Kompromitujące błędy Rosjan. Jak kaczuszki na strzelnicy

Rosjanie seryjnie popełniają wciąż te same błędy, dzięki którym Ukraińcy rozbijają ich kolejne ataki i oddziały. Od początku wojny najeźdźcy uczą się bardzo wolno, co skutkuje dla nich ogromnymi stratami. Na Kremlu jednak tym się nie przejmują. Nadal obowiązuje zasada, że "ludzi u nich dużo".

Rosjanie na froncie cały czas popełniają te same błędy
Rosjanie na froncie cały czas popełniają te same błędy
Źródło zdjęć: © East News | SERGEY BOBOK

09.01.2023 | aktual.: 09.01.2023 11:39

Od początku wojny Rosjanie na każdym kroku udowadniają, że organizacyjnie i mentalnie nie potrafią sprostać współczesnemu światu i nowoczesnej wojnie. Kolejne porażki rosyjskie media propagandowe zrzucają na nieudolnych i skorumpowanych wrogów, którzy napychają swoje kieszenie, okradając państwo.

Największa wina stoi jednak po stronie słabo wyszkolonych dowódców. Lista błędów, jakie popełnili w Ukrainie, jest bardzo długa, a po ataku na improwizowane koszary w Makiejewce, Rosjanie wprost domagają się ukarania winnych. Igor Girkin, były dowódca bojówek w marionetkowej Donieckiej Republice Ludowej, stwierdził, że "należy ukarać winnych albo państwo jest skończone".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz też: Zełenski się tego obawiał. Generał: to największe wyzwanie Ukrainy

W sylwestrowym uderzeniu na szkołę, którą Rosjanie zamienili w koszary, mogło zginąć nawet kilkuset poborowych. Pierwszego dnia Kreml przyznał się do 63 zabitych. W kolejnych dniach liczba śmiertelnych ofiar - według oficjalnych danych Rosjan - przekroczyła 89 żołnierzy. "Wśród zabitych był podpułkownik Baczurin, zastępca dowódcy pułku" - przekazał rosyjski resort obrony.

Ukraińcy nieoficjalnie mówią o 400 zabitych. Girkin informował o kilkuset zabitych i rannych. Może to być prawdą, ponieważ budynek został zrównany z ziemią. Uderzenie na Makijewkę było wynikiem kumulacji błędów, jakie Rosjanie powtarzają od początku wojny.

Wszystko przez telefony komórkowe

Rosyjska agencja prasowa TASS zacytowała donieckiego urzędnika, który stwierdził, że "wróg namierzył aktywność telefonów komórkowych dzięki Echelonowi", systemowi rozpoznania radioelektronicznego, który m.in. namierza aktywność telefonów komórkowych.

Potwierdził to zastępca dowódcy Zachodniego Okrętu Wojskowego, gen. broni Siergiej Siewriukow: - Już teraz wiadomo, że główną przyczyną tego, co się stało, było włączenie i masowe używanie, pomimo zakazu, telefonów komórkowych w strefie zasięgu środków rażenia przeciwnika.

To nie pierwszy taki przypadek.

Na początku grudnia Ukraińcy namierzyli telefony komórkowe najemników z tzw. Grupy Wagnera w Kadijewce pod Ługańskiem i koszary w szkole w Melitopolu. W nocy 11 grudnia na oba zlokalizowane miejsca spadły pociski, niszcząc budynki. Wedle różnych szacunków, mogło zginąć od 30 do 60 osób. W Melitopolu atak na tymczasowe koszary był drugim. 8 sierpnia Ukraińcy uderzyli pierwszy raz. Wówczas zginęło około 100 żołnierzy.

Dziesiątki takich przypadków

10 lipca w Chersoniu została ostrzelana bursa, którą Rosjanie zamienili na koszary i magazyn. Zginęło około 15 żołnierzy i zniszczonych zostało około 60 pojazdów. Rakiety spadły także na punkt dowodzenia Rosgwardii i cztery magazyny rozmieszczone pod miastem. Dokładne lokalizacje zostały namierzone dzięki namierzeniu rosyjskich telefonów komórkowych. Również podczas odwrotu spod Chersonia można było śledzić trasy ucieczki Rosjan dzięki aktywnym komórkom.

Takich przypadków były dziesiątki. W kwietniu Ukraińcy śledzili trasy przerzutu jednostek spod Kijowa do Donbasu. W maju koncentrację oddziałów pod Charkowem. W sierpniu przegrupowanie pod Siewierodonieckiem.

Przykład w rosyjskiej armii idzie z góry. Wiadomo, że Ukraińcy namierzyli sztab 41. Armii Ogólnowojskowej, dzięki użyciu przez Rosjan systemu łączności Era, który wykorzystuje sieć GSM. Następnie sprawdzili aktywność rosyjskich numerów telefonii komórkowej, które były aktywne w pobliżu. Wkrótce później na cel spadły pociski artyleryjskie. W ataku zginął szef sztabu armii gen. mjr Witalij Gierasimow.

Pojazdy bez kamuflażu

Na brak ukrycia koncentracji oddziałów w budynku szkoły zwracał uwagę Girkin, który pisał, że "niemal wszystkie pojazdy wojskowe stały zaparkowane przed szkołą, nie mając żadnego kamuflażu". Rosjanie w ogóle nie stosują zasad rozmieszczenia sprzętu. Zarówno na pierwszej linii, jak i na bezpośrednim zapleczu frontu.

To podstawy wojskowej sztuki. Polski "Podręcznik walki pododdziałów zmechanizowanych" mówi: "Rozśrodkowanie wojsk oraz okresowa zmiana rejonów rozmieszczenia pododdziałów i stanowisk dowodzenia ma na celu zmniejszenia skutków uderzeń w wyniku tworzenia celów mało opłacalnych do zniszczenia. Osiąga się to poprzez rozmieszczenie sprzętu w odstępach większych niż średnica rażenia środków stosowanych przez lotnictwo, to jest około 50-100 m".

Błędy już od początku wojny

Na początku wojny, 11 marca, pod Makarowem został zniszczony punkt dowodzenia rosyjskiej brygady, który został rozmieszczony na polu pod lasem i stał w tym samym miejscu przez dwa dni. Miejsce stało się jeszcze bardziej widoczne po opadach śniegu, który nie przykrył wszystkich miejsc. Jakby tego było mało, pojazdy znajdowały się w promieniu kilkunastu metrów. Żeby je zniszczyć, wystarczyło kilka strzałów z ciężkich haubic.

Jeszcze bardziej kompromitujące dla Rosjan były ataki na okupowane lotnisko Czernobajewka pod Chersoniem. Tylko do 22 marca Ukraińcy ostrzelali je osiem razy, niszcząc kilkanaście śmigłowców i samolotów. Za każdym razem maszyny stały w równych rzędach na płytach postojowych, niczym kaczuszki na lunaparkowej strzelnicy.

Dowództwo nie wyciągnęło z ostrzałów żadnych wniosków. 24 marca rakiety ponownie spadły na lotnisko. Zginął dowódca 49. Armii Ogólnowojskowej gen. mjr Jakow Riezancew. Czy coś się zmieniło? Już w kwietniu zmasakrowany został sztab 7. Dywizji Powietrznodesantowej. A do końca kwietnia Ukraińcy zaatakowali jeszcze 10 razy. Za każdym razem rosyjskie śmigłowce były ustawione, jak na defiladzie.

Żołnierze w Makiejewce jeszcze bardziej ułatwili rozpoznanie ich rozmieszczenia. Budynek szkoły znajdował się zaledwie 15 km od linii frontu. Na szkolnym boisku w rzędach stały ciężarówki i bojowe wozy piechoty. Jakby tego było mało, Rosjanie urządzali sobie liczne imprezy. Wedle rosyjskich źródeł w sylwestrową noc również urządzili pijatykę. Bezzałogowce nie miały problemów, aby potwierdzić doniesienia wywiadu radioelektronicznego.

Łamanie procedur

Rosjanie twierdzą, że w budynek szkoły trafiły zaledwie cztery pociski, dwa kolejne zostały zestrzelone, a zniszczenia budynku wynikają z trafienia w składowaną w piwnicy amunicję. Każda armia świata posiada procedury przechowywania amunicji, w tym wymagania przeżywalności obiektów, w jakich może być składowana. Przepisy są bardzo szczegółowe, zarówno w przypadku stanu pokoju, jak i wojny. W obu przypadkach pierwsza z zasad mówi, że magazyny amunicji mają być oddalone od miejsc zamieszkania. Pod żadnym pozorem nie można jej przechowywać w budynkach koszarowych.

Tymczasem amunicja artyleryjska była składowana w piwnicy budynku koszarowego, a na placu stały w cysternach zapasy paliwa. Tak naprawdę Rosjanie sprawili Ukraińcom niewiarygodny prezent. Wystarczyła bowiem chwila nieuwagi i huk eksplozji było słychać ponad 20 km od epicentrum.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Szczątki żołnierzy w promieniu kilkuset metrów

Rosyjskie źródła mówią, że udało się zidentyfikować 45 ciał. Pozostali żołnierze "zniknęli". "W związku z tym liczba ofiar wzrośnie. Ci, których szczątków nie odnaleziono, prawdopodobnie zostaną uznani za zaginionych" - podał znany rosyjski kanał na Telegramie VChK-OGPU, który prawdopodobnie ma źródła w rosyjskich służbach bezpieczeństwa. Szczątki żołnierzy są znajdywane nawet kilkaset metrów od miejsca eksplozji.

W codziennych raportach brytyjski wywiad stwierdził, że "rosyjskie wojsko znane jest z niebezpiecznego przechowywania amunicji, do czego dochodziło jeszcze przed trwającą obecnie wojną, ale ten incydent pokazuje, jak nieprofesjonalne praktyki przyczyniają się do wysokiego wskaźnika ofiar wśród Rosjan".

Zrzucanie winy na żołnierzy

Skala strat i zakres rażących naruszeń procedur spowodowały, że rosyjscy dziennikarze, eksperci i politycy domagają się znalezienia i ukarania winnych. Dziennikarz Akim Apaczow zauważył, że propagandyści zaczęli zrzucać winę na samych żołnierzy: "Teraz mówi się, że do wszystkiego tego doszło z powodu dużej liczby rosyjskich kart SIM. Potem może jeszcze coś wynajdą. (...) Będziemy oskarżać każdego, tylko nie faktycznych winowajców. Prawda?"

Jednego można być pewnym. Rosjanie od początku wojny uczą się bardzo opornie i nie wyciągają wniosków z prowadzonych działań. Wielokrotnie działali wedle tego samego schematu, oczekując innych wyników. Niczego nie nauczyły ich zarówno ataki na koszary w Chersoniu, jak i Melitopolu. Nie wyciągnęli wniosków z namierzania telefonów ani komunikacji radiowej.

W zasadzie Ukraińcom pozostało jedynie czekać na kolejny podobny prezent. Na to, że go otrzymają, można postawić każde pieniądze.

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojnarosjaukraina
Wybrane dla Ciebie