ŚwiatKomorowski: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

Komorowski: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

Prezydent Bronisław Komorowski uważa, że mimo różnych punktów widzenia na rozwój stosunków z Białorusią, kraje unijne w kontaktach z tym państwem stosują zasadę "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego".

Komorowski: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Turczyk

12.03.2012 | aktual.: 12.03.2012 12:29

W ten sposób prezydent odpowiedział na pytanie - które padło podczas poniedziałkowego spotkania ze studentami lubelskich uczelni - na temat sytuacji, jaka powstała po tym, gdy władze w Mińsku wezwały ambasadorów Polski i UE do opuszczenia kraju.

Komorowski ocenił, że władze białoruskie de facto zmusiły do solidarnego wystąpienia państwa unijne. - Nie ma co się łudzić, są różne punkty widzenia na przyszłość relacji z Białorusią w różnych krajach, ale póki co udaje się utrzymywać zasadę: "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" - oświadczył.

W ocenie prezydenta fakt, że ambasadorowie Polski i UE na Białorusi zostali poproszeni przez Mińsk o wyjechanie na konsultacje stworzyło z punktu widzenia Warszawy łatwiejszą dla nas sytuację. - Jak poproszono, żeby wyjechał ambasador UE na konsultacje, to zrobiła się już sprawa nie relacji polsko-białoruskich, tylko Białoruś-UE - zaznaczył.

Komorowski przewiduje, że jeśli okaże się, iż cała Unia dojdzie do wniosku, że warto zakończyć konsultacje, ambasadorowie wrócą na Białoruś.

- Być może następuje tu już zmiana, bo władze Białorusi się zorientowały, że teraz to one będą musiały za chwilę zabiegać o to, by ambasadorowie UE łaskawie chcieli zakończyć te konsultacje i aby wrócili do Mińska - powiedział Komorowski. Zwrócił uwagę, że nie da się prowadzić normalnej polityki w relacjach międzynarodowych bez działań ambasadorów.

W ocenie prezydenta do wspólnej polityki zagranicznej UE jest jeszcze daleka droga, ale można już mówić o postępie w tym zakresie, czego przykładem jest np. powstanie Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. - Być może to doświadczenie ze wspólną reakcją na bezprecedensowe "zachęcenie" do pojechania na konsultacje ambasadora UE i (ambasadora) jednego z krajów UE, czyli Polski, przyspieszy procesy, które zmierzają do wspólnej polityki zagranicznej Unii - ocenił prezydent.

- Polska nieprzypadkowo jest zwolenniczką wspólnej polityki zagranicznej, wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony w ramach UE, ale to są polskie postulaty, które jeszcze nie zostały zrealizowane - zauważył także Komorowski.

Pod koniec lutego Unia objęła sankcjami za łamanie praw człowieka 21 kolejnych białoruskich sędziów i policjantów. W odpowiedzi na to Białoruś wezwała ambasadorów UE i Polski do wyjazdu z Mińska. W reakcji szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton oświadczyła, że państwa UE wycofają swoich ambasadorów na konsultacje.

"Szczęście polskie"

Prezydent Bronisław Komorowski, który spotkał się ze studentami w Lublinie, przekonywał, że Polska wciąż musi gonić Europę, w czym pomagają m.in. unijne środki. Mówił też o roli Lubelszczyzny jako łącznika między Wschodem a Zachodem.

Komorowski podkreślił w swoim wystąpieniu, że "dzisiaj Lubelszczyzna może podjąć wielki wysiłek na rzecz powrotu do odgrywania roli bramy wiodącej z Zachodu na Wschód i ze Wschodu na Zachód".

- To jest tradycyjna rola, to jest miejsce Lubelszczyzny i Lublina" - mówił prezydent. Przekonywał, że ten region powinien odgrywać rolę "łącznika między Wschodem a Zachodem w wymiarze kultury i nauki".

Komorowski zaznaczył też, że jako kraj, "mimo że jesteśmy cząstką integrującej się Europy, tę Europę musimy gonić". Zdaniem prezydenta, doganiamy Europę, "o czym świadczą znakomite wyniki gospodarcze Polski".

Według prezydenta, wzrost gospodarczy, trwający w Polsce nieprzerwanie od ponad 20 lat, jest absolutnym ewenementem w skali Europy. Ocenił, że jest to efekt zarówno odważnych decyzji na początku transformacji, jak i "szczęścia polskiego", ale także efekt ciężkiej pracy milionów Polaków.

Komorowski był pytany m.in. o to, dlaczego studenci bez doświadczenia nie są postrzegani jako odpowiedni kandydaci do pracy. Prezydent odparł, że to pytanie powinno zostać skierowane do pracodawców. Jak mówił, rola państwa powinna sprowadzać się do wspierania procesów zachodzących na uczelniach, zmierzających do dostosowania ich struktury do realiów rynku pracy.

- To jest wielka szansa, ale też większa odpowiedzialność za to, czy się produkuje potencjalnie sfrustrowanych młodych ludzi, którzy będą szukali swego miejsca na rynku pracy, czy też stawiamy na te kierunki, które dają większą możliwość znalezienia pracy - oświadczył prezydent.

Komorowski odniósł się też do kwestii akademickich inkubatorów przedsiębiorczości. - Potrzeba nam większej wiary we własne siły, możliwości, większej chęci szukania sobie skutecznego miejsca na rynku - mówił.

Jeden ze studentów zapytał prezydenta, jakie projekty są realizowane na Lubelszczyźnie z Programu Rozwoju Polski Wschodniej i dlaczego jest ich tak mało.

- Wiesz co, to ja ciebie powinienem zapytać, jakie są projekty realizowane na Lubelszczyźnie w zakresie Programu Rozwoju Polski Wschodniej i chętnie bym się dowiedział (...). Wiem, że Lubelszczyzna w największym stopniu korzysta i w największym stopniu potrafiła wykorzystać ekstra środki unijne, które są przeznaczone na wsparcie dla województw wschodnich w Polsce - odpowiedział Komorowski.

Prezydent przekonywał też, że UE jako całość jest tak skonstruowana, aby stwarzać szanse na dogonienie zamożniejszych. - Te mechanizmy działają też na naszą rzecz - powiedział. Choć - jak zastrzegł - kryzys przełoży się zapewne na ilość środków przeznaczanych na mechanizmy wyrównujące szanse.

Komorowski był też pytany czy istnieje możliwość dofinansowania uczelni niepublicznych oraz czy status wyższych uczelni niepublicznych mógłby zostać zrównany ze statusem uczelni państwowych. - Albo są prywatne, albo państwowe, ja bym wolał nie mieszać tego, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie - odpowiedział.

Prezydent ocenił, że problem tkwi w czym innym - w tym, że w Polsce 60% studentów płaci za swoje wykształcenie. - To jest pytanie o równość szans - dodał.

- My stoimy wszyscy jako kraj w obliczu wielkiego wyzwania, mamy bardzo dużą ilość wyższych uczelni, studentów, ale jednego nie mamy - jakości, o tym trzeba mówić - oświadczył prezydent. Wspomniał też o tym, że najlepsza z polskich uczelni - Uniwersytet Jagielloński - jest na dalekim miejscu w międzynarodowych rankingach, bo znajduje się w czwartej setce.

- Są uczelnie na świecie, które świetnie żyją ze studentów z zagranicy. Warto przyjrzeć się temu, co stało się z uczelniami brytyjskimi, jest cała szeroka paleta uczelni, które mają ogromną ilość studentów z innych krajów, którzy przynoszą nie tylko swój entuzjazm i chęć studiowania w Wielkiej Brytanii, ale także swoją forsę - z czego korzysta uczelnia, miasto i budżet państwa. To jest wzór, do tego należy dążyć - ocenił prezydent.

Komorowski poinformował, że rozmawiał ostatnio z prezydentem Afganistanu Hamidem Karzajem na temat możliwości studiowania Afgańczyków w naszym kraju. Zaznaczył, że Polska powinna przemyśleć, czy po 2014 r. po zakończeniu misji militarnej naszych żołnierzy w tym kraju, nie fundować określonej liczby stypendiów dla studentów z Afganistanu. Jak zauważył, wykształceni u nas ludzie w naturalny sposób tworzyliby przyjazne dla Polski środowisko po powrocie ze studiów.

Podczas spotkania ze studentami pojawiły się także wątki osobiste. Komorowski przypomniał, że wychował z żoną piątkę dzieci i wszystkie z nich ukończyły studia. - Zachęcam wszystkich, to jest generalnie bardzo fajna rzecz w życiu mieć dużo dzieci - powiedział prezydent.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (118)