Koniec kampanii na Białorusi. Łukaszenka pewny zwycięstwa
W niedzielę na Białorusi odbędą się wybory prezydenckie. Wiece z udziałem opozycyjnej kandydatki Swietłany Chichanouskiej gromadzą tysiące uczestników. Mimo tego rządzący od 26 lat Aleksandr Łukaszenka nie chce łatwo oddać władzy
W czwartek na mińskim placu Służby Narodów miał się odbyć ostatni wiec w tej kampanii, będący zwieńczeniem pracy jaką wykonała Swietłana Cichanouska i jej sztab. Wiedząc jak wielu zwolenników potrafi gromadzić kandydatka władze zdecydowały się jej to uniemożliwić i zorganizowały w tym samym miejscu, nigdy dotąd nieobchodzone, święto służby ochrony kolei.
Dlatego Cichanouska zapowiedziała, że zupełnie prywatnie odwiedzi miejski koncert, który zamienił się w wiec poparcia kandydatki. Sympatycy polityczki przyszli ubrani w białe koszulki, a na nadgarstkach zawiązane mieli białe wstążki, będące symbolem opozycyjnego poparcia. Sama Cichanouska na koncert nie przyszła, obawiając się jak mogłaby zareagować władza na moment przed wyborami.
Łukaszenka nie zamierza oddawać władzy
Rosnące poparcie dla opozycyjnej kandydatki sprawia, że władza przestaje się ograniczać w używaniu siły. Do tej pory na Białorusi aresztowano 1300 osób, w tym Maryję Maroz, szefową sztabu Chichanouskiej.
We wtorek Aleksandr Łukaszenka wygłosił orędzie, w którym ostrzegał, że jeśli wybory pójdą dla niego niepomyślnie, to w państwie może dojść do rozlewu krwi. W czwartek powiedział natomiast, że na Białorusi toczy się wojna hybrydowa i jeśli wszystkie warianty tej wojny zostaną wyczerpane, to może użyć siły.
W piątek ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji wydali oświadczenie, w którym piszą, że z niepokojem przyglądają się rozwojowi wydarzeń na Białorusi. Niezależni obserwatorzy z OBWE, którzy mogliby stwierdzić czy wybory przebiegły uczciwie, nie zostali wpuszczeni na terytorium kraju.