyczne też pewnie jest dobrze utrwalić w domu - uważa Sienkiewicz-Szyperska, ale zastrzega, że przy odchudzeniu podstawy programowej może być więcej czasu na utrwalanie wiedzy na lekcjach.
Zmiany w edukacji znowu za szybko?
- Trudno mówić o ćwiczeniu umiejętności matematycznych, gdy nauczyciel śpieszy się, żeby na zajęciach zrealizować całą podstawę programową. Trudno mówić o uczeniu się języka obcego, gdy nie ma czasu na lekcji na utrwalenie słownictwa - zauważa Katarzyna Orzeł, dyrektor SP nr 18 w Lublinie.
- Ale prace domowe, to tylko wierzchołek góry lodowej. Zmiany w edukacji powinny być przemyślane i zaczęte od podstaw, a prace domowe są najmniejszym problemem - mówi Ilona Ujma z SP w Konopiskach.
- Pierwszą sprawą powinna być podstawa programowa. Trzeba się zastanowić, na które treści trzeba kłaść większy lub mniejszy nacisk. Żadne zmiany, które są robione na szybko, nie są dobre, szczególnie w edukacji - dodaje Ilona Ujma, która w swojej szkole uczy matematyki.
- Dla mnie i większej części nauczycieli, z którymi współpracuję, system powinien zadziałać od początku do końca. A to oznacza najpierw zminimalizowanie podstawy programowej, ewentualne przyznanie innej siatki godzin na różne przedmioty, a dopiero później minimalizacja prac domowych - dodaje Katarzyna Orzeł z SP nr 18 w Lublinie.
Podstawa programowa później
Wiceminister edukacji Katarzyna Lubnauer poinformowała, że prace zespołów eksperckich zajmujących się odchudzeniem podstawy programowej wprawdzie już ruszyły, ale zmiany są zaplanowane dopiero od początku nowego roku szkolnego. Likwidacja obowiązkowych prac domowych wyprzedzi więc zmiany, które są oczekiwane przez dyrektorów w pierwszej kolejności.
- Będziemy respektować zmiany, a skutki tego nowatorskiego rozporządzenia zobaczymy pewnie dopiero za parę lat - podsumowuje Eliza Zaborowska-Kempa.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj także: