"Komorowski opalający się w slipach byłby strzałem w 10"
Jestem wielkim fanem balkonów. W Anglii postrzega się je jako coś egzotycznego i ekscytująco śródziemnomorskiego, w Polsce balkon posiada każdy. Nawet domy z ogrodami mają balkony, co wydaje się być szalenie sybaryckie w oczach tak zgłodniałego balkonów Anglika jak ja. Kiedy wprowadziłem się do swojego pierwszego, polskiego mieszkania z balkonem, siedziałem na nim, odmawiając schodzenia. Dlaczego miałbym spędzać czas w domu, otoczony ścianami, kiedy mogłem spędzać czas w domu, zawieszony 10 metrów nad ziemią i otoczony niczym, tylko powietrzem? Nowość ta przestała być dla mnie ekscytująca gdzieś w połowie listopada, kiedy zostałem zmuszony do ponownego odkrycia zalet zamkniętej przestrzeni - zwierza się Jamie Stokes w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Przeczytaj felieton w oryginale!
Zajrzyj do wcześniejszych .
Po latach zacząłem doceniać kluczową rolę balkonów w polskim życiu społecznym. Jeśli dla Anglika dom jest jego twierdzą, dla Polaka balkon jest jego dziką, wolną przestrzenią. Te zawieszone w powietrzu maleńkie kawałki prawdziwych włości są dziedzictwem wszystkich Polaków. Bez względu na to, gdzie jesteś, z polskiego balkonu zawsze możesz ujrzeć góry i jeziora.
Najbardziej podstawową i satysfakcjonującą funkcją, jaką pełnią balkony, jest funkcja platformy obserwacyjnej. Nic nie sprawia Polakom takiej frajdy jak zafundowanie sobie rundki porządnego gapienia. Im wyżej jesteś, tym więcej znajdujesz rzeczy, na które możesz się gapić. Na wysokości typowego balkonu otrzymać można nieskończoną liczbę potencjalnych obiektów godnych wnikliwej obserwacji: sąsiedzi, podejrzani sąsiedzi obcokrajowcy, ludzie idący do sklepu, ludzie wracający ze sklepu, rozrabiające psy, liście – lista jest nieskończona. Widziałem kiedyś ogłoszenie dotyczące wynajmu mieszkania, w którym znajdowało się takie oto zdanie: „balkon na szóstym piętrze, wygodna balustrada, mnóstwo obiektów do gapienia.”
Balkony pełnią także funkcję strefy eksponowania bielizny. W Polsce istnieje wymóg prawny zobowiązujący wszystkich do codziennego pokazywania sąsiadom przynajmniej 50% posiadanych sztuk. Osoby powyżej 60. roku życia realizują go zwykle poprzez siedzenie w bieliźnie na balkonie, pozostali jedynie ją rozwieszają – na niezmiennie niebezpiecznych sznurkach. Praktyka ta jest powodem występowania zjawiska zwanego „czarodziejskie majtki”. Ma ono miejsce wtedy, gdy budząc się po wietrznej nocy, zastajesz swój balkon obsypany stringami i bokserkami, które wcześniej należały do twych sąsiadów. Po takim połowie przez długi czas nie musiałem kupować żadnej bielizny.
Polacy lubią psy, szczególnie duże, głośne i nadające się do powalania dzików. Niestety, większość Polaków mieszka w małych mieszkaniach i w miastach – co z takim psem komponuje się średnio. Bywa, że nieustanne i potężne szczekanie nawet najukochańszego 60-kilogramowego owczarka alzackiego staje się trudne do zniesienia w 40-metrowym mieszkaniu. Procedura, jaką stosuje się w takich okolicznościach, polega na wyrzuceniu Azorka na balkon i zamknięciu drzwi. Pies otrzymuje nieograniczoną liczbę nowych i ekscytujących rzeczy do obszczekania, ma też możliwość bezpośredniego pokazania całej okolicy swej frustracji wywołanej niemożnością podgryzania krtani dzików.
Balkony przynoszą więc wielu Polakom wiele radości, zaspokajają także ciemną stronę polskiego charakteru: apetyt na nadchodzące katastrofy i bycie zawiedzionym przez władze. Runięcie balkonu może być właśnie taką katastrofą. Prawie co miesiąc słyszy się kogoś ogłaszającego gdzieś, że wszystkie balkony wybudowane w czasach komunistycznych są tak solidne, jak mokry karton i z dużym prawdopodobieństwem mogą wyrzucić w przestrzeń nieświadomych właścicieli razem z ich psami i bielizną. Pamiętam Wielką Balkonową Panikę ’97. Zaufanie publiczne zostało przywrócone dopiero po tym, jak lokalne władze rozesłały po kraju spoconych mężczyzn z wielkimi brzuchami, których zadaniem było mocne grzmotnięcie każdego balkonu wielkim młotkiem. To na jakiś czas wszystkich uspokoiło.
Prawdziwym powodem tego, że tegoroczna kampania prezydencka zieje nudą, jest fakt, że nie pojawiła się w niej wystarczająca ilość balkonów. Te trzyminutowe spoty wyborcze, pokazujące kandydatów sadzących drzewa, siedzących za imponującymi biurkami, coś tam podpisujących, czy ściskających rękę Obamy są zupełnie nietrafione – polscy wyborcy nie będę się z nimi identyfikować. Komorowski opalający się w slipach na balkonie 17-piętrowego bloku i przedstawiający jednocześnie swe pomysły na politykę fiskalną byłby strzałem w dziesiątkę.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski