Trwa ładowanie...
egipt
03-08-2013 11:40

Koniec demokracji w Egipcie. Czy islamiści znad Nilu przejmą władzę siłą?

Chociaż w wyniku zamachu stanu Bractwo Muzułmańskie utraciło władzę w Egipcie, to nie oznacza, że islamiści zniknęli znad Nilu. Wręcz przeciwnie, jak ocenia dla Wirtualnej Polski Tomasz Otłowski, tendencje ekstremistyczne będą narastały. W najbliższym czasie nieuchronna jest eskalacja przemocy, a w raz z nią nasilą się nie tylko ataki na politycznych przeciwników, ale i na turystów z popularnych kurortów w Szarm el-Szejk czy Hurghady.

Koniec demokracji w Egipcie. Czy islamiści znad Nilu przejmą władzę siłą?Źródło: AFP, fot: Fayez Nureldine
d3edket
d3edket

Tak, jak przewidywano, zamach stanu w Egipcie i odsunięcie przez armię demokratycznie wybranego rządu Braci Muzułmanów nie uspokoiły sytuacji w kraju. Wręcz przeciwnie, wydarzenia z 3 lipca przyczyniły się do pogłębienia chaosu nad Nilem, a krew polała się jeszcze szerszym strumieniem. Prawdziwym paradoksem jest fakt, że to właśnie islamscy ekstremiści - którzy w sensie programowym i ideologicznym od zawsze zwalczają "zgniłą" zachodnią demokrację, jej zasady i mechanizmy - są dzisiaj w Egipcie (ale też i w Tunezji) najbardziej zagorzałymi obrońcami tej formuły ustrojowej.

Jeszcze kilka tygodni temu nikt nawet by nie pomyślał, że w kwestii obrony konstytucyjnego, demokratycznego ładu w Egipcie islamiści staną naprzeciw państw zachodnich, tak zdawałoby się bardzo miłujących demokrację.

Wydarzenia ostatniego miesiąca w Egipcie niosą szereg konsekwencji, zarówno dla przyszłości tego kraju, jak też dla dalszej aktywności ruchu radykalnego islamu (zwłaszcza jego strategii i metod działania), a także dla samej walki z islamskim terroryzmem. To, co dzieje się w Egipcie, mieć będzie także wymierne konsekwencje dla dalszego rozwoju sytuacji strategicznej (geopolitycznej) w całym regionie.

Demokracja zawieszona do odwołania

Względna - przynajmniej jak na realia bliskowschodnie - stabilizacja społeczno-polityczna i w miarę zrównoważony wewnętrzny ład w Egipcie, które istniały tam w ostatnich dekadach, przed 2011 rokiem, należą już do przeszłości. W niebyt odeszły już również nadzieje na przekształcenie Egiptu w kraj demokratyczny (oczywiście w skali i na miarę regionu). Wątpliwe jest bowiem, aby nowi mundurowi władcy w Kairze zdecydowali się na szybkie zrealizowanie swych szumnych zapowiedzi z chwili przejmowania steru rządów, czyli rozpisanie nowych, wolnych wyborów. Ryzyko, że mimo wszystko w takiej elekcji radykałowie religijni mogliby znowu odnieść sukces, jest zbyt duże.

d3edket

Wybory, jeśli będą, to odpowiednio przygotowane i spreparowane - tak pod względem właściwie ustanowionego prawa wyborczego i uważnie wykrojonych granic okręgów wyborczych, jak też doboru samych kandydatów. Tym samym, w myśl zasady, że "władzy raz zdobytej nigdy nie oddamy dobrowolnie", demokracja (ta realna, która dała o sobie znać w ostatnich dwóch latach) została właśnie w Egipcie zawieszona przez armię "aż do odwołania".

Koniec Egiptu, jaki znaliśmy

Wbrew nadziejom wielu, absolutnie nie oznacza to szans na powrót do względnej stabilizacji sytuacji nad Nilem, zgodnie z teorią, że w tej części świata tylko satrapie zapewniają regionalny ład i spokój. Zwłaszcza w zestawieniu z islamskim ekstremizmem u sterów władzy państwowej. Iluzje te rozpowszechnione są zwłaszcza w łonie wielu zachodnich rządów, które z podziwu godnym wysiłkiem usiłują nie nazwać wydarzeń z 3 lipca w Egipcie "wojskowym puczem", w zamian stosując najróżniejsze lingwistyczne i politologiczne dziwolągi semantyczne.

Tymczasem emocje polityczne, płonne nadzieje oraz gorzkie rozczarowania, wywołane najpierw "Lotosową Rewolucją", a później wynikami demokratycznych elekcji i efektami rządów "demokracji", wywarły trwałe piętno na społeczeństwie egipskim. Ostatnie dwa lata uwidoczniły - zwłaszcza samym Egipcjanom - głębokie, nierzadko od dawna utajone (a często wręcz nieuświadomione) podziały społeczne, polityczne i ekonomiczne, a nade wszystko światopoglądowe. Egipcjanie (pewnie niektórzy ze zdziwieniem) odkryli, że w gruncie rzeczy pod tym względem niewiele się różnią od mieszkańców na przykład Syrii, którzy właśnie rzucają się sobie wzajemnie do gardeł.

Obecne brutalne rozprawianie się przez egipskie siły bezpieczeństwa ze zwolennikami Bractwa Muzułmańskiego - dokonywane przy głośnej akceptacji rodzimych tzw. postępowców oraz cichej zgodzie Zachodu - to nic innego jak próba wypchnięcia z przestrzeni publicznej politycznych przedstawicieli jeśli nie większości społeczeństwa kraju, to przynajmniej znacznej jego części. Tej części, która okazała się podczas naprawdę demokratycznych wyborów bardziej zdyscyplinowana i dała swymi głosami władzę radykałom. Ci ludzie nie zmienią z dnia na dzień swoich poglądów oraz preferencji politycznych, ideologicznych czy światopoglądowych. Nie znikną nagle z politycznego krajobrazu własnego kraju. A nie wszystkich da się wszak zastraszyć, aresztować lub... wyeliminować. Nieuchronna radykalizacja Egiptu?

d3edket

Co gorsza, zwolennicy islamistów - brutalnie traktowani przez nowe władze, pozbawieni prawa do własnej reprezentacji politycznej i wpływu na rząd (o kontroli jego poczynań już nie wspominając) - w pewnym momencie w naturalny sposób sięgną po równie brutalne metody walki. Radykalizacja mas zwolenników Bractwa (i jego samego) jest już tylko kwestią czasu, bardzo krótkiego najpewniej. Co oznaczać będzie to dla przyszłości Egiptu, można się tylko domyślać.

Egipt jako kolejny front otwartej, krwawej wojny prowadzonej przez siły radykalnego sunnickiego islamu? Jeszcze kilka miesięcy temu taki scenariusz był co najmniej mało realny: skoro Bracia mieli władzę, nie mieli potrzeby sięgania po przemoc. Dzisiaj, z dnia na dzień, prawdopodobieństwo takiego negatywnego obrotu spraw dramatycznie wzrasta.

Trudno przy okazji nie usłyszeć złośliwego chichotu historii - historycznie to właśnie Bracia Muzułmanie byli jednym z pierwszych ruchów islamskiej sunnickiej ekstremy, stosującym przemoc i terror w imię dążenia do osiągnięcia swych celów politycznych. Po dekadach takiej działalności ostatecznie odeszli formalnie od walki zbrojnej, zwracając się ku metodom politycznym, czym narazili się bardziej skrajnym ruchom (np. wahabitom).

d3edket

Dzisiaj, na naszych oczach, ta koncepcja strategii politycznej ponosi właśnie druzgocącą klęskę. Oto bowiem Bracia, którzy osiągnęli apogeum swych możliwości politycznych i organizacyjnych, zdobywając wreszcie pełnię władzy w najważniejszym arabskim państwie regionu bliskowschodniego, w równie spektakularny i nagły sposób spadli niemal na samo dno, z którego zaczynali swą drogę prawie 80 lat temu.

Salafici kontra Bractwo Muzułmańskie

Co oznacza to dla dalszego rozwoju radykalnego sunnickiego islamu? Pierwszą, oczywistą konsekwencją takiego stanu rzeczy będzie umocnienie się roli, znaczenia i wpływów salafitów. To skrajne skrzydło sunnickiego islamizmu, utożsamiane z dżihadystami (m.in. Al-Kaidą), już teraz jawnie i bez skrupułów szydzi z Braci, którym od dawna zarzucało oportunizm i ideologiczny konformizm. Jak ujął to niedawno Ajman az-Zawahiri, lider Al-Kaidy: "Skazany na klęskę jest każdy, kto nie idzie drogą prawowitego wiernego, wyznaczoną przez Proroka, lecz w zamian usiłuje przyswoić sobie [rozwiązania ustrojowe] wymyślone przez niewiernych". Innymi słowy - "zero demokracji, za to pełny szariat".

I obecnie, w świetle tego co stało się w Egipcie, należy spodziewać się, że salafici – i tak umocnieni organizacyjnie i politycznie w ostatnich dwóch latach na fali Arabskiej Wiosny - jeszcze bardziej urosną w siłę.

d3edket

Zresztą można zakładać, że ta rywalizacja po stronie radykałów islamskich w Egipcie będzie jednym z ważniejszych czynników napędzających konflikt w tym kraju. Bracia, aby utrzymać swe znaczenie i poziom poparcia społecznego, muszą nie tylko walczyć dziś z uzurpatorami z armii, ale i z rywalami po własnej stronie barykady, czyli właśnie salafitami. Bractwo musi dziś wykazać się determinacją i twardością, musi próbować "przebić" w tym względzie salafitów, jeśli nie chce ulec marginalizacji. A przecież ciężko jest być lepszym w terrorystycznym rzemiośle niż "zawodowcy" z Al-Kaidy… Nieuchronnie oznaczać to więc będzie dramatyczny wzrost przemocy w Egipcie w najbliższej przyszłości. Przemocy skierowanej bez różnicy przeciwko wszystkim: oponentom politycznym i ideowym (z prawa i z lewa), armii i siłom bezpieczeństwa, ale też obywatelom i interesom państw zachodnich. Również przeciw turystom z popularnych kurortów w Szarm el-Szejk czy Hurghady.

Arabska Wiosna, czyli przebudzenie islamistów

Wydarzenia w Egipcie mają oczywiście także swój wymiar międzynarodowy - regionalny i ponadregionalny. Egipt był obok Tunezji pierwszym krajem, gdzie Arabska Wiosna zdała się przynosić pożądane owoce, w postaci faktycznej demokratyzacji i zwiększenia swobód obywatelskich. Nawet wtedy, gdy władzę przejmowali radykalni Bracia Muzułmanie lub Ennahda (w Tunezji).

W Egipcie projekt "islamizmu z ludzką twarzą" poniósł właśnie klęskę, której lada dzień mogą doświadczyć także "umiarkowani" islamiści z Ennahdy. Równocześnie wszędzie w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie - tak w Egipcie czy Tunezji, jak i Libii, Algierii, Syrii lub w Iraku - w siłę rosną te nurty islamistyczne, które nie wahały się głosić ideę zbrojnego dżihadu i od dawna pozostawały w opozycji do ugrupowań "umiarkowanych". Trend ten z całą pewnością utrzyma się (a nawet będzie narastać) w najbliższej przyszłości. Tu jedynym zwycięzcą jest Al-Kaida i jej regionalne odgałęzienia, stosujące terror w imię swych religijnych i politycznych celów.

d3edket

Na koniec nie sposób ponownie nie odnieść się do hipokryzji państw zachodnich. Ich prawdziwie faryzejska postawa już niedługo okaże się wyjątkowo krótkowzroczną i rodzącą jedynie zatrute owoce.

Stany Zjednoczone, a zwłaszcza Unia Europejska, już dawno temu uczyniły z takich kwestii, jak promowanie demokracji, praw człowieka i obywatela czy wolności i swobód jednostki, sztandarowe (przynajmniej formalnie) hasła i wytyczne dla własnych polityk zagranicznych w regionie bliskowschodnim.

I nie tylko zagranicznych - także ekonomicznych i społecznych, czego dowodem m.in. obwarowywanie przez Brukselę i Waszyngton różnych programów pomocowych, kredytów, pożyczek itd. dla krajów Bliskiego Wschodu niewykonalnymi w istocie warunkami z zakresu demokratyzacji itp. A teraz, gdy dochodzi w Egipcie do jawnego naruszenia fundamentalnych zasad demokracji, do masowego gwałcenia swobód obywatelskich i naruszeń praw człowieka - Zachód udaje, że nic się nie stało. Czy tylko dlatego, że ofiarami są brodaci zwolennicy ideologii reprezentowanej na innych frontach przez Al-Kaidę?

d3edket

Zachód traci wiarygodność

Niezależnie jednak od powodów przyjęcia przez rządy zachodnie takiej właśnie strategii i od stojących za nią kalkulacji, jej skutkiem już dziś jest całkowita dewaluacja "polityki wartości", stosowanej głównie przez UE, i to nie tylko wobec regionu bliskowschodniego.

Wartości bowiem, aby miały prawdziwą moc zmieniania skomplikowanej rzeczywistości międzynarodowej w tamtej części świata, muszą być stosowane w sposób jednoznaczny, nie podlegający podwójnym standardom czy ocenom moralnym. Swym zachowaniem wobec ostatnich wydarzeń w Egipcie Zachód nie tylko pogrzebał właśnie wiarygodność sztandarowych filarów własnej polityki międzynarodowej, ale zaprzepaścił też ostatnie szanse na uniknięcie najbardziej niekorzystnego scenariusza geopolitycznego dla świata muzułmańskiego. Scenariusza, w którym najwięcej do powiedzenia w krajach islamskich mieć będą salafici.

Tomasz Otłowski dla Wirtualnej Polski

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.

d3edket
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3edket
Więcej tematów