Kongres Nowej Lewicy. Nadzieja w cieniu sporów
Młodzi chcą ruszyć do przodu, "starzy" starają się wyjść z jałowych konfliktów. Tak układa się Nowa Lewica. W sobotę 9 października odbędzie się kongres zjednoczeniowy nowej formacji.
Tuż przed kongresem zjednoczeniowym Lewicy, rozmawiamy z jednym z młodych przedstawicieli formacji. - Czekamy wszyscy, aż tam "na górze" przestaną się ze sobą kopać. My chcemy działać, pracować dla ludzi, organizować się, chcemy kreować rzeczywistość i wybijać się na tle innych. Programem, świeżością, dojrzałością. Teraz tego nie ma, ale liczę, że po kongresie to się zmieni - przyznaje nasz rozmówca.
Młode pokolenie lewicy wiąże duże nadzieje na ofensywę programową tworzącej się formacji, powstającej na bazie Wiosny i SLD. Na czele 10-osobowego zespołu eksperckiego, który stworzył program Nowej Lewicy, stoją Anna Zofia Mackiewicz z SLD i Maciej Gdula z Wiosny. Merytorycznym wsparciem ma być Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, była posłanka partii Razem, jedna z najbardziej aktywnych parlamentarzystek tej kadencji. Niedawno dołączyła do SLD, gdzie - jak wielu ma nadzieję - może stać się jednym z największych atutów personalnych tej frakcji.
Na kongresie Nowej Lewicy 9 października ma zostać zatwierdzona deklaracja programowa. Główne założenia: "Polska Współpracy", "Polska Zielona", "Polska Szacunku", "Polska Europejska" i "Polska Troskliwa". Szczegóły mają zostać przedstawione w sobotę.
- Opowiemy o tym, jakie korzyści z realizacji naszego programu odniosą obywatele. Kładziemy nacisk na jakość usług publicznych, na sprawy najbliższe życiu Polaków, na ich codzienne troski. Chcemy pokazać, że mamy kompleksowy program i jesteśmy gotowi co najmniej na współrządzenie - mówi jeden z naszych rozmówców.
I dodaje: - Trzeba położyć większy nacisk na współdziałanie ze związkami zawodowymi, NGO’sami, społecznikami. To ma być nasz kierunek.
- Mamy spory potencjał w ludziach. Mamy pracujących dzień w dzień w Sejmie młodych, ale szalenie kompetentnych fachowców, jak Darek Standerski [dyrektor legislacji i główny ekonomista klubu Lewicy - przyp. red.], ale to się dziś nie przebija. Lewica ma zardzewiały wizerunek, który trzeba zmienić - przekonuje młody polityk ze środowiska Lewicy.
Przed Lewicą stoi jednak trudne zadanie. Odkryć na nowo swoją tożsamość. I poukładać się wewnętrznie.
Kongres w cieniu konfliktów
Połączenie Wiosny i SLD w jedną formację - Nową Lewicę - niesie za sobą dwa cele: wewnętrzny i zewnętrzny. Wewnętrzny: uspokojenie nastrojów działaczy. Zewnętrzny: demonstrację jedności i nowy impuls.
Duża część przedstawicieli obu formacji przekonuje jednak, że projekt ten - z Robertem Biedroniem i Włodzimierzem Czarzastym na czele - nie ma szans przetrwać dłużej, niż do wyborów parlamentarnych.
Rozmówca z Lewicy: - Na czele "nowej" Lewicy mają stanąć przebrzmiali liderzy. Robert powoli wygasał jako lider i zgasł całkiem w wyborach prezydenckich. Nie jest to wyłącznie jego wina, Lewica zrobiła mu fatalną kampanię. Włodek za to jest dobrym organizatorem, ale żadnym przywódcą. Wie, że jest wyłącznie od podtrzymywania konstrukcji. Nie jest człowiekiem, który pociągnie za sobą wyborców. On sam świetnie zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń.
Nie jest to opinia pozbawiona podstaw: w niedawnym sondażu zaufania CBOS Czarzasty zajął trzecie miejsce od końca. Większą nieufnością mogło "pochwalić się" jedynie dwóch polityków: Przemysław Czarnek i Jacek Sasin. Czarzastemu nie ufają nawet wyborcy Lewicy. Z niedawnego sondażu IPSOS dla "Gazety Wyborczej" wynika, że ledwie co dziesiąty sympatyk Lewicy uważa, że jej najlepszym liderem byłby Czarzasty. Nawet Robert Biedroń dostał trzykrotnie większe poparcie, a najwyższe... Adrian Zandberg (aż 51 proc. wskazań), trzeci z lewicowych tenorów, dziś zmarginalizowany - nie bez własnej woli.
Czarzasty z Biedroniem - jak opowiadają działacze tej partii - dogadali się, że delegaci ich formacji podczas kongresu 9 października będą wzajemnie popierać ich kandydatury na współprzewodniczących Nowej Lewicy.
Delegatów na sobotnim kongresie będzie 1200. 600 z Wiosny i 600 z SLD. Dzięki temu wspólne przywództwo Czarzastego z Biedroniem miałoby być niezagrożone. - Wypadków przy pracy nie będzie, na kongresie zjawi się masa gości, około 300, plus znakomici goście zza granicy. Wszystko ma być tip-top, Włodek kontroluje sytuację - mówi polityk Lewicy znający kulisy przygotowań.
Działacz Lewicy: - To jest pozorowanie demokracji. Czarzasty pozbył się rywali, opanował partię, pozawieszał buntowników, później się wystraszył. Andrzejowi Rozenkowi zamknięto drzwi do nowej partii, Tomek Trela z Markiem Baltem stwierdzili, że nie ma co kopać się z koniem. Atmosfera jest kiepska, a Czarzasty mandat przewodniczącego będzie miał słaby.
Tyle że - jak zauważają niektórzy w SLD - nie jest tak, że to Czarzasty zamknął wszystkim usta. Nasi rozmówcy podkreślają, że to lider buntowników - wspomniany Trela - skrewił, bo wiedział, że nie ma szans w starciu z obecnym liderem.
Trela stara się dziś łagodzić sytuację. W mediach społecznościowych napisał: "Spotykamy się 9 października na wielkim zjednoczeniowym kongresie Nowej Lewicy. Silna, twarda, konsekwentna i programowa Lewica jest bardzo potrzebna". Jego wpis polubił Włodzimierz Czarzasty, który skomentował: "Nic dodać, nic ująć".
Ale atmosfery w partii to nie oczyszcza. Joanna Senyszyn - jedna z najbardziej popularnych polityczek SLD - poinformowała kilka dni temu na Twitterze, że po "wyeliminowaniu" Treli i Rozenka Czarzasty postanowił pozbyć się także jej. "Czego się boi Czarzasty? Co zbroił, że łamie prawo, byle nie dopuścić do demokratycznych wyborów w partii? Dlaczego pozbywa się wszystkich ewentualnych kandydatów na współprzewodniczącego" - zapytała.
- Niewielu ma odwagę, żeby mówić takie rzeczy głośno, ale wielu myśli dokładnie tak samo - twierdzi działacz Lewicy.
Nie najlepsza atmosfera panuje także w Wiośnie.
Wiosenny łącznik
Jak słyszymy na Lewicy, wielu działaczy Wiosny widziałoby na czele tej frakcji nie Roberta Biedronia, a Krzysztofa Gawkowskiego. - Jest świetnym szefem klubu, chce mu się, ma power, charyzmę. Robert snuje się w Brukseli, a Krzysiek reprezentuje nas w Sejmie. A liderzy muszą być przy Wiejskiej - argumentuje jeden z naszych rozmówców.
Inny mówi: - Gdyby Krzysiek wystartował na przewodniczącego frakcji Wiosny, miałby duże szanse. Gdybym miał się założyć o niewielką kwotę, to postawiłbym nawet, że wygrałby z Robertem.
Szkopuł w tym, że sam Gawkowski nie pali się do startu na lidera Wiosny. - Nie czuje takiej potrzeby. Wie, że projekt Wiosna plus SLD może się nie powieść. A wtedy to nie on będzie ponosił za to odpowiedzialność, tylko Biedroń z Czarzastym - zauważa jeden z rozmówców Wirtualnej Polski.
Inny dodaje: - W przypadku klapy projektu, Krzysiek może stanąć na czele nowej formacji. On ma respekt i posłuch zarówno w Wiośnie, jak i SLD. Bez niego do połączenia tych partii by nie doszło.
Jeszcze inny rozmówca: - Wielu dziwi to, że na działania Czarzastego wobec jego krytyków akceptację daje Robert. Ale odpowiedź jest prosta: tylko Włodek utrzymuje Wiosnę na powierzchni, holuje ją. Przecież Biedroń ma o 20 tys. działaczy mniej. A władzę - formalnie - będzie miał równą Czarzastemu. Nie ma interesu w tym, żeby podważać jego działania.
Na temat sytuacji na lewicy oraz przygotowań do kongresu chcieliśmy porozmawiać z samym Robertem Biedroniem, ale europoseł Wiosny nie znalazł dla nas czasu.
W pozytywne skutki zjednoczenia Lewicy nie wierzą niektóre czołowe jej postaci. - Udajemy, że wszystko jest w porządku, tymczasem sam proces łączenia SLD i Wiosny jeszcze bardziej dzieli partię, która i tak już była podzielona. Bardzo wielu ludzi, podobnie jak ja, jest poruszonych i krytycznie ocenia to, co się dzieje - przyznał w "Newsweeku" Robert Kwiatkowski, poseł Lewicy, były prezes TVP i - co ciekawe - wieloletni przyjaciel Włodzimierza Czarzastego.
Działacze, nie wyborcy
Ważny polityk Lewicy: - Od miesięcy mamy pełzającą katastrofę. W wyborach ponad 12 proc., dzisiaj zdarza się, że bijemy głową o próg wyborczy.
Kolejny rozmówca: - Nie ma pomysłów, nie ma inicjatywy. Kolejne grupy społeczne i zawodowe wychodzą na ulicy i walczą o przetrwanie. A nas tam nie ma. Mądrzejszy od nas jest nawet ten gość z AgroUnii [Michał Kołodziejczak, który regularnie pojawia się na protestach, m.in. medyków - przyp. red.]. Pytam się: gdzie my mamy budować wiarygodność, jeśli nie wśród ludzi?
Polityk SLD: - Mieliśmy Tuska, który ogłosił niedawno zwrot ku "Polsce powiatowej". I co? Tuska nie ma, nie jeździ po kraju, zero zdziwień. Ale my powinniśmy wypełnić tę lukę, zjechać do małych miast. Nie ma takiego planu, przewodniczący Czarzasty jeśli jeździ, to po działaczach. Nie po wyborcach. A działacze "jeżdżą" po nim.
Trzeba się ogarnąć
Trudno znaleźć dziś szczerych obrońców obecnego kierownictwa Lewicy. Jeśli szukać optymistów, to takich, którzy nadziei szukają w pokongresowym resecie. - Ale atmosfera w formacji musiałaby być totalnie wyczyszczona - twierdzi jeden z rozmówców.
Młody działacz Lewicy: - Trzeba się ogarnąć, nie ma wyjścia. Trochę podniecenia będzie na kongresie, ale pytanie, czy cokolwiek więcej za tym pójdzie.
Przypomnijmy: jak pisał w WP Patryk Michalski, spór w Nowej Lewicy sięga maja, kiedy w Sejmie posłowie głosowali nad środkami z Funduszu Odbudowy. Grupie polityków Lewicy nie podobały się negocjacje z premierem i głosowanie razem z PiS. Od tego czasu nastroje przeciwników Włodzimierza Czarzastego były coraz bardziej bojowe.
Narastająca krytyka doprowadziła do tego, że w lipcu szef Nowej Lewicy zdecydował o zawieszeniu ośmiorga polityków, którzy byli członkami zarządu.
Decyzje o zawieszeniu zapadły tuż przed i w trakcie posiedzenia zarządu partii, podczas którego… zdecydowano o utworzeniu dwóch wewnętrznych frakcji: Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz Wiosny. Buntownicy sprzeciwiali się tej decyzji i domagali się, by wewnątrz Nowej Lewicy powstało więcej frakcji. Na to nie zgodził się Czarzasty.
W odpowiedzi zawieszeni politycy zapowiedzieli odwołanie do sądu koleżeńskiego i zwołanie Rady Krajowej. Podczas obrad chcieli ocenić przywództwo Włodzimierza Czarzastego. Konflikt został jednak zawieszony. Buntownicy zostali odwieszeni przez Czarzastego.
Ale to tymczasowy kompromis. - Przeciwnicy Włodka prędzej czy później podniosą głowy - twierdzi jeden z polityków SLD.